ŚwiatNiemcy. "Niebezpieczna zależność od Rosji"

Niemcy. "Niebezpieczna zależność od Rosji"

Niemcy znalazły się w trudnej sytuacji w związku z kryzysem ukraińskim: połowę gazu ziemnego pozyskują z Rosji - stwierdza na łamach Deutsche Welle Thomas Kohlmann. Zaznacza, że kurs na uzależnienie od Gazpromu wytyczono już dawno.

Niemcy. "Niebezpieczna zależność od Rosji"
Niemcy. "Niebezpieczna zależność od Rosji"
Źródło zdjęć: © East News | Pool Sputnik Kremlin
oprac. AJK

26.01.2022 | aktual.: 26.01.2022 21:42

"Kryzys na Ukrainie doprowadził do znacznego pogorszenia stosunków między Rosją a Zachodem". Tym zdaniem Matthias Basedau i Kim Schultze rozpoczynają swoją analizę pt. "Zależność od importu energii: ryzyko dla Niemiec i Europy?".

Stwierdzają w niej, że "Niemcy i Europa są w znacznym stopniu uzależnione od importu energii z Rosji. Dotyczy to przede wszystkim gazu ziemnego, ropy naftowej i węgla kamiennego. Wobec pogarszających się stosunków z Rosją coraz głośniejsze są ostrzeżenia, że rząd rosyjski może wykorzystać ewentualne wstrzymanie dostaw jako broń polityczną na wielką skalę".

Istotne, że analiza powstała w 2014 roku jako opracowanie GIGA German Institute of Global and Area Studies - Instytutu Leibniza ds. Globalizacji i Studiów Regionalnych w Hamburgu.

Zależność od Rosji wzrosła

Od tego czasu w analizie geopolitycznej nic się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie: Władimir Putin wrzucił wyższy bieg w swojej polityce zagranicznej i energetycznej. Prezydent Rosji gruntownie zmodernizował siły zbrojne swojego kraju i wywiera coraz większą presję na kraje sąsiednie i część UE, wykonując groźne gesty wojskowe.

Fatalne jest to, że zależność Niemiec od importu energii z Rosji jeszcze bardziej wzrosła w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Od 2012 roku udział samych tylko dostaw rosyjskiego gazu ziemnego wzrósł z 40 do 55 procent – to wzrost o ponad jedną trzecią. Również w przypadku importu ropy naftowej udział Rosji wzrósł w tym samym okresie o 10 procent - 38 do 42 procent.

Zimne kaloryfery?

Co drugie mieszkanie w Niemczech jest już ogrzewane gazem i w zależności od pogody okres grzewczy może trwać nawet do końca marca. Eksperci są jednak przekonani, że w przypadku eskalacji konfliktu na Ukrainie nie trzeba się obawiać zimnych kaloryferów.

Zobacz też: Zadziwiające słowa Donalda Trumpa o Rosji i Ukrainie. Reakcja ambasadora

- Gdyby to zależało tylko od globalnej podaży, moglibyśmy już jutro zastąpić rosyjski gaz ziemny - tak "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" ("FAS") cytuje Andreasa Goldthaua, eksperta ds. energii w Niemieckiej Radzie Stosunków Zagranicznych (DGAP).

- Pytanie brzmi: ile chcemy za to zapłacić? - stwierdza. W przypadku zamrożenia dostaw Europa miałaby trzy możliwości: zakup większej ilości gazu ziemnego od innych krajów-dostawców za pośrednictwem gazociągów, import większej ilości skroplonego gazu ziemnego (LNG) tankowcami lub wykorzystanie magazynów gazu.

Z wysokimi cenami gazu boryka się przede wszystkim przemysł, który w Niemczech jest największym odbiorcą gazu ziemnego (ok. 35 proc.). Dla szczególnie energochłonnych sektorów, takich jak przemysł aluminiowy, nawozowy czy ceramiczny, produkcja przestaje być opłacalna, gdy cena gazu ziemnego osiągnie pewien poziom.

Magazyny gazu słabo napełnione

Dostęp do magazynów gazu nie jest jednak taki prosty. Dzieje się tak, ponieważ poziom napełnienia magazynów, które znajdują się głównie w północnych Niemczech, jest rekordowo niski.

Obraz
© DW

Potwierdza to Sebastian Bleschke z Inicjatywy Zgromadzenia Energii (INES). - Niemcy mają czwarte co do wielkości na świecie możliwości magazynowania gazu ziemnego, co z pewnością jest jednym z powodów, dla których wiele osób, zwłaszcza na rynku wewnętrznym UE, przygląda się teraz niemieckim magazynom. Ich zapełnienie wynosi obecnie prawie 42 procent. Poziomy napełnienia nigdy nie były tak niskie w tym momencie - mówi DW dyrektor stowarzyszenia branżowego operatorów niemieckich magazynów gazu i wodoru.

