Niech się martwi rodzina
- Policjant kazał mi dmuchać w balonik, a lekarz mimo złamanego barku wypuścił mnie do domu - oburza się 80-letnia mieszkanka Nysy.
Kierowca volkswagena polo potrącił Annę Dargiel, gdy ta szła w poniedziałek rano zapłacić rachunek do gazowni. - To było tuż przed samymi drzwiami budynku - mówi pani Anna. - Ten pan, cofając, wjechał we mnie całym impetem. Ludzie zaczęli wyzywać kierowcę, że wpadł na starszą osobę o kuli, myślałam, że go zlinczują.
05.11.2003 09:31
Kobietę ze złamaną szyjką kości ramieniowej przewieziono na izbę przyjęć Szpitala Miejskiego w Nysie. - Już na miejscu podeszło do mnie dwóch panów, którzy sprawdzali, czy nie jestem pijana - opowiada zaszokowana osiemdziesięciolatka.
Tadeusz Dunat, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Nysie, twierdzi, że badaniu na trzeźwość poddaje się wszystkich uczestników wypadku dla ich własnego dobra. Bez względu na wiek. - Często trafiają nam się starsi panowie po alkoholu - mówi Dunat. - Zresztą podajemy alkomat nie żeby obrażać czy uwłaczać ludziom, ale żeby nie było podejrzeń, że są współwinni zdarzenia. Takie są przepisy.
Wczoraj rano pani Anna została wypisana ze szpitala. - Lekarz zrobił mi prześwietlenie, opatrzył, ale stwierdził, że dłużej nie może mnie trzymać, bo szpitala na to nie stać - kontynuuje. - Kiedy zaczęłam tłumaczyć, że jestem sama, usłyszałam tylko, iż musi się mną ktoś opiekować, bo sobie nie poradzę.
Synowa, która zabrała poszkodowaną do siebie, jest oburzona, iż lekarze nie dość, że szybko pozbyli się pacjentki, kazali jej jeszcze kupić temblak za 75 złotych.
Andrzej Wołyniec, ordynator oddziału chirurgii urazowej, na którym przebywała Anna Dargiel, wyjaśnia, że nie wchodzi on w skład świadczeń zapewnianych przez szpital.
- Mogę tej pani założyć dowolny gips, ale w jej wieku jest to skrajnie niebezpieczne, grozi zapaleniem płuc, a w konsekwencji śmiercią - tłumaczy. - Innych „zabawek”, takich właśnie jak orteza ortopedyczna, którą poleciliśmy, nie kupujemy. Żaden ze szpitali nie może na to sobie pozwolić ze względów finansowych. Ordynator podkreśla, iż 80-letnia kobieta przy swoich schorzeniach miałaby małe szanse przeżycia operacji, dlatego leczy się ją zachowawczo.
- Ale żadnemu pacjentowi wymagającemu interwencji chirurgicznej nie odmawiamy pomocy, tłumacząc się brakiem pieniędzy, w takich wypadkach nie liczymy się z kosztami - zapewnia dr Wołyniec. - Rodziny muszą pamiętać, że szpitale nie są placówkami opiekuńczymi, naszą rolą jest pomóc choremu na ile to możliwe, reszta należy do najbliższych - mówi natomiast Norbert Krajczy, dyrektor Zakładu Opieki Zdrowotnej w Nysie.
Kazimierz Łukawiecki, dyrektor opolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, twierdzi, że nyski szpital nie miał powodów, by pospiesznie wypisać pacjentkę. - Szpitale powinny rozplanować otrzymane fundusze tak, by starczyło im pieniędzy na takie przypadki - mówi Łukawiecki. - Osoby starsze powinny być w pełni zaopatrzone.
Szef NFZ przyznaje jednocześnie, że na Opolszczyźnie nie zna szpitala, który wyrzuciłby chorego tylko dlatego, że nie ma pieniędzy na jego dalsze leczenie. - Takie wypadki zdarzały się we Wrocławiu. Na naszym terenie zawsze znajduje się dodatkowe fundusze, by nie dopuścić do takich nieprzyzwoitych incydentów.
Joanna Forysiak