Niechciany pacjent
Jedenastoletni Wojtek z Poznania przebywa na oddziale rehabilitacyjnym Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Koninie. Rodzice walczą o przeniesienie dziecka do któregoś z poznańskich szpitali. Bezskutecznie.
12.07.2005 | aktual.: 12.07.2005 11:53
Matka opiekuje się chłopcem przez całą dobę. Wykorzystała zaległy i tegoroczny urlop, by nie opuszczać syna. W Poznaniu chłopiec miałby nie tylko specjalistyczną rehabilitację, ale też byłby blisko rodziny, która mogłaby pełnić przy nim na zmianę dyżury.
– Zaczynają mi się kończyć pieniądze, które muszę przeznaczać na swój pobyt – mówi Grażyna Tomczak, matka chorego chłopca.
Tragiczna wycieczka
Wojtek, uczeń piątej klasy Szkoły Podstawowej nr 26 na poznańskim Łazarzu, w połowie maja pojechał z rodzicami na wycieczkę do Lichenia. Nie dojechał. Podczas krótkiego postoju w lesie tuż przed Koninem, chłopiec, przebiegając przez jezdnię, wpadł pod samochód. Przewieziono go do szpitala w Koninie, gdzie przez trzy tygodnie przebywał na oddziale intensywnej terapii.
– Przeszedł pomyślnie operację chirurgiczną – relacjonuje babcia Anna Tomiak. – Później trafił na oddział rehabilitacyjny. Problem w tym, że dziecko cały czas nie jest w pełni przytomne.
Mówi też, że jej córka, a matka Wojtka jest wyczerpana psychicznie i fizycznie siedmiotygodniową opieką nad jedynym synem, ale nie chce go zostawić nawet na chwilę.
– W Poznaniu syn miałby kontakt z z babcią i dziadkiem – przyznaje Grażyna Tomczak. – A to jest trudne. Dziadek może raz przyjechać do Konina i to wszystko. W Poznaniu mieliby szansę na codzienny kontakt.
Odmówili pomocy
Grażyna Tomczak rozmawiała w wielkopolskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia w sprawie przenosin syna do szpitala w Poznaniu.
– Zostałam przyjęta, obiecano mi pomóc. W ubiegły poniedziałek wysłałam pismo, aby NFZ sfinansował przewiezienie i pobyt syna w szpitalu w Poznaniu. Kiedy Wojtek trafił do szpitala, nie myślałam nawet o przenosinach, jego stan był poważny – relacjonuje matka. – Kiedy był już na oddziale chirurgicznym, zaczęłam starania. Pomagali mi nawet konińscy lekarze. Jednak wszystkie szpitale w Poznaniu odmówiły pomocy.
Zdziwienia nie ukrywali lekarze z Konina, gdyż często dzieci z innych miejscowości były przewożone do ich placówek. Obiecali nawet transport na koszt szpitala.
Do starań włączyła się także babcia chłopca.
– W szpitalu przy ul. 28 Czerwca 1956 usłyszałam, że nie ma wolnych miejsc – mówi Anna Tomiak. – W innych powiedziano mi, że mogą przyjąć dziecko, ale pod warunkiem, że zostanie zabrane przez rodziców po pięciu dniach pobytu.
Parafianie nie szczędzą
Ewa Garasz, nauczycielka Wojtka, o tragedii dowiedziała, gdy chłopiec nie stawił się szkolnej wycieczce.
– Bez zastanowienia podjęliśmy w szkole decyzję o zorganizowaniu pomocy dla chłopca – przyznaje. – Czeka go długa i kosztowana rehabilitacja, na bieżąco potrzebuje np. pampersów.
Nauczyciele zyskali przychylność proboszcza parafii św. Anny, który obiecał, że podczas niedzielnej mszy najpierw przedstawi sytuację chłopca i ogłosi zbiórkę na kolejną niedzielę.
- Przecież nie każdy nosi gotówkę do kościoła, a tak, ci co chcieli pomóc, mogli zabrać na mszę trochę więcej pieniędzy niż zwykle – dodaje nauczycielka.
I okazało się, że ostatniej niedzieli udało się zebrać aż 1900 zł. Pieniądze wczoraj przekazano babci Wojtka. Choć rodzice chłopca nie otrzymali jeszcze odpowiedzi z NFZ, dziennikarce "Gazety Poznańskiej" udało się dowiedzieć, że pomocy z Funduszu Zdrowia nie otrzymają, bo sprawa nie leży w jego gestii. Po co więc obietnice?
Bernadeta Ignasiak rzecznik prasowy wielkopolskiego oddziału NFZ
To jest rozmowa między szpitalami i lekarzami prowadzącymi leczenie dziecka. NFZ - zgodnie z umowami - będzie płacił tej placówce, gdzie dziecko jest leczone. Nie wyrażamy zgody na przenosiny, bo nie my, lecz szpitale o tym decydują.
Anna Dolska