Nie zapłacili za organy?
Oni mi nie płacili! - tak twierdzi Vladimir Grygar z czeskiej firmy budującej organy dla kościoła na opolskim osiedlu ZWM. Z jego dokumentów wynika, że instrument mógł grać już w 2000 roku.
13.08.2004 | aktual.: 13.08.2004 08:42
Wyjaśnienia zagadki organów dla parafii pw. Przemienienia Pańskiego szukamy już od poniedziałku. Przypomnijmy, że proboszcz ks. Antoni Grycan poinformował wiernych, iż instrument wart milion złotych spłonął w Czechach. Parafia, choć Opole huczy od plotek, nie udziela żadnych informacji.
Wierni nadal nie wiedzą, gdzie są pieniądze, które co miesiąc wkładali do koszyczków z przeznaczeniem na budowę instrumentu. Sprawą, na wniosek prokuratury, już interesuje się policja. Czeka, aż proboszcz wyjdzie ze szpitala.
- To ksiądz ma dostęp do wszystkich dokumentów - wyjaśnia Sławomir Szorc, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Opolu. - Wczoraj chcieliśmy z proboszczem porozmawiać, ale nie pozwolił nam na to lekarz. Musimy czekać.
Wyprawa do Grygara
My nie czekaliśmy. Pojechaliśmy do Czech, a dokładnie do Prostejova (ponad 150 km od Opola). To tam mieści się warsztat Vladimira Grygara. Na podwórku stoi kilka markowych aut. Widać także budowę nowego warsztatu. Właściciel przyjmuje nas tuż po wyjściu przedstawicieli firmy ubezpieczeniowej.
- Pożar, który wybuchł pod koniec czerwca, był dla nas szokiem. Budynek i organy były jednak ubezpieczone. Nie ma więc kłopotu, by wybudować je ponownie - tłumaczy Grygar.
W jego gabinecie wisi kilkadziesiąt dyplomów i certyfikatów. Kiedy opowiadamy, jaką kiepską renomą cieszy się teraz na Opolszczyźnie, Grygar się bardzo denerwuje.
- To pomówienia, dostałem certyfikat świadczący o dobrym wykonaniu remontu na przykład w opolskiej katedrze - zżyma się Czech i pokazuje na ścianę. Na pytanie o organy z osiedla ZWM reaguje spokojnie i lekko się uśmiecha. - Wiecie co? Pokażę wam dokumenty - mówi i szybko wyciąga dwie opasłe teczki.
Parafia nie chciała gadać
Maj 1999 roku. Firma Grygar i opolska parafia podpisują pierwszą umowę na budowę organów. Opiewa na 484 tysiące marek niemieckich. Strona polska zobowiązuje się spłacić tę kwotę w ratach. Każda na ponad 11 tysięcy. Okres spłaty - trzy lata.
- Instrument miał stanąć już pod koniec listopada 2000 roku - opowiada Grygar. - Tylko że od początku parafia miała kłopoty z płatnościami. Nie uregulowała nawet pierwszej raty, która miała wpłynąć na nasze konto tuż po podpisaniu umowy. Dopiero po prawie pół roku zapłacili hurtem sześć rat.
Potem - zdaniem Grygara - nie płacili nic. Tymczasem jego firma nadal budowała organy. Musiała więc wziąć kredyt w banku. - One już stały. Choć nie skończone, już grały u mnie w warsztacie - opowiada Grygar. - Nawet wysłałem do księdza kasetę z nagraniami. I nic! Nadal nie płacili i nie chcieli ze mną rozmawiać.
Windykatorzy i dwie umowy
W tej sytuacji Czech wynajął firmę KSI, zajmującą się międzynarodowym ściganiem dłużników.
- W maju 2003 roku egzekutorzy poinformowali mnie, że nie mogą ściągnąć należności z parafii, a ta chce iść do sądu - opowiada Grygar, cały czas pokazując dokumenty. - Firma policzyła, że koszty sądowe wyniosą około 11 tysięcy euro. Zrezygnowałem, tym bardziej, że odezwał się do mnie ks. Grzegorz Poźniak z Opola, który kieruje w kurii referatem ds. muzyki kościelnej. Powiedział mi między innymi, że jako katolik nie powinienem się tak zachowywać - wyjawia Grygar. W połowie czerwca 2003 roku, niedługo przed tym, jak ks. Grycan poinformował wiernych, że braku organów winna jest powódź w Czechach, parafia podpisała... nową umowę z Grygarem. Zgodnie z nią, na koncie Czecha było już 50% ceny instrumentu. Reszta miała być płacona w ratach, a ostatnie 25%, gdy organy już staną w Opolu.
- W umowie był zapis, że parafia otworzy linię kredytową w Raiffeisen Bank w Opolu, która zagwarantuje, że - gdyby znów nie miała pieniędzy - to i tak je dostanę - opowiada Czech. - Tymczasem, choć do momentu pożaru pieniądze za faktury dostawałem regularnie, przychodziły one z innego banku. Teraz boję się, że jak zbuduję instrument, to wszyst-kich pieniędzy nie zobaczę, bo specjalnej linii nie ma.
Nie słuchacie proboszcza
Mimo to Grygar organy chce budować. Twierdzi, że termin ich powstania w październiku 2005 roku jest realny.
- Dużo zależy od ks. Grycana, z którym pewnie się spotkam, gdy wyjdzie ze szpitala. Tylko że tam w Opolu ktoś musi chcieć ze mną rozmawiać i oczywiście mieć pieniądze oraz dobrą wolę - dodaje Grygar. W plebanii parafii pw. Przemienienia Pańskiego nikt nie chce odpowiedzieć na nasze pytania: dlaczego nie płacono i co się stało z pieniędzmi wiernych. Nikt nie chce nawet odeprzeć wersji Czecha. - Nie posłuchaliście proboszcza, który prosił, by nie nagłaśniać tej sprawy. Nic nie powiemy - usłyszeliśmy.
W kurii biskupiej jest podobnie. Członkowie komisji ds. muzyki kościelnej byli wczoraj dla nas albo nieuchwytni, albo - tak jak Alfred Bączkiewicz - twierdzili, że nie zajmowali się sprawą organów z ZWM.
- Czułem, że z Grygarem będą kłopoty - wyznał Bączkiewicz.
- On tak mówi? Nie będę tego komentował. Kuria wiedziała o wszystkim, także komisja, o której mówimy - ucina Grygar.
Artur Janowski