ŚwiatNiebezpieczna broń w... butelkach po piwie

Niebezpieczna broń w... butelkach po piwie

Choć produkowano je kiedyś fabrycznie i rozlewano do butelek po piwie, ten "koktajl" nie nadaje się do spożycia. Dziś wykorzystywany przez miejskich buntowników, dawniej był na wyposażeniu żołnierzy. Przeczytaj, jaka jest historia znanych na całym świecie "koktajli Mołotowa".

Niebezpieczna broń w... butelkach po piwie
Źródło zdjęć: © Polska Zbrojna

29.09.2011 08:18

Pierwszy raz masowo użyto butelek z benzyną w trakcie wojny domowej w Hiszpanii. W 1939 roku napełnione środkami zapalającymi butelki zostały wykorzystane przez Japończyków w przegranej bitwie z Armią Czerwoną nad rzeką Chałchyn-Goł oraz przez obrońców Grodna podczas sowieckiego ataku na Polskę. O skuteczności takiej broni Sowieci boleśnie przekonali się też w trakcie wojny zimowej z Finlandią. Według jednej z wersji właśnie w czasie walk w Karelii powstała nazwa "koktajl Mołotowa". Jej autorami mieli być fińscy żołnierze, którzy szykowali "koktajle dla Mołotowa". Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że nazwa pochodzi od rozporządzenia Państwowego Komitetu Obrony ZSRR z 7 lipca 1941 roku "O przeciwpancernych granatach (butelkach) zapalających", podpisanego przez komisarza spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa.

Produkcja masowa

Doświadczenia z wojny zimowej skłoniły dowództwo sowieckie do rozpoczęcia badań nad własnymi mieszankami zapalającymi. O docenieniu nowego rodzaju broni może świadczyć fakt, że w nowym regulaminie piechoty Armii Czerwonej z 1940 roku zalecano organizację grup niszczycieli czołgów wyposażonych w wiązki granatów i butelki zapalające. Te ostatnie nie były do momentu wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej masowo wytwarzane, a opracowane mieszanki traktowano raczej jako prototypy mogące posłużyć do wykorzystania w innych celach. Znaczące straty w pierwszych tygodniach walk zmusiły jednak sowieckie dowództwo do sięgnięcia po wszystkie dostępne środki mogące powstrzymać niemieckie czołgi. 7 lipca 1941 roku Państwowy Komitet Obrony przyjął wspominane już rozporządzenie o butelkach zapalających.

W pierwszych miesiącach walk przygotowaniem mieszanek zajmowały się kompanie chemiczne, ale zdarzało się często, że żołnierze samodzielnie sporządzali butelki zapalające z dostępnych materiałów. Szmatami nasączonymi benzyną okręcano za pomocą drutu lub sznurka zwykłe butelki, ale wykorzystywano do tego celu też szklane manierki, do których przymocowywano kawałek tkaniny oderwanej z onuc. Taka "produkcja" trwała do czasu, aż do walczących oddziałów nie zaczęły docierać fabrycznie wykonane koktajle Mołotowa.

Ciemne szkło po piwie

Masowo produkowane sowieckie butelki zapalające miały zapalniki chemiczne, które sprawiały, że mieszanina samodzielnie zapalała się po rozbiciu szkła. Dzięki temu żołnierz nie rozpraszał się przed rzutem i mógł skupić całą uwagę na celowaniu. Do uzbrojenia wojsk trafiło kilka typów butelek z mieszankami bazującymi na zagęszczonej ropie lub benzynie oraz z najskuteczniejszą mieszanką zapalającą - KS, zawierającą biały fosfor rozpuszczony w dwusiarczku węgla w proporcjach 4:1. Ze względu na skomplikowany proces technologiczny produkowano ją wyłącznie w wyspecjalizowanych fabrykach chemicznych. Jedną z nich była słynna wytwórnia w Stalingradzie, w której opracowano między innymi modyfikacje mieszanki przystosowane do warunków surowej rosyjskiej zimy.

Mieszankę zapalającą KS rozlewano do butelek z ciemnego szkła - najczęściej po piwie. Ze względu na niebezpieczeństwo samozapłonu wszystkie były dokładnie kontrolowane. Nawet najmniejsze pęknięcia bądź ukruszenia mogły być przyczyną nieszczęśliwego wypadku. Proces napełniania butelek rozpoczynał się od wlania warstwy płynu izolującego od powietrza. Dopiero później pod warstwę izolacyjną wtłaczano mieszankę KS, pozostawiając około 7–8 centymetrów wolnego miejsca. Szyjkę butelki zamykano gumowym korkiem, który następnie obwiązywano drutem, tak jak w przypadku szampana. Całość zabezpieczano taśmą izolacyjną.

