PolskaNiemcy rozwieszający antypolskie plakaty staną ponownie przed sądem

Niemcy rozwieszający antypolskie plakaty staną ponownie przed sądem

Trzej Niemcy, w tym radny z Goerlitz, będą
musieli ponownie stanąć przed polskim sądem za rozwieszanie na
Dolnym Śląsku plakatów o antypolskim charakterze - zdecydował Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. Wcześniej jeleniogórski sąd
umorzył warunkowo sprawę ze względu na niską szkodliwość społeczną
czynu.

Niemcy: Juergen H.-D., radny z Goerlitz, Robert G. G., wcześniej karany, oraz Stephen R. rozwieszali antypolskie plakaty na Dolnym Śląsku, głównie w miejscowościach przygranicznych: Karpaczu, Szklarskiej Porębie, Cieplicach i Jeleniej Górze, w maju i lipcu 2004 r.

Na plakatach oprócz tekstu w języku niemieckim były zdjęcia mające przedstawiać zagłodzone dzieci niemieckie, leśną egzekucję Niemca, którą przeprowadzają Polacy. Widniał też napis: "Polacy i Czesi witamy w UE", dalej ostrzeżenie, że "niemieckie prawo działa wiecznie i wszyscy mordercy zostaną osądzeni".

Apelację do sądu złożył prokurator, który nie zgodził się z decyzją sądu. Wskazywał przede wszystkim, że sprawa nie powinna być warunkowo umorzona, bowiem nie spełniono wszystkich warunków, m.in. jeden z oskarżonych był już karany. Dlatego prokurator wnosił o cofnięcie sprawy i ponowne rozpatrzenie przez sąd I instancji.

Adam Dec z Prokuratury Apelacyjnej twierdził w sądzie, że trzej Niemcy to "mąciciele, którym chodziło o wzburzenie opinii publicznej". Tymczasem - mówił prokurator - delikatność w stosunkach polsko-niemieckich, zwłaszcza w kwestiach dotyczących II wojny światowej, jest bardzo potrzebna. Ponadto zauważył, że sprawa nie miała charakteru incydentalnego, bowiem Niemcy swoje plakaty rozwieszali dwukrotnie, w maju i lipcu 2004 r.

Natomiast Aleksander Ilgmann - który reprezentował radnego z Goerlitz Juergena H.-D., ale mówił w imieniu trzech oskarżonych - twierdził, że cała sprawa miała być jedynie "prowokacją historyczną", a nie ideologiczną czy polityczną.

Oskarżeni nie chcieli znieważyć narodu polskiego czy nawoływać do nienawiści. Sprawa została rozdmuchana przez media - mówił obrońca. Dowodził, że wina oskarżonych nie może być znaczna, bo "nie wiedzieli, że to czyn karalny". Skąd mieli wiedzieć, skoro Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze nie miał tej świadomości - mówił obrońca. Ostatecznie sąd przychylił się do apelacji prokuratora i cofnął sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Według sędzi sprawozdawcy Zofii Świdy, sprawa nie może być warunkowo umorzona, bowiem nie zostały wyczerpane wszelkie przesłanki. Sędzia tłumaczyła, że aby sprawa mogła zostać umorzona, oskarżeni muszą się przyznać do winy, musi być niska szkodliwość społeczna czynu. I te przesłanki zostały spełnione, ale pozostałe już nie - mówiła Świda. Przypomniała, że jeden z oskarżonych Robert G. G. był karany za jazdę pod wpływem alkoholu. A sprawę można umorzyć tylko wobec osoby nigdy niekaranej.

Ponadto - przypomniała sędzia - oskarżeni podczas rozprawy w jeleniogórskim sądzie nie okazali skruchy, a wręcz mówili o rozwieszaniu plakatów jako o "swojej misji dziejowej". A zatem nie ma gwarancji, że więcej tego nie zrobią - dodała. Wyrok jest prawomocny.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)