Nie wszystko wam wyśpiewam

Egzotyczna, czarnoskóra piękność Senait Mehari podbiła serca Niemców swoimi piosenkami i opowieściami o dzieciństwie spędzonym w erytrejskiej rewolucyjnej armii fanatyków. A teraz rodzą się pytania, ile w tych opowieściach było prawdy.

Pochodząca z Erytrei piosenkarka Senait Mehari w kraju, do którego uciekła – w Niemczech – miała bajkowe życie. Podczas niemieckich eliminacji do konkursu piosenki Eurowizji zajęła czwarte miejsce. Krótko po tym ukazała się jej biografia „Żar serca” (w Polsce wydana w 2006 r. nakładem Świata Książki; na jej podstawie powstaje też obecnie film w reżyserii Luigi Falorniego – przyp. FORUM), która sprzedała się w 400 tysiącach egzemplarzy. Można by powiedzieć, że dziecko naznaczone wojną domową wyrosło na wielką gwiazdę show-biznesu. A jednak historia Senait, opisana w jej książkach „Żar serca” i „Wüstenlied” (Pustynna piosenka), jest dużo bardziej złożona. Senait urodziła się w czasie wojny domowej na terenie dzisiejszej Erytrei, prawdopodobnie w 1974 roku.

W wieku sześciu lat została porzucona przez matkę i trafiła do obozu rewolucyjnej organizacji Ludowy Front Wyzwolenia. Gdy miała osiem lat, cudem udało jej się uciec do Sudanu, skąd w 1987 roku przybyła do Niemiec. W książkach, nad którymi pracowała razem z wiedeńskim pisarzem i podróżnikiem Lukasem Lessingiem, opowiada o swoich przeżyciach jako dziecka-żołnierza, o terkocie karabinów maszynowych i o unoszącym się w powietrzu zapachu zwłok. Czy to prawdziwa biografia, czy beletrystyka pomagająca zmierzyć się z traumą z dzieciństwa?

Dzieje Senait Mehari urosły do rangi medialnej opowieści kryminalnej z psychologiczną nutą. W magazynie „Zapp” wyświetlanym przez stację telewizyjną NDR wystąpili ostatnio goście podający się za byłych współtowarzyszy piosenkarki. Twierdzili zgodnie, że nigdy nie była zmuszana do walki na froncie. Obóz Ludowego Frontu Wyzwolenia, gdzie, jak podaje Mehari, z dzieci formowano żołnierzy, był ich zdaniem tylko zwykłą szkołą. W odpowiedzi piosenkarka zagroziła autorom tych wypowiedzi sądowymi procesami o pomówienie.

Prawdą jest, że erytrejska armia nie wzbraniała się przed zaciąganiem do armii dzieci i młodzieży. Samuel Gebregheorgis w wieku 16 lat dobrowolnie zgłosił się do armii Ludowego Frontu Wyzwolenia i z kałasznikowem w ręku trzymał wartę w swoim obozie. Abraham G. Mehreteab miał 11 lat, gdy podniósł z ziemi przedmiot wyglądający jak zabawka. Wybuchająca mina pokiereszowała mu twarz i oderwała ramię. – Dzieci brały udział w walce, nawet gdy nie wysyłało się ich na front. Maszerowały, śpiewały propagandowe pieśni – mówi Abraham.

Faktem jest jednak, że skandal wokół książek Senait Mehari rodzi pytanie o granicę między wyobraźnią a prawdą historyczną. Na końcu książki „Żar serca” Senait Mehari składa panu serdeczne podziękowania i pisze, że po długich i intensywnych rozmowach udało się państwu przenieść prawdę na papier. Jak wyglądała wasza współpraca?

Lukas Lessing: Właściwie dokładnie tak, jak mówi Senait. Ona opowiadała, ja nagrywałem jej opowieści na taśmę. Później przesłuchiwaliśmy ponownie nasze rozmowy, a ja nadawałem opowieściom odpowiednią formę narracyjną. Oprócz tego zarówno podczas pracy nad pierwszą książką „Żar serca”, jak również nad „Pustynną piosenką” wybraliśmy się do Afryki, gdzie rozmawialiśmy z wieloma ludźmi. Senait wielokrotnie czytała to, co spisywałem, wprowadzaliśmy korekty.

Zna pan zarzuty, które stawia się Senait Mehari. Ludzie, którzy znali ją w czasach dzieciństwa, twierdzą, że nigdy nie była dzieckiem-żołnierzem. W jaki sposób sprawdził pan, czy wspomnienia Senait są prawdziwe?

