PolskaNiemiec sołtysem polskiej wsi

Niemiec sołtysem polskiej wsi

Siegmund Dransfeld - rodowity Niemiec z kartą stałego pobytu w Polsce został sołtysem wsi Zakrzów niedaleko Góry św. Anny (opolskie). W styczniowych wyborach pokonał swoją poprzedniczkę zaledwie jednym głosem.

Niemiec sołtysem polskiej wsi
Źródło zdjęć: © PAP

13.02.2007 18:43

Siegmund Dransfeld jest najprawdopodobniej jedynym szefem wiejskiego samorządu - obcokrajowcem. W Zakorzwie zamieszkał w 1996 r. Wydzierżawił dawne Państwowe Gospodarstwo Rolne, które przejął z całym "dobrodziejstwem inwentarza".

Miałem konkurenta - rolniczą spółdzielnię produkcyjną z sąsiedniej wsi. Ja zaakceptowałem wszystkie warunki przetargu - w tym obowiązek administrowania osiedlem pegeerowskich bloków - powiedział sołtys.

Dodał, że już po wydzierżawieniu gospodarstwa miał momenty zwątpienia i chciał wracać do domu. Najpierw była euforia i wizje wspaniałej firmy, potem - kiedy zobaczyłem te zdewastowane obory i budynki - był szok. W pierwszych latach chciałem nawet wracać - wspominał.

Sołtys odpowiada, że do kandydowania na najwyższy wiejski urząd namówili go mieszkańcy Zakrzowa. Ja zawsze pomagałem, ile mogłem mieszkańcom wsi. Widocznie uznali, że sprawdzę się jako sołtys. Nie prowadziłem żadnej kampanii wyborczej. Chyba nie musiałem, bo wszyscy mnie tu znają - ocenił.

Dodał, że na razie nie musiał jeszcze w żadnym urzędzie występować oficjalnie jako sołtys. To jeszcze przede mną. Urzędnicy pewnie będą mieli dziwne miny, kiedy usłyszą jak się nazywam i moją niezbyt dobrą jeszcze polszczyznę - powiedział.

Rolnik z Westfalii, z dolnośląskimi korzeniami, wiąże przyszłość swojej rodziny z Zakrzowem. Dwaj moi starsi synowie studiują w Polsce - jeden na Akademii Rolniczej, drugi na Politechnice Opolskiej. Najmłodszy uczy się w gimnazjum. Tutaj chcemy zostać i budować naszą przyszłość - zaznaczył.

Na decyzję o osiedleniu się w Polsce duży wpływ miały względy sentymentalne. Matka sołtysa pochodzi z Dolnego Śląska, z okolic Henrykowa. Mama zawsze miała olbrzymi sentyment do swoich rodzinnych stron, we mnie pojawił się on po wycieczce, na jaką przyjechałem tu w latach 80. - opowiadał Dransfeld.

Właściciel kilkusethektarowego gospodarstwa podkreślił, że realne zyski z prowadzonej działalności zacznie osiągać dopiero któreś z następnych pokoleń Dransfeldów. To ciężka praca i opłacalność w przyszłości. Nie ma szans, żeby szybko zarobić. Trzeba iść do przodu powoli i małymi krokami - podsumował.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)