Trwa ładowanie...
17-10-2007 10:24

Nie zostawiaj ludzi sam na sam ze śmiercią

Kiedyś pacjentom z oddziału opieki paliatywnej przychodzili pomagać starsi, teraz tylko dwoje młodych ludzi. Tutaj nie mają znaczenia pieniądze, samochody, domy. Jeden dzień ma wymiar 10 lat. Bo tutaj pomagamy chorym w godnym umieraniu – mówi Agata Kempińska, wolontariuszka z legnickiego hospicjum.

Nie zostawiaj ludzi sam na sam ze śmierciąŹródło: SP-GW, fot: Piotr Krzyżanowski
d3892q9
d3892q9

Oddział Opieki Paliatywnej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym. Agata idzie korytarzem. Drobna, filigranowa. Krótko obcięte czarne włosy. Promienny, szczery uśmiech.

Babcia i wnuczka

Nie mam wielkich wymagań, chcę być dobrym człowiekiem – zwierza się. Życie jest największą wartością. A prawdziwe wartości poznaje się na oddziale. Dla sióstr jest Agatką. Chorzy mówią do niej wnusia, wnuczka. Ona do nich babciu, dziadziu. Agata marzy o studiowaniu psychologii. Jest najlepszą uczennicą w V Liceum Profilowanym przy Zespole Szkół Medycznych w Legnicy. W przyszłym roku zdaje maturę. Dla niej to zupełnie naturalne – świadectwa z czerwonym paskiem, stypendium od premiera, prezydenta miasta. Naukę traktuję bardzo poważnie – mówi. – Tak samo, jak pomaganie innym ludziom.

Upadki kolegów

Dlaczego chce pomagać? Bo daje mi to przyjemność – zwierza się. Zaczęło się w gimnazjum. Nie była to szkoła dla dobrych dzieci. Alkohol, narkotyki, przemoc. Agatka czytała książki z psychologii. Patrzyła na swoje koleżanki i kolegów. Na ich upadki. Znałam takich, którzy próbowali się zabić – wspomina. – Albo się okaleczali. Starałam się im pomóc. Rozmawiałam z nimi zwyczajnie po ludzku. Radziłam, żeby swoją złość agresję rozładowywali, żeby biegali, poszli na siłownię albo pisali wiersze. Udało mi się też doprowadzić do tego, że moja koleżanka zerwała z dilerem narkotyków. Wtedy postanowiła, że poświęci się innym ludziom. Chodziła na festyny dla dzieci niepełnosprawnych, jeździła do domów dziecka. Rok temu dowiedziała się, że poszukiwani są wolontariusze na oddziale paliatywnym. Z ciekawości poszła z kolegą z klasy Michałem Kańczugą.

Gadatliwy Michał

Michał jest przeciwieństwem Agatki. Wesoły, swobodny. Usta mu się nie zamykają. Piłby kawę za kawą. W szkole nie jest prymusem, uczy się kiedy grożą mu poważne tarapaty. Marzy o studiach w szkole filmowej w Łodzi. Moją pasją jest spotykanie się z ludźmi – zwierza się. – Muszę z kimś rozmawiać. Wtedy czuję, że żyję. Podobnie jak Agatka w gimnazjum zaczął pomagać ludziom. Chodził wówczas do szkoły w Chojnowie. Któregoś razu z klasą poszli do ośrodka pielęgnacyjnego. Zobaczył chorych ludzi. I zaczął tu przychodzić sam.

d3892q9

Nie bójcie się

Karmiłem chorych, pomagałem w kąpieli i przede wszystkim rozmawiałem – wspomina. – Spodobało mi się to. Odkryłem w sobie, że chcę pomagać innym. Zżyłem się z tymi ludźmi. Teraz też tam jeżdżę. Tydzień temu wsiadłem na rower i pojechałem do Chojnowa. Agatka z Michałem przyszli na oddział opieki paliatywnej. Bali się, czy dadzą sobie radę. Postanowili jednak spróbować. Weszliśmy do sali, w której leżała pani Lucynka – opowiada Michał. – Zobaczyła strach w moich oczach. Popatrzyła na mnie i powiedziała, idź do pani z sali nr 5. Nie bój się. Poszedłem, przemyślałem i zostałem. Pięknie umierała

Michał przez dwa tygodnie spisywał wspomnienia pani Lucyny. Opowiadała mi o swoim życiu. Zmarła trzy dni przed Bożym Narodzeniem. Ta kobieta miała w sobie tyle energii i chęci do życia – dodaje Agatka. - Zawsze troszczyła się o innych. Chodziła o kulach od jednej sali do drugiej. Walczyła o każdy dzień życia. Nigdy się nie maluję, pani Lucyna powiedziała, że zrobi mi makijaż. Pięknie umierała. Jak przeżywacie ich śmierć? My się z tymi ludźmi zaprzyjaźniamy. Żyjemy ich życiem, a oni naszym. To jest wstrząs, gdy odchodzą. Żeby tutaj pracować, trzeba być psychicznie dojrzałym - odpowiada Agatka. Ja sobie tłumaczę, że tak musi być. My się tutaj też uczymy życia. Szanować każdy dzień - mówi Michał.

