Niech umrze król!
Hiszpanie palą kukły i zdjęcia swego władcy. Ku zadowoleniu Basków i Katalończyków -królewski pomnik ze spiżu zaczyna się sypać
Utuczonym kaczkom wiąże się skrzydła, a potem wyrzuca się je ze statków wprost do morza. Chwilę później z plaży startuje kilkudziesięciu „kaczych ratowni-ków”. Wygra ten, kto wyłapie najwięcej ptaków. Ta oryginalna tradycja, pielęgnowana od wieków przez mieszkańców hiszpańskiego wybrzeża w pobliżu Walen-cji, właśnie została zakazana przez regionalny sąd.
Oficjalnie z powodu brutalności. Wyścig po kaczki miał pokazywać tężyznę miejscowych rybaków, ale z biegiem lat stał się walką na śmierć i życie. Przynajmniej dla kaczek. Coraz więcej drobiu kończyło zawody w dwóch częściach, bo dziś, gdy kaczkę schwyta jednocześnie dwóch zawodników, nie ustępuje żaden z nich. Problem mieli też sędziowie zawodów, ponieważ nie wiadomo było, jak liczyć połówki.
Ale zakaz organizowania wyścigu po kaczki ma dla niektórych drugie dno – polityczne. Kilku miejscowych pu-blicystów widziało w rozrywanych na strzępy ptakach los Hiszpanii rozrywanej przez Katalończyków, Basków oraz mieszkańców Galicji i Walencji. W ten sposób kaczki stały się ofiarą coraz mocniejszych ruchów odśrodko-wych na Półwyspie Iberyjskim. Stojący na straży jedności państwa sąd nie miał innego wyboru.
Nie da się ukryć, że to wątpliwa interpretacja kaczych zawodów. Ale wspomniani publicyści w jednym mieli rację. Wszyscy zainteresowani rozpadem Hiszpanii coraz brutalniej chcą „rozerwać” prawdziwy symbol hiszpań-skiej jedności, czyli króla. Nigdy jeszcze przez 32 lata swojego panowania Juan Carlos I Burbon nie był tak zaciekle atakowany.
MONARCHIA SŁABNIE
Na początku października w kampusie Autonomicznego Uniwersytetu w Barcelonie spłonęła kukła monarchy. Co tydzień katalońscy i baskijscy radykałowie publicznie palą zdjęcia króla i jego żony Sofii. Radykalni separaty-ści z Katalonii domagają się jego abdykacji, licząc na to, że bez króla Hiszpania się rozpadnie. Współrządzący Katalonią komuniści uważają, że powinien być pozbawiony zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi. Z kolei prawi-cowi publicyści z Madrytu przekonują, że król jest za słaby, aby poradzić sobie z separatystami, i doradzają już prawie 70-letniemu monarsze abdykację na rzecz najstarszego syna, księcia Filipa.
Początek antymonarchistycznej ofensywy sprowokował dokładnie rok temu sam król. Podczas prywatnej wizyty w Rosji wybrał się na polowanie, na którym zastrzelił niedźwiedzia. Dopiero później okazało się, że miś był kom-pletnie pijany. Prasa w Rosji i Hiszpanii napisała o „zamordowaniu niewinnego zwierzęcia”. Nie pomogły tłumaczenia, że król o niczym nie wiedział, bo o wszystko zadbała strona rosyjska.
Kilka miesięcy później wybuchł konflikt o królewski budżet, który w 2006 roku sięgnął ośmiu milionów euro. Hiszpańskie gazety oskarżyły Juana Carlosa o rozrzutność i zażądały kontroli nad jego wydatkami. Król począt-kowo nie chciał o tym słyszeć, ale miesiąc temu zgodził się na zewnętrzną kontrolę.
W lipcu dostało się królewskiej rodzinie. Satyryczny tygodnik „El Jueves” opublikował rysunek, na którym książę Filip podczas stosunku seksualnego mówi do swojej żony Letizii, że w życiu nie robił nic, co byłoby bardziej związanego z pracą. To była aluzja do tego, że hiszpański rząd wypłaca rodzicom becikowe w wysokości dwóch tysięcy euro.