Czas spalania jednej butelki wynosił od 1,5 do 2 minut, a osiągana temperatura wahała się w granicach 800-1000 stopni Celsjusza. Dodatkowym efektem był gęsty biały dym powstający w wyniku spalania białego fosforu zawartego w mieszance. Butelki były pakowane w drewniane skrzynie, a następnie zasypywane ziemią w ten sposób, że wystawał jedynie korek. Ta prosta metoda pakowania skutecznie zabezpieczała przed przypadkowym stłuczeniem w trakcie transportu.

Doświadczenia zdobyte w czasie walk pokazały, że butelki były bronią czasami wręcz niebezpieczną dla używających ich żołnierzy, szczególnie te z mieszanką KS, która zapalała się przy kontakcie z powietrzem. Ze względu na duże zagrożenie Sowieci wiele uwagi poświęcali zachowaniu procedur związanych nie tylko z użyciem tej szczególnej broni na polu walki, lecz także obchodzeniem się z nią w trakcie transportu. Zgodnie z instrukcją po wyjęciu ze skrzynek butelki należało umieścić w specjalnych torbach z przegródkami, a w przypadku ich braku - owinąć szmatą lub w inny sposób zabezpieczyć przed przypadkowym stłuczeniem.

Torbę z butelkami można było nosić przewieszoną przez ramię, jednakże pod ostrzałem dla bezpieczeństwa należało trzymać ją w lewej ręce w oddaleniu od ciała. Do historii przeszedł tragiczny epizod z udziałem bohatera Związku Radzieckiego (ten tytuł otrzymał pośmiertnie) Michaiła Panikachina, który w trakcie walk o Stalingrad spłonął żywcem, gdy pocisk karabinowy trafił w torbę z butelkami KS. Płonący Panikachin zdołał dobiec z drugą butelką do nadjeżdżającego czołgu i rozbić ją o pokrywę przedziału silnikowego. Ograniczona skuteczność

Wiarygodne relacje uczestników walk rozwiewają mity o skuteczności butelek. D.F. Miediewediew, komisarz 2 Batalionu 30 Pułku 13 Dywizji Uzupełniającej, walczącej we wrześniu 1941 roku na kierunku smoleńskim, relacjonował: "Zaczęli zbierać butelki zapalające, zebrali grupę z 18 ludzi i posłali mnie z nimi niszczyć czołgi. Poszliśmy w prawo nad rzekę, gdzie był rów. Tam powinny się, według nas, przeprawiać czołgi. Mieliśmy je tam dopaść. Kiedy podczołgaliśmy się do skrzyżowania, Niemcy nas zauważyli i otworzyli szalony ogień z czołgów. Mimo wszystko udało nam się ukryć w szczelinie. Na jednym z naszych kula trafiła w butelkę. Zapalił się, trzeba było zerwać całe ubranie i zostawić go gołym. Tak doczekaliśmy do zmroku. Jeden z żołnierzy podczołgał się i rzucił butelką. Butelka zapaliła się, ale czołg odwrócił się pod wiatr, przyśpieszył i ogień zdmuchnęło".

W praktyce okazało się, że rzucanie butelek przynosi dobre efekty tylko wtedy, gdy wykorzystujący je żołnierze są dobrze ukryci i zamaskowani. Takie sytuacje zdarzały się przede wszystkim w trakcie walk w mieście. Dobrym miejscem do ataku były też odpowiednio przygotowane okopy. W tym przypadku bardzo istotne znaczenie miała osłona ze strony kolegów, którzy powstrzymywali ogniem podążającą za czołgami piechotę przeciwnika.

Zgodnie z instrukcją każdy z żołnierzy wysyłanych do walki z czołgami powinien mieć przynajmniej jedną butelkę z mieszanką KS. Należało je wykorzystywać w pierwszej kolejności. Wprawdzie jedna nie była w stanie uszkodzić pojazdu, ale dym powstały w wyniku spalania białego fosforu skutecznie oślepiał załogę. Instrukcja wyraźnie nakazywała użycie co najmniej dwóch-trzech butelek. Z praktyki pola walki wynikało niezbicie, że wszelkie próby rzucania ich przez nieosłoniętych żołnierzy kończyły się najczęściej śmiercią bądź ciężkim zranieniem od ognia piechoty i czołgowych karabinów maszynowych.

