Niektórzy w metrze mają ich za "bredzących wariatów"
Sztuka teatru ulicznego kwitnie w Nowym Jorku, tym razem w... kolejkach metra. Stało się tak za sprawą Freda Jonesa i Paula Marino, którzy wystawiają tam m.in. fragmenty utworów Szekspira.
Pasażerowie pociągów linii F, G, J, L i R przeżywają nie lada atrakcję, kiedy niespodziewanie mogą usłyszeć podczas podróży strofy z "Romea i Julii", "Króla Lira" czy "Hamleta", ale również inne teksty.
27-letni Jones i dwa lata starszy Marino występują jako duet Popeye i Cloudy; pseudonimy zaczerpnęli od postaci detektywów z filmu "Francuski Łącznik". Imitują komików Abbotta i Costello znanych z radia, filmu i telewizji jeszcze w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Nie stronią także od improwizowanych scen przygotowanych specjalnie dla widowni z metra.
Jones studiował teatrologię na Uniwersytecie Teksaskim. Marino ma dyplom z ekologii i ewolucji prestiżowego Dartmouth College. Łączy ich zamiłowanie do aktorstwa, a zwłaszcza gra w niekonwencjonalnych warunkach.
"Jestem zakochany w tego rodzaju sztuce; organicznej, dzikiej sztuce przedstawienia ulicznego" - tłumaczył pomysłodawca oryginalnego przedsięwzięcia Marino, cytowany przez "New York Timesa".
Jones zaręcza, że nigdy nie chciał się wiązać z biurokracją towarzyszącą zawodowemu aktorstwu. Na co dzień pracuje, jak wielu nowojorskich artystów, w restauracji. Jest menedżerem w Hearth Restaurant w East Village na Manhattanie. Początkowo Jones chciał występować tylko dla zabawy i nie przyjmować pieniędzy. Ostatecznie jednak na zakończenie każdego spektaklu, artyści ogłaszają, że jeśli widzowie "chcą okazać trochę miłości", dotacje są bardzo mile widziane.
Aktorzy spotykają się na ogół z życzliwym przyjęciem, z wyjątkiem policji. Artystyczne produkcje są bowiem w wagonach metra zakazane. Marino i Jones przyznają, że byli zatrzymani, ale nigdy nie zostali uwięzieni. Zdarzyło się też, że - jak powiadają - pijany pasażer, który nie lubił teatru, a może zbyt bardzo się z nim utożsamiał, rzucił w Marino butelką. - Niektórzy ludzie chcą, żebyś się zamknął - wyjaśnił.
Zdaniem aktorów, ich fani przewyższają liczbę wrogo nastawionych osób. Zwłaszcza w weekendowe noce do ok. godz 23, ponieważ później "pijacy zaczynają robić dziwne rzeczy, kiedy Szekspir jawi się u ich stóp" - oznajmił Jones nowojorskiemu dziennikowi.
Artystów z metra uskrzydla energia tłumu. Dyskutują z swoją widownią po występie. Wcześniej wykorzystują kluczowy element zaskoczenia. Wchodzą wejściami z dwóch przeciwnych stron wagonu. Podczas gdy jeden opiera się nonszalancko na metalowym drążku, drugi natychmiast wciela się w odgrywaną postać. Mają sztuczne brody, gałki oczne z tworzyw sztucznych i, kiedy trzeba, gumowe maski szokując nieraz pasażerów. "Upływa chwila zanim się oni otrząsną i zorientują, że jest to wykonawca, a nie bredzący wariat" - opisuje oryginalny spektakl "New York Times". Szczególnie podekscytowane bywają dzieci. Czasem ukrywają się najpierw za dorosłymi, zanim zaczną przypatrywać się widowisku z szeroko otwartymi oczami.
Pasażerów metra spotyka kolejna niespodzianka, kiedy drugi aktor przyłącza się do gry odtwarzając np. Hamleta. Marino wprowadził w zdumienie nawet Jonesa recytując swój monolog po hiszpańsku, gdy zorientował się, że młoda kobieta, którą wybrał za Ofelię, nie zna angielskiego.
Ludzie nagradzają artystów, pracujących na ogół 20 godzin tygodniowo, oklaskami i wiwatami. Dają też pieniądze, Głównie dolarowe banknoty, choć czasem również drobne. Artyści odmówili podania, ile zarabiają. Marino przyznał jednak, że teraz jest to jego główne źródło dochodu. Jones i Marino mają także inne projekty, np. pisanie sztuk i dokumentowanie swoich przygód z ulicznym teatrem. Z występów w metrze rezygnować jednak nie zamierzają.