– Jeszcze kilka lat temu takie ataki na króla byłyby nie do pomyślenia. Nie chodzi o to, czy oskarżenia są słuszne, czy nie. Juan Carlos był dotychczas człowiekiem, którego się nie krytykuje – mówi „Przekrojowi” hiszpański publicysta Pedro Schwartz. Na pozycję „nietykalnego” ciężko zapracował. Gdy dwa dni po śmierci generała Franco został królem, prasa nadała mu przydomek Juan Carlos Krótkotrwały. Ale dzięki roli, jaką odegrał w przywróceniu demokracji w Hiszpanii, zyskał ogromny szacunek wśród obywateli. – Pod koniec lat 90. prawicy udało się doprowadzić do sytuacji, w której atak na króla był jednoznaczny z atakiem na sukcesy postfranki-stowskiej Hiszpanii – przekonuje Schwartz.
PAMIĘĆ PRZECIW SPOKOJOWI
Dziś z tego mechanizmu korzystają katalońscy i baskijscy separatyści. – Oni nie mają pretensji do Juana Carlo-sa. To jest atak na hiszpański system polityczny, którego symbolem jest król – mówi „Przekrojowi” profesor Ma-nuel Álvarez Tardio, politolog z Uniwersytetu króla Juana Carlosa w Madrycie. Według Tardia za obecne natężenie ataków na króla winę ponoszą przede wszystkim rządzący Hiszpanią socjaliści.
Z dwóch powodów. Rządowi premiera José Luisa Rodrígueza Zapatery udało się wzbudzić wśród Hiszpanów zainteresowanie najnowszą historią ich ojczyzny. Półki w hiszpańskich księgarniach uginają się od książek historycznych. W Kortezach – hiszpańskim parlamencie – zaczynają się prace nad rządowym projektem ustawy o pamięci historycznej. Ma ona określić sposób wypłacania odszkodowań dla ofiar hiszpańskiej wojny domowej (1936–1939) i powojennego reżimu frankistowskiego. Jej uchwalenie było sztandarowym pomysłem socjalistów w zwycięskiej dla nich kampanii wyborczej w 2004 roku.
– Pamięć Hiszpanów została rozbudzona. Ludzie interesują się przeszłością swoich rodziców i dziadków. Nie wiadomo tylko, jaki będzie efekt tego procesu – mówi Schwartz. Dotychczas większość obywateli akceptowała „pakt milczenia” – historyczne zbrodnie wojny domowej były zapominane w imię jedności narodu. Pierwszą ofia-rą „przypominania” jest król Juan Carlos, który Katalończykom i Baskom kojarzy się z frankistowskim terrorem.
Drugim powodem wzrostu antymonarchistycznych nastrojów jest też łagodna polityka socjalistycznego rządu wobec separatystów. – Przez ostatni rok Zapatero łudził się, że rozmowy i ustępstwa wobec Basków i Katalończyków przyniosą spokój. Okazało się, że separatyści takie zachowanie odebrali jako dowód na słabość rządzących i wrócili do ataków bombowych – twierdzi profesor Tardio. Na poziomie przeciętnych mieszkańców Barcelony odpowiedzią na sła-bość hiszpańskiego rządu było palenie zdjęć symbolu Hiszpanii – króla Juana Carlosa.
Ubiegłotygodniowe aresztowania przywódców baskijskiej organizacji terrorystycznej ETA mogą świadczyć o zmianie nastawienia rządu wobec separatystów. Ale niemal jednoczesne przyspieszenie prac nad ustawą o pamięci historycznej może sugerować, że premier Zapatero po prostu rozpoczyna kampanię wyborczą przed wiosennymi wyborami parlamentarnymi.
– Nasze wybory działają jak katalizator. Przy tak kontrowersyjnych tematach wyborczych jak ruchy odśrodkowe w państwie i rozliczenie z przeszłością socjaliści powinni stanąć murem za nienaruszalnością pozycji króla, bo to jest igranie z ogniem – przekonuje Tardio.
Dlaczego jest to tak niebezpieczne, pokazują badania opinii publicznej. Według nich Hiszpanie na pierwszy rzut oka cierpią na dramatyczne rozdwojenie osobowości. Król Juan Carlos nie ma się jeszcze czego obawiać, bo po-nad 70 procent Hiszpanów (tak zwani juancarlistas) ma o nim pozytywne zdanie. Ale z drugiej strony mniej wię-cej tyle samo Hiszpanów określa się jako republikanie, czyli przeciwnicy monarchii.
Gdy zabraknie obecnego króla, może okazać się, że (jak niedawno w komentarzu napisał lewicowy dziennik „El País”) „Hiszpanie nie chcą już mieć średniowiecznego ustroju”. W ten sposób może zniknąć jedno z najważniejszych spoiw utrzymujących dotychczas Hiszpanię w jednym kawałku.
Łukasz Wójcik