Niemcy ratują polskie sanatoria - tanio i blisko
Lada dzień w Berlinie rozpoczynają się największe europejskie targi turystyczne ITB. Jak co roku Polska będzie widoczna. Nie tylko w hali narodowej. W zasadzie Niemcom nie trzeba specjalnie zachwalać i reklamować turystycznych uroków naszego kraju. Dziesiątki biur podróży od lat wysyła do Polski niemieckich turystów. Najczęściej na leczenie sanatoryjne.
02.03.2012 | aktual.: 08.03.2012 10:42
Sobotni poranek w Berlinie. O szóstej miasto jeszcze śpi. Na chodniku w dzielnicy Buckow czekają Doris i Fred Garbaczok z dwoma walizkami. Podjeżdża busik. - Dzień dobry, dziękuję, że są państwo tak punktualni - mówi kierująca Petra Franke. - Dziś wyjeżdżamy bez opóźnień - cieszy się. Garbaczokowie są ostatnimi pasażerami do odebrania. Drzwi zamykają się z trzaskiem. "To teraz do Świnoujścia!"
Pełen serwis - "od drzwi, do drzwi".
W każdą sobotę z samego tylko Berlina wyjeżdża kilkadziesiąt takich busów w kierunku polskiego Wybrzeża. Z pełnym serwisem "od drzwi, do drzwi". Sprzed domu do Świnoujścia, Kołobrzegu, Darłowa, czy Międzyzdrojów. Na pokładzie Niemcy, którzy zdecydowali się na kurację w polskich sanatoriach. Niegdysiejszy luksus stał się dobrem powszednim. Prawie 300 tysięcy Niemców odwiedza rocznie Polskę, ponad 100 tysięcy z nich w celach zdrowotnych. I jest to tendencja rosnąca.
Niemcy najczęściej odwiedzają kliniki dentystyczne, z których wiele ma już umowy z niemieckimi kasami chorych. Rzadziej chodzi o zwykłe plomby, raczej o koronki, mosty, czy implanty. Poza tym powodzeniem cieszą się operacje plastyczne oraz leczenie w klinikach ginekologicznych oferujących in vitro. W Niemczech na dofinansowywanie leczenia mogą liczyć tylko małżeństwa, które obowiązuje górna granica wieku - kobiety do 40 roku życia, mężczyźni do 50. Dodatkowo bardziej restrykcyjne niż w Polsce są procedury związane z przeprowadzeniem sztucznego zapłodnienia. A prywatne in vitro jest wielokrotnie droższe, niż w Polsce. Prym wśród celów turystyki medycznej Niemców wiodą, jednak sanatoria.
- W tym roku wyślemy do polskich sanatoriów przynajmniej 12 tysięcy osób - mówi Rainer Lowenberg z biura podróży "MediKur" w Berlinie, specjalizującym się w turystyce medycznej. - Co roku jest to około 10% więcej, niż w poprzednim - dodaje. Kiedy "MediKur" zaczynał w 1999 roku, był pionierem na tym rynku. Z takim boomem Lowenberg wtedy się nie liczył. Pierwszymi klientami byli starsi Niemcy, pochodzący z terenów obecnej Polski zachodniej i północnej, którzy przede wszystkim chcieli zobaczyć swój Heimat. Jednak oszczędności w niemieckim systemie zdrowotnym doprowadziły do nowego trendu: "kuracja w Polsce na każdą kieszeń".
Wszystko po niemiecku
"Guten Tag, herzlich willkommen! Auf Wiedersehen, gute Reise!", "Dzień dobry, serdecznie witamy! Do widzenia, dobrej podróży" - recepcjonistka w hotelu "Irys" w Świnoujściu nie ma chwili przerwy. W weekend przez cały czas jedni goście przyjeżdżają, inni wyjeżdżają. Tak jest we wszystkich sanatoriach na Wybrzeżu. - Jutro badanie lekarskie i pierwsze zabiegi, dziś spotkanie z pilotką turystyczną. Tu jest stołówka, piętro niżej fryzjer, kosmetyczka i gabinety zabiegowe - objaśnia recepcjonistka non stop. Wszystko po niemiecku. Również w stołówce trudno usłyszeć polski język, podobnie na zabiegach.
- Średnio 90% naszych kuracjuszy to Niemcy - mówi Jerzy Fifielski, kierownik "Irysa". W stuletniej willi już przed wojną mieściło się sanatorium. Potem był tu zakładowy dom wypoczynkowy, sprywatyzowany po przełomie. W 2010 dużym nakładem finansowym hotel został wyremontowany. - Jeżeli chce się być konkurencyjnym, trzeba podwyższać standard - tłumaczy Fifielski.
Opłaciło się. - Po remoncie odezwały się do nas nowe biura z Niemiec - dodaje. Pożądany rynek. - Niemiecki klient jest pewny. Przyjeżdża stale i płaci. - mówi Fifielski. Z rodzimym klientem jest ciężko. - Jest wielu Polaków, którzy mogą sobie pozwolić na kuracje - przyznaje, ale ci wybierają raczej nowoczesne ośrodki spa, z wszelkimi atrakcjami, często za granicą. - Małe sanatoria oferują tradycyjne kuracje, dla starszych ludzi.
