Nie życzę wesołych świąt
Długo ze sobą walczyłem. Ciężko mi było sobie z tym poradzić. W końcu jednak odniosłem zwycięstwo! W tym felietonie nie będę pisał o komisji śledczej, o wyborczej kampanii, o Giertychucimoszewiczukaczyńskimlepperze. Tym razem ani słowa o polityce! Tym razem o upalnym lecie. A konkretnie o świętach Bożego Narodzenia.
13.07.2005 | aktual.: 13.07.2005 09:49
Co ma jedno do drugiego? A czy musi coś mieć? Specjaliści ostrzegają, że podczas upałów, które – co zaskakujące w lipcu – nawiedziły ostatnio Polskę, należy dużo pić, siedzieć w cieniu i wystrzegać się żelaznej logiki. Żelazo szybko się nagrzewa, więc może poparzyć. W niedzielę pojechaliśmy nad uroczą rzeczkę, która leniwie przeciska się między nuworyszowskimi posiadłościami na południowym Mazowszu. Tam spotkaliśmy znajomych z dwiema zupełnie młodocianymi córkami. Dziewczynki te, wracając znad rzeczki, śpiewały radośnie: „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Dołączyliśmy się do śpiewu i – pełni nadziei – głosiliśmy zupełnie nieortodoksyjnymi głosami chwałę na Wysokości i pokój na Ziemi.
Ponieważ po tych śpiewach upał wcale nie zelżał (a wręcz nasilił się, wysuszając leśną ściółkę o kolejne kilka procent), postanowiłem zwiększyć dawkę. Dlatego we wtorek po powrocie do domu, włączyłem płytę z czeskimi kolędami w wykonaniu Ivy Bittovej. Od pewnego czasu uważam język czeski za idealnie oddający naturę świąt. Może ze względu na kościół Matki Boskiej Śnieżnej znajdujący się na tyłach placu Wacława w Pradze (nota bene czeskie słowo sníh znacznie lepiej oddaje puszystą i milutką naturę tego zjawiska niż śliski i mokry śnieg - bliższy raczej błotu pośniegowemu). Może ze względu na to, że po czesku Syn Boży nazywa się Ježiš, co świetnie pasuje do cudownego noworodka. A może ze względu na kolędę śpiewaną przez Jaromíra Nohavicę, w której padają znamienne słowa: „Maria panna našla malou stáj. Trochu to tam páchlo, ale vědro vody všechno to spláchlo”. Iva Bittova nie jest gorsza.
No więc siedzę sobie w środku tropikalnej Warszawy i słucham czeskich kolęd. I nagle przypomina mi się lektura z wczesnej młodości. Robert Fulghum, Wszystkiego co naprawdę trzeba wiedzieć nauczyłem się w przedszkolu – tak się ta książka nazywała. Otóż w tej książce autor opowiada taką historyjkę: na któreś Boże Narodzenie dostał bardzo dużo kartek świątecznych. Ponieważ nie miał ich czasu przeczytać przed świętami, wrzucił je do jakiegoś pudła. Niestety później o tym pudle zapomniał. Dopiero w sierpniu odkrył je, robiąc porządek na strychu: „Staszczyłem pudło na dół i wyobraźcie sobie, w gorący sierpniowy dzień, w kąpielówkach, w czarnych okularach usiadłem na tarasie w turystycznym fotelu, mając pod ręką szklankę mrożonej herbaty, i pełen zdumienia zacząłem otwierać koperty tych bożonarodzeniowych kart. Żeby mi to szło lepiej, na przenośnym magnetofonie puściłem taśmę z kolędami”.
Tak pisze Fulghum. Ale żeby nie było, że to takie fajne z tymi „aniołami, śniegiem, świeczkami, gałęziami świerku”, dodaje: „Rzadko kiedy czułem się jednocześnie tak źle i tak dobrze. Tak cudownie podły, elegancko smutny, melancholiczny i nostalgiczny, i w ogóle”. Podły? No tak. W sumie przez te osiem miesięcy nieźle olewał swoich przyjaciół. W tym momencie skończyłem słuchać kolędy pod obiecującym tytułem „Bude zima, bude mráz” i uświadomiłem sobie, że ja nie tylko nie przeczytałem pozdrowień od moich znajomych, ale również niewiele ich wysłałem. W przypływie braku żelaznej logiki chwyciłem za schowany gdzieś wśród nieotworzonych kopert przeterminowany opłatek i zbiegłem na dół do sąsiada. Sąsiad wpuścił mnie do środka, choć był nieco zdziwiony, gdy zorientował się po co przyszedłem. Mimo to złożyłem mu najserdeczniejsze życzenia i już chciałem się połamać opłatkiem, kiedy sąsiad powiedział: No niech pan sam powie. Na kogo tu głosować?! Ponieważ odpowiedź na to pytanie wydała mi się trudniejsza niż
ochłodzenie lata czeskimi kolędami, życzyłem sąsiadowi jeszcze raz wszystkiego najlepszego i wróciłem do siebie.
Boże Narodzenie zaczyna się co roku, nocą 24 grudnia. Lipiec jest letnim miesiącem, a lato to ciepła pora roku. A jednak oba te zjawiska – Boże Narodzenie i gorący lipiec potrafią nas zupełnie zaskoczyć. Co się im niezmiennie chwali. Zupełnie inaczej niż polska polityka. Za pięć lat znów nie będzie wiadomo na kogo głosować. Wzrośnie co najwyżej liczba tych, na których głosować na pewno się nie chce. Dlatego życzę Wam wszystkim zdrowych, pogodnych, szczęśliwych, a przede wszystkim spokojnych świąt! Wesołych nie życzę, bo wesoło będzie tak czy siak.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska