Niemieccy historycy krytycznie o pomniku polskich ofiar wojny
Niemcy powinni upamiętnić wszystkie ofiary wojny na wschodzie Europy, tworząc miejsce pamięci i dokumentacji, a nie pomnik - przekonywali uczestnicy dyskusji w Berlinie.
18.10.2019 | aktual.: 18.10.2019 14:46
Dyskusja odbyła się w czwartek wieczorem w Fundacji Pomnika Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie.
Inicjatywa wzniesienia w stolicy Niemiec pomnika poświęconego polskim ofiarom wojny i okupacji ma poparcie wielu polityków z różnych opcji, w tym ostatnio tak prominentnych jak przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schaeuble czy szef MSZ Haiko Maas.
Jednak istnieje też grupa historyków w Niemczech, która sceptycznie odnosi się do tego projektu, przestrzegając z jednej strony przed pomijaniem innych ofiar niemieckiej wojny na wyniszczenie na wschodzie Europy, a z drugiej przed ograniczaniem się do symboli.
- Naszym celem nie może być pomnik - powiedział były dyrektor Muzeum Niemiecko-Rosyjskiego Berlin-Karlshorst Peter Jahn. - Potrzebujemy miejsca, które będzie informować o różnych aspektach wojny (na wschodzie) i różnych grupach ofiar - podkreślał. Jahn zabiega o upamiętnienie w tej formie w stolicy Niemiec ofiar nazistowskiej polityki "przestrzeni życiowej" (Lebensraum).
Nacjonalizacja pamięci
Zdaniem prof. Martina Austa z Uniwersytetu w Bonn tylko stworzenie miejsca pamięci i dokumentacji pozwoli jednocześnie na oddanie czci ofiarom, jak i na historyczną edukacje o tym, jak wyglądała niemiecka wojna na wyniszczenie na wschodzie Europy. Niemcy wciąż bardzo mało wiedzą na ten temat - wskazywał.
- Z jednej strony chodzi o upamiętnienie ofiar i empatię, a z drugiej o spojrzenie na czyny naszych przodków - dodał Aust. Jak ocenił, ze strony polityków płyną sygnały, że inicjatywa stworzenia takiego miejsca zostanie podchwycona.
Profesor Michael Wildt z Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie ocenił, że poparcie przedstawicieli niemieckich władz dla projektu pomnika wynika nie tylko z woli uhonorowania polskich ofiar wojny, ale jest także "politycznym ustępstwem wobec ważnego kraju europejskiego, jakim jest Polska".
- Z kolei Polska pod rządami PiS ma jasny program nacjonalizacji pamięci, podkreśla się, że to Polacy są ofiarami. Mamy do czynienia z polityczną instrumentalizacją debaty - uważa Wildt.
Trudny dialog
Berliński historyk zastanawiał się też, "jaki napis miałby się znaleźć na pomniku"? - Były nie tylko polskie ofiary, ale i polscy sprawcy, jak na przykład w Jedwabnym - powiedział. - Jeśli damy się wciągnąć w nacjonalizację narracji, jaką prowadzi PiS, nie będziemy w stanie ukazać i udokumentować historii. Istnieją złożone zależności, których nie da się opisać w pięciu linijkach na pomniku - mówił.
Uczestnicy dyskusji podkreślali też, że ewentualne miejsce pamięci i dokumentacji musi powstać w dialogu z krajami, których ma dotyczyć, co jednak nie będzie proste - ze względu na różne spojrzenia tych narodów na historię II wojny światowej. - Iluzją byłoby wierzyć, że Polacy czy Ukraińcy usiądą przy jednym stole z Rosjanami - przyznał Aust.
Z apelem o wzniesienie w Berlinie pomnika polskich ofiar wojny i okupacji niemieckiej w latach 1939-1945 wystąpiła w 2017 roku grupa niemieckich polityków i historyków. Inicjatorem apelu był architekt Florian Mausbach. Wskazano już nawet miejsce, gdzie monument miałby stanąć. To Plac Askański nieopodal ruin dworca kolejowego Anhalter Bahnhof.
Miejsce to odwiedzili 1 września br., w 80. rocznicę niemieckiej napaści na Polskę, marszałek Sejmu Elżbieta Witek i przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schaeuble, co uznano za sygnał, że projekt pomnika nabiera impetu.
Zobacz też:
Historyk: Pomnik polskich ofiar nazizmu nie wystarczy
SZ: 240 posłów Bundestagu poparło apel o pomnik Polaków w Berlinie