Ważna duchowość

Oddział paliatywny ma już 10 lat. Ściany pomalowane na przyjemne kolory, udekorowane też fototapetami, w oknach firanki, kwiaty. Sale, a raczej pokoje mają przypominać dom. U nas ważna jest duchowość, kontakt z chorym – mówi Grażyna Majewska-Kazimierczak, pielęgniarka oddziałowa. – Tacy ludzie jak Agatka i Michał są bardzo potrzebni. Pielęgniarka nie ma przecież czasu, aby dłużej rozmawiać z chorym. Właśnie wolontariusze się tym zajmują. Rozmawiają, wyjeżdżają z nimi na spacery, czytają książki, gazety. Spełniają ich marzenia. To jest ciężka praca. Nasz oddział nie leczy. Każdy z chorych umrze. Wolontariusze muszą o tym wiedzieć i to zaakceptować.

Wolą dawać

Pani Grażyna chwilę się zastanawia. Dlaczego młodzi ludzie to robią? – powtarza pytanie. – Ciężko zrozumieć ich postawy. Może oddają dobro innym, którego sami nie dostali. Oni są bardziej szczęśliwi, gdy dają niż biorą. To są ludzie bardzo wrażliwi. Potrafią kochać innych, mają w sobie dużo ciepła i są bardzo obowiązkowi. Przed wielu laty wolontariuszami były starsze osoby. Mieli dużo wolnego czasu. Przychodzili na oddział. Panie upiekły ciasto albo zrobiły pierogi – wspomina siostra oddziałowa. – Nigdzie im się nie spieszyło. Oni byli doświadczenie przez życie. Ale się wykruszyli. Potem przez trzy lata wolontariuszami byli studenci Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Skończyli naukę i wyjechali. Zostali tylko Michał i Agatka.

d3892q9

Mało ich

Chcemy, żeby było więcej wolontariuszy – dodaje pani Grażyna. – Oni są niezbędni. Rozmawialiśmy z księdzem Roman Raczakiem, kapelanem szpitalnym. Obiecał nam pomóc. Będzie namawiał do tego swoich parafian. Byłoby cudownie, gdyby tu przychodzili i starsi, i młodsi. Pani Grażyna pracuje na tym oddziale od początku. Wiele razy zetknęła się ze śmiercią. Za każdym razem to przeżywamy. Czasami człowiek ma ochotę kląć, krzyczeć, płakać. Kilka dni temu umierał młody człowiek. Jego nastoletni syn stał w sali. Bił głową w ścianę. W takich sytuacjach jest się bezradnym. Smutnymi i jednocześnie radosnymi ceremoniami na tym oddziale są śluby. Partnerzy żyli ze sobą przez wiele lat. Nagle, gdy zbliża się kres życia jednego z nich zaczynają porządkować swoje sprawy. I na oddziale wiążą się węzłem małżeńskim. Potem przyjęcie weselne też jest tutaj. Ciągle uśmiechnięty

W kwietniu mieliśmy bardzo piękną komunię – opowiada pielęgniarka oddziałowa. – Ojciec Wojtusia nie dożyłby do maja, kiedy te uroczystości się odbywają. A bardzo chciał przeżyć ten sakrament syna. Święto obchodził więc na oddziale. Wojtusiowi komunii udzielało trzech księży. Jego tato zmarł szczęśliwy. Agatka wspomina starszą panią. Leżała na łóżku, z nikim nie rozmawiała. Przychodziłam do niej, trzymałam ją za rękę. Zaczęłyśmy rozmawiać o jej rodzinie. Gdy była już w agonii, podała mi ostatni raz rękę i się uśmiechnęła. Wiem, że wiedziała, że jestem przy niej.

Słuch u człowieka umiera ostatni – dodaje pielęgniarka oddziałowa. Przy ludziach umierających trzeba uważać co się mówi. Zdarzało się, że rodziny kłóciły się przy łóżku umierającego o podział majątku po nim. Dlaczego Michał cały czas chodzi uśmiechnięty? Tak trzeba. Nie można pokazywać smutnej twarzy chorym. Gdy tutaj przychodzę, dociera do mnie, że moje problemy są żadne - mówi.

d3892q9

Trudno zrozumieć

Co na to ich rodzice? Nie mogą zrozumieć, że tak długo przebywam na oddziale – mówi Michał. Są pozytywnie do tego nastawieni. Ale obawiają się, że może to odbić się na nauce. Moi rodzice nie potrafią pojąć, dlaczego jestem wolontariuszką. – Ale ja czuję, że jestem potrzebna, że wiele mogę pomóc - mówi Agatka. I podaje swoje motto życiowe. Fragment wiersza Tadeusza Różewicza. „Jesteś odpowiedzialny za kształt każdego człowieka. Nie zostawiaj ludzi sam na sam z ich pustką”.

Zygmunt Mułek

d3892q9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3892q9
Więcej tematów