Którego polskiego emeryta stać na prywatny wyjazd do sanatorium? - mówi Fifielski. - Musimy polegać na Niemcach - dodaje. Niemiecki kuracjusz ma czuć się dobrze i swobodnie: personel mówi po niemiecku, program rozrywkowy zawiera to , co Niemcom się podoba. - Lubią tańczyć i śpiewać, dlatego organizujemy dla nich wieczorki rozrywkowe - dodaje. Jest też kurs polskiego, co, ku zaskoczeniu kierownika, okazało się trafionym pomysłem. - Niemcy się cieszą, kiedy mogą powiedzieć kilka słów po polsku i zostaną zrozumiani - wyjaśnia.
"Irys" stoi na samej promenadzie, w szeregu willi. Cała sanatoryjna dzielnica Świnoujścia wygląda podobnie. Tylko na obrzeżu dwie szare bryły budynków z czasów PRL-u i nowoczesny hotel oddany w zeszłym roku. Inaczej niż Kołobrzeg, czy Mielno, Świnoujście wabi tradycyjnym charakterem, rodem z przedwojennych pocztówek. Tyle, że dzisiejsi goście narzekają na brak rozrywek, zwłaszcza poza letnim sezonem. Wtedy właśnie przyjeżdża większość niemieckich gości. Basen staje się podstawowym wyposażeniem każdego pensjonatu czy hotelu. W Świnoujściu też się to zauważa. W zeszłym roku powstał pierwszy czterogwiazdkowy hotel w mieście. Oczywiście nastawiony na niemieckich turystów. Za dwa lata mają stać już dwa następne, cztero- i pięciogwiazdkowy, z molem i aquaparkiem. W ten sposób miasto ma upodobnić się do reszty polskich uzdrowisk nad Bałtykiem.
Przyjeżdżają, bo jest blisko
Większość Niemców nad Bałtykiem, to mieszkańcy wschodnich i północnych landów. Odległość jest decydującym czynnikiem. - Trzy godziny samochodem i jesteśmy na miejscu - mówi Fred Garbaczok, który wcześniej dwa razy wybrał się do Kotliny Jeleniogórskiej. - Dla nas, Berlińczyków, polski Bałtyk jest znacznie praktyczniejszy - wyjaśnia.
Garbaczokowie są już ósmy raz na kuracji w Świnoujściu. Zawsze w tym samym hotelu, zawsze w zimie. Stałych gości w Świnoujściu jest wielu, niektórzy przyjeżdżają nawet dwa razy w roku, jesienią i wiosną. - To typowe - potwierdza Fifielski. W lecie dla wielu starszych ludzi jest tu zbyt tłoczno i głośno. Zimowa pogoda nie odstrasza gości z Niemiec. Mimo śniegu i przenikliwego wiatru na plaży w lutym spacerują dziesiątki turystów. Język niemiecki przeważa.
Ważna rolę odgrywają ceny. Poza latem są znacznie niższe. - Nasi goście nie są bogaci. To głównie emeryci, ze średniej klasy - mówi Fifielski. Co trzeci niemiecki kuracjusz korzysta z możliwości dopłaty do kuracji z kasy chorych. Większość, jednak płaci z własnej kieszeni.
- Procedura uzyskania dopłaty jest zbyt długa i skomplikowana - mówią Garbaczokowie. Raz na trzy lata można liczyć na dopłatę, w praktyce niemieckie kasy coraz częściej odrzucają wnioski. - A ceny w Polsce są na tyle atrakcyjne , że możemy sobie pozwolić na przyjazd raz w roku i to bez dopłaty - wyjaśniają. "Kuracja-Light", mówią o swoim pobycie. Nie tyle leczenie, ile "doładowanie akumulatorów". Masaże, gimnastyka wodna, relaks i spacery. To cel większości niemieckich gości. Garbaczokowie są zadowoleni nie tylko z ceny, ale i jakości oferty. Inaczej nie przyjeżdżaliby, co roku, śmieje się Doris.
"Turystyka medyczna" to nasza specjalność
Zainteresowanie zagranicznych gości polskim kurortami i klinikami zauważają też polskie władze. "Turystyka medyczna" została uznana przez rząd w Warszawie za jedną z 15 polskich "specjalności eksportowych". Jeden z najważniejszych sektorów polskiej gospodarki. - Potencjał jest znaczący - mówi Jan Wawrzyniak, szef placówki Polskiej Organizacji Zagranicznej w Berlinie. W tej dziedzinie Polska może konkurować z Czechami, czy Węgrami. - Bliskość jest najsilniejszym argumentem Polski. Do tego różnorodność ofert, znacznie większa, niż u naszych konkurentów: i w zakresie schorzeń i lokalizacji. Leczyć się można w Polsce i nad morzem i w górach i nad jeziorami i na nizinach - wylicza.
Szef biura turystycznego "MediKur" Rainer Lowenberg jest bardziej ostrożny w ocenie. - W Polsce jest już nadmiar ofert w stosunku do zainteresowania nimi - mówi. - W przyszłości szansę będą miały tylko te placówki, o wysokiej, jakości, a z tym w Polsce często jest nadal ciężko. W Czechach średni standard jest, jednak wyższy - ocenia. Choć, dodaje, że "w związku z sytuacją ekonomiczną w Niemczech nadal nie zabraknie gości, którzy będą kierować się przede wszystkim ceną". Busy będą nadal jeździć na polskie Wybrzeże, w to nie wątpi. Także Petra Wicht przygotowuje się na następny wyjazd. W najbliższych tygodniach jej bus jest już całkowicie zabukowany.
Z Berlina dla polonia.wp.pl