Niemcy. Strzelanina w Hanau. Mieszkańcy wciąż czują strach. "Nie wychodzę z domu"
- Czuję niesamowity strach. Od trzech dni nie wychodzę z domu - mówi WP pani Panek, która mieszka w Hanau. Słyszała moment, w którym doszło do strzelaniny w jednym z barów w tym mieście. W tragedii zginęło 11 osób.
21.02.2020 | aktual.: 23.02.2020 08:38
W środę wieczorem Tobias R. zabił w niemieckim Hanau zabił 9 osób, a poważnie zranił kolejne osiem. Wszystko wskazuje na to, że później zastrzelił też własną matkę i popełnił samobójstwo.
Pierwsze strzały Tobias R. oddał w palarni fajek wodnych "Midnight", gdzie zabił cztery osoby. Po jego opuszczeniu udał się leżącej po drugiej stronie rzeki Men baru Arena. Wszedł do baru bocznymi drzwiami i zastrzelił w nim w sumie pięć osób.
Pani Panek mieszka w Hanau, w bloku znajdującym się niedaleko baru Arena. Jest żoną Polaka, ma dwójkę małych dzieci. - Kiedy podeszłam z telefonem do okna, słyszałam strzały, krzyki. Widziałam, jak karetka wynosi ludzi - mówi WP mieszkanka Hanau.
Pytana, czy znała osoby, które zginęły w ataku, odpowiada: - Znałam jednego pana, który pracował w pobliskim kiosku. Często drukował mi zadania dla dzieci z internetu.
Niemcy. Tragedia w Hanau. Wśród ofiar kobieta z polsko-romskiej rodziny
Z nieoficjalnych informacji "Der Tagesspiegel" wynikało, że wśród ofiar śmiertelnych była również Polka. Później okazało się, że była to kobieta pochodząca z polsko-romskiej rodziny. Była kelnerką w barze Arena. W trakcie ataku w restauracji przebywała jako gość. Wśród znajomych była znana jako "Mercedes".
- Mercedes... Słyszałam o niej od jej teściowej oraz szwagierki. Miło o niej mówiły. Wspominały też, że jej syn świata nie widzi poza nią - mówi nam kobieta.
Dodaje też, że w piątek nieopodal baru miała się pojawić rodzina Mercedes.
Strzelanina w Hanau. Strach nie opuszcza mieszkańców
- Od trzech dni nie wychodzę z domu - wyznaje nam mieszkanka Hanau. - Czuję niesamowity strach, ponieważ mam dwójkę małych dzieci - dodaje.
Jej dzieci mają 3 i 8 lat. Kobieta mówi, że okoliczne sklepy są zamknięte. Wszędzie stoją radiowozy. Nie słychać miejskiego gwaru. - Jest niesamowita cisza - mówi nam jeszcze.
- Ciężko jest, ale radzę sobie. Staram się jakoś zająć dzieci, chociażby robieniem pączków na tłusty czwartek. Włączam im bajki, malują, czytamy. Musimy żyć dalej - dodaje jeszcze pani Panek.
Na prośbę bohaterki artykułu jej imię zostało zanonimizowane.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl