Nielegalna praca w Finlandii
Firma-krzak werbuje we Wrocławiu Polaków do
nielegalnej pracy w Finlandii. Na miejscu młodzi ludzie pukają od
drzwi do drzwi i sprzedają tandetne obrazki - pisze "Gazeta
Wyborcza".
Na uczelniach we Wrocławiu pojawiły się ogłoszenia o pracy w Finlandii. Kontakt - tylko przez komórkę. Gazeta dotarła do osób, które skorzystały z oferty już w ubiegłym roku. Anna, absolwentka Politechniki Wrocławskiej: "Chciałam zobaczyć ten kraj i dorobić sobie". Twierdzi, że nie poinformowano jej, że handel obnośny jest w Finlandii zabroniony. Na miejscu od organizatorów kupowała małe obrazki za 4,5 euro i sprzedawała po 10 euro - podaje dziennik.
"Chodziliśmy po domach, głównie w małych miasteczkach w środkowej Finlandii - wspomina Anna. Pukając do drzwi, recytowali wyuczone na pamięć kwestie po fińsku: "Podawaliśmy się za studentów sztuk pięknych, którzy zbierają na studia. Niektórzy mówili, że chcą zarobić na wyjazd do Rovaniemi, wioski św. Mikołaja". Magda, studentka Uniwersytetu Wrocławskiego: "Do jednego domu przychodziło nawet po kilka osób. W gazetach pojawiły się w końcu informacje, aby nie otwierać drzwi Polakom z obrazkami"- informuje gazeta.
Niektórzy Finowie kupowali obrazki, ale czasami wzywali policję. Zatrzymanie "obrazkowicza" kończy się wydaleniem z Finlandii. Andrzej Jasionowski, radca ambasady RP w Helsinkach, potwierdza nielegalność handlu obnośnego w Finlandii. "Niestety, ten proceder ma charakter zorganizowany, a funkcjonuje dzięki naiwności polskich obywateli. To wszystko wpływa na bardzo zły wizerunek Polski" - dodaje - pisze "Gazeta Wyborcza".
Jan Karaś z ambasady Finlandii w Warszawie: "Nasza ambasada nie upoważniła nikogo w Polsce do pośrednictwa pracy w Finlandii. A praca do trzech miesięcy nie wymaga zezwolenia tylko w przypadku zbiorów runa leśnego, owoców i warzyw oraz pracy na farmach futrzarskich". Tymczasem organizatorzy wyjazdu do Finlandii nie widzą nic złego w chodzeniu po domach, mimo że to nielegalne. "Nie tylko ja takie wyjazdy organizuję" - tłumaczy Piotrek. Nie chce podać swojego nazwiska. "Tylko raz miałem do czynienia z deportacją swojego pracownika, gdy ten zaczął kraść" - dodaje. Wyjaśnia, że gdyby zarejestrował firmę, uczestnicy wyjazdów zarobiliby o wiele mniej. "A pozwolenia na pracę są niepotrzebne" - uważa - informuje dziennik.
W ostatni piątek dziennikarzom gazety udało się wejść na jedno ze spotkań organizacyjnych chętnych do pracy w Finlandii. W prywatnym mieszkaniu we Wrocławiu zebrało się ok. 20 osób. Organizator przedstawił się jako Piotrek, wiek ok. 30 lat. Zagaił, że pośrednictwem pracy zajmuje się od 11 lat. Obiecał duże zarobki za pracę po kilka godzin dziennie. "Wyjeżdżamy w jednej grupie, mieszkamy na kempingu, na miejscu kupujecie ode mnie obrazki i potem sprzedajecie po domach" - tłumaczy. "Na kempingu mówimy, że jesteśmy grupą przyrodników z Polski. Warto zabrać ze sobą rower" - opisuje gazeta. (PAP)