Pikantny szczegół: dziesięć procent niemieckich magazynów gazu jest eksploatowanych przez spółki córki bliskiej Kremlowi grupy Gazprom. Jak potwierdza Sebastian Bleschke, są one wypełnione gazem tylko w siedemnastu procentach, w przeciwieństwie do 50 procent w pozostałych magazynach.

Norwegia i Holandia nie mogą zwiększyć dostaw

Europejskie kraje produkujące gaz, takie jak Norwegia, Holandia czy Wielka Brytania, nie są w stanie zastąpić gazu z Rosji. Według rządu w Oslo Norwegia produkuje tyle, ile może, a Holandia również nie może zwiększyć swoich dostaw.

Sama Wielka Brytania cierpi z powodu niedoboru gazu ziemnego i rekordowych cen, które już doprowadziły do bankructwa całą serię mniejszych dostawców gazu.

LNG nie jest (jeszcze) konkurentem

W ostatnich tygodniach z USA do Europy wyrusza coraz więcej tankowców ze skroplonym gazem ziemnym LNG. Jednak w przeciwieństwie do krajów sąsiednich, takich jak Holandia, Niemcy nie posiadają na swoim wybrzeżu ani jednego terminalu LNG. Zamiast tego Niemcy mają wypełniony rosyjskim gazem Nord Stream 2, który czeka na pozwolenie użytkowania.

W przypadku Nord Stream 2 niemieckie delikatne podejście do zależności energetycznej od Rosji jest szczególnie wyraźne. Raz minister spraw zagranicznych Niemiec Annalena Baerbock przedstawia tą zależność jako potencjalne zagrożenie sankcjami wobec Rosji, innym razem Olaf Scholz relatywizuje to projekt czysto prywatny. Kanclerz zmienił jednak ostatnio zdanie i wspomniał o możliwości zamknięcia gazociągu w przypadku rosyjskiej inwazji.

Przedstawiciele branży nie wierzą jednak, że Rosja całkowicie zaprzestanie dostaw gazu na zachód. Klaus-Dieter Maubach, szef koncernu energetycznego Uniper, zwraca uwagę, że nawet w czasie zimnej wojny i po aneksji Krymu Rosja dotrzymywała swoich długoterminowych zobowiązań w zakresie dostaw.

Obraz
© DW

Udział rosyjskiego gazu ziemnego w zapotrzebowaniu Niemiec szacuje się na 50 procent. Ulega to jednak wahaniom, szczególnie w ostatnim czasie. Według danych ICIS Rosja dostarczyła w grudniu ubiegłego roku zaledwie 32 procent gazu ziemnego zużytego w Niemczech. Norwegia wniosła 20 procent, a Holandia 12 procent. Tylko pięć procent zapotrzebowania na gaz ziemny w Niemczech pokrywane jest z produkcji krajowej. Około 22 procent pochodziło z kawern magazynowych, a reszta z innych źródeł.

Ale nawet przy niższym niż 50 procent udziale importu prezes Uniper mówi jasno, że "Rosji nie da się w najbliższych latach zastąpić jako dostawcy". Ponadto w ramach zwrotu energetycznego przewiduje się wyłączenie trzech wciąż czynnych niemieckich elektrowni jądrowych oraz stopniowe odchodzenie od produkcji energii z węgla. Aby zlikwidować powstałe w ten sposób luki energetyczne, gaz ziemny pozostaje dla Niemiec głównym kopalnym źródłem energii.

Więcej zakupów na rynku spotowym

Europejscy dostawcy i importerzy od dziesięcioleci mają umowy na dostawy rosyjskiego gazu płynącego rurociągami na okresy do 30 lat. Jedną z przyczyn ekstremalnego wzrostu cen gazu ziemnego jest fakt, że wielu dostawców kupuje gaz "od ręki", czyli w krótkim czasie na tak zwanym rynku spotowym. Ceny wzrosły tam wielokrotnie w ciągu ostatniego roku, a dostawcy teraz dopiero zauważyli swój błąd.

Eksperci od energii są zgodni: zanim zrekompensuje się ewentualne braki w dostawach z Rosji drogimi dostawami LNG, sezon grzewczy już minie.

Czas jednak działa na korzyść Niemiec i UE, która łącznie otrzymuje około 40 procent swojego zapotrzebowania na gaz z Rosji. - Wraz z postępem zimy bardziej prawdopodobne jest złagodzenie temperatur - mówi Sebastian Blaschke. - Ale pozostaje niepewność - dodaje.

Gaz ziemny będzie więc nadal drożał, przynajmniej do wiosny. Prawdziwe rozluźnienie sytuacji powinno jednak nastąpić dopiero wtedy, gdy w geopolitycznym pokerze między Władimirem Putinem a Zachodem pojawi się pokojowe rozwiązanie.

Autor: Thomas Kohlmann - Deutsche Welle

Przeczytaj też:

Źródło artykułu:Deutsche Welle
niemcyrosjagazprom
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (69)