Nasza książka w dużej mierze składa się ze wspomnień Senait z lat dzieciństwa. To właśnie celem ich sprawdzenia wyruszyliśmy wspólnie w podróż do Erytrei. Odwiedziliśmy miejsca, o których mi opowiadała. Oboje mieliśmy świadomość, że przywołując wspomnienia z dzieciństwa, często zmieniamy przeszłość, czy nawet mylimy rzeczywistość z wyobrażeniem o niej. Rozmawialiśmy z jej krewnymi i porównywaliśmy rodzinne historie.

W naszej drugiej książce „Pustynna piosenka” można znaleźć na przykład fragmenty historii rodziny Mehari, o których Senait nie wiedziała podczas pisania pierwszej. Spotkaliśmy poza tym wielu jej rówieśników, których do tej pory nie znała i którzy też opowiadali o swojej przeszłości w roli dziecięcych wojowników. W Erytrei każdy kiedyś dostawał do rąk karabin, nawet w swoich najmłodszych latach. Senait opowiadała w Afryce swoją historię i nikt nie był nią szczególnie zaskoczony. Ten rodzaj życiorysu to dla erytrejskiej ludności chleb powszedni. Niestety nie spotkaliśmy żadnych współtowarzyszy Senait z dzieciństwa, co nas jednak specjalnie nie zdziwiło. Wiele osób służących w tej samej jednostce wojskowej co Senait, uciekło do Sudanu i stamtąd rozjechało się po całym świecie.

Czy bierze pan pod uwagę możliwość, że wspomnienia Senait Mehari zawarte w jej książce zawierają poważne błędy? Oczywiście istnieje możliwość, że historia Senait zawiera niedociągnięcia lub że przedstawione przez nas związki logiczne są nieprawidłowe. Opieraliśmy się jednak na fachowej literaturze i staraliśmy się zminimalizować ilość możliwych błędów. To były bardzo trudne i zawiłe czasy, o czym świadczy chociażby fakt, że nawet geograficzne usytuowanie miejscowości sprawia dziś mnóstwo problemów. Jestem więc w stanie uwierzyć, że dodatkowe badania wykażą więcej sprzeczności. Pomimo wszelkich wątpliwości nie wyobrażam sobie jednak, by historycy kiedykolwiek mogli dojść do wniosku, że w Erytrei nie było zmilitaryzowanych oddziałów, do których zaciągano dzieci i młodzież. Przyznaję, że błędy w szczegółach są możliwe, ale nie powinny one mieć jakiegokolwiek wpływu na główny temat naszych książek. Nie twierdzimy też, że „Żar serca” to naukowa pozycja o wojnie w Afryce. Napisaliś­my książkę przedstawiającą
osobiste wspomnienia z dzieciństwa.

Niektórzy podejrzewają, że osoby, które podważyły prawdziwość opowieści Senait Mehari, działają z pobudek politycznych.

Nie mam pojęcia. Nie znam ich i nie mogę się wypowiadać na temat ich pobudek. Powszechnie wiadomo, że polityczna sytuacja w Erytrei jest mocno napięta. Doświadczyć tego można było chociażby podczas wieczorów autorskich Senait Mehari. W drugiej książce poświęciliśmy dużo uwagi krytyce, z jaką spotkaliśmy się podczas tych spotkań.

Praca z panem była dla Senait Mehari również swoistą terapią. Czy w tym kontekście zastanawiał się pan nad swoją własną rolą?

Tak, to było nieuniknione. Pracowaliśmy bardzo długo i intensywnie. Wszelkie aspekty psychologiczne, w tym również trudności Senait z pogodzeniem się ze swoją przeszłością, znalazły odbicie w książkach.

Historia Senait Mehari jest z pewnością niewiarygodna, ale podczas pracy nad książką nigdy nie odniosłem wrażenia, że nie wydarzyła się naprawdę. Gdyby to, co opowiadała mi Senait, nie było prawdą, ta książka nigdy by nie powstała. Senait nie zdołała co prawda ukryć przede mną swoich psychologicznych problemów, ale jej historia zasadniczo nigdy nie wzbudziła we mnie wątpliwości. Po naszej wspólnej podróży do Erytrei wszystko stało się dla mnie jeszcze bardziej klarowne. Można tam spotkać wielu ludzi, którzy nie mogą sobie poradzić z traumatycznymi przeżyciami. Przemoc w znacznym stopniu naznaczyła ich życiorysy. Z przykrością muszę przyznać, że życie Senait Mehari na tle jej erytrejskich rówieśników nie jest niczym szczególnym, a książka w moim odczuciu przedstawia prawdę.

Rozmawiał Frankfurter Rundschau

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)