Pola butelkowe

Butelki zapalające poza nielicznymi przypadkami były wykorzystywane raczej jako uzupełnienie granatów przeciwpancernych lub wiązek zwykłych granatów, którymi w pierwszej kolejności starano się unieruchomić czołg, a dopiero potem podpalano go za pomocą butelek.

Ze względu na znaczące straty poniesione w pierwszych tygodniach wojny Armia Czerwona zmagała się między innymi z brakiem amunicji saperskiej oraz min. Butelki zapalające również i w tym przypadku okazały się doskonałym środkiem zastępczym, pozwalającym skutecznie wzmocnić zawczasu przygotowaną obronę. Jednym z najprostszych zastosowań pojemników z płynem KS było tworzenie prymitywnych min z jednej lub kilku ułożonych na sobie butelek, na których wierzchu kładziono kamień ułatwiający tłuczenie szkła. Całość skrupulatnie maskowano. Teoretycznie po nadepnięciu lub najechaniu na kamień butelka tłukła się i następował zapłon mieszanki. Rozwinięciem tej prostej idei były potężne pola butelkowe złożone z kilku tysięcy tak zwanych gniazd. W każdym z nich układano po cztery-pięć butelek, z czego co najmniej dwie, pełniące funkcję zapalnika, musiały zawierać mieszankę KS.

Pierwotnie pola butelkowe przybierały formę prostokąta o wymiarach 50 na 100 metrów, przy średnim oddaleniu poszczególnych gniazd wynoszącym około metra. Podstawową wadą takiego pola była jego materiałochłonność wynosząca średnio od 20 do 25 tysięcy butelek. Z czasem zaczęto tworzyć węższe pola ułożone równolegle względem siebie. Doświadczenia wykazały, że najskuteczniejsze były te o szerokości 3 metrów z odstępami co 15 metrów. Według oficjalnych danych, pod Stalingradem na głównych kierunkach założono ponad 30 pól, na których rozmieszczono przeszło 200 tysięcy butelek.

Butelki zapalające stosowano również jako wzmocnienie tradycyjnych fugasów (prowizorycznych min lądowych) oraz niekonwencjonalnych pułapek, takich jak wilcze doły. W tym ostatnim przypadku butelki układano na dnie dołu. Szczególnie skutecznym sposobem wykorzystania mieszanek zapalających były ogniofugasy, które tworzono z kilkunastu butelek oraz miny przeciwpiechotnej bądź ładunku zrobionego z amunicji saperskiej. W wyniku eksplozji mieszanka skutecznie raziła ludzi i sprzęt w promieniu kilkunastu metrów.

Pomimo ogromnego ryzyka i dość marnych efektów butelki zapalające często pozostawały jedynym środkiem walki mogącym choćby na chwilę powstrzymać pojazdy pancerne przeciwnika. Według mało wiarygodnych danych sowieckich, w ciągu całej wojny za pomocą butelek zniszczono (lub raczej czasowo uszkodzono) 2429 czołgów, dział samobieżnych i transporterów opancerzonych, 1189 umocnień polowych, spalono ponad 2,5 tysiąca umocnionych budynków i 65 składów przeciwnika.

Broń słabszych

Przejście Armii Czerwonej do działań ofensywnych, a także odbudowanie potencjału militarnego, a zwłaszcza wzrost liczby czołgów i dział sprawiły, że coraz rzadziej korzystano z butelek. Częściej natomiast zaczęła ich używać armia niemiecka. Już w 1942 roku w oficjalnych instrukcjach zwalczania czołgów pojawiły się informacje o zastosowaniu butelek oraz ich "rozwojowej" wersji w postaci 20-litrowego kanistra z granatem ręcznym pełniącym funkcję zapalnika.

Kres powszechnemu stosowaniu butelek zapalających położył postęp techniczny. Pojawienie się takich konstrukcji jak niemiecki Panzerfaust skutecznie rozwiązało problemy piechoty z czołgami, a rozwój stacjonarnych miotaczy ognia, chociażby takich jak sowiecki FOG-2, niemalże całkowicie wyparł butelki z minowania terenu.

Koktajl Mołotowa pozostał bronią używaną jedynie przez słabszą stronę konfliktu. Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu, zwłaszcza w miastach, butelka wciąż była groźnym środkiem walki. O jej skuteczności mogli przekonać się na własnej skórze niemieccy żołnierze w czasie powstania warszawskiego, a także Sowieci w walkach na terenie Niemiec czy też później, w 1956 roku, podczas tłumienia węgierskiego zrywu w Budapeszcie.

Adam Kaczyński dla "Polski Zbrojnej"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)