Nie wisi na słupach i latarniach. Jak chce wygrać?
Od 1989 r. nie powiesiła żadnej reklamy wyborczej. Jest jedyną kobietą na ośmiu startujących kandydatów na prezydenta Lublina. Jak sama mówi "choć jestem jedna, jakoś to idzie". W rozmowie z Wirtualną Polską Izabella Sierakowska opowiada o przełamywaniu stereotypów w polityce zdominowanej przez mężczyzn.
WP: Monika Szafrańska, Wirtualna Polska: - Dlaczego "czas na zmiany" i przede wszystkim na jakie?
Izabella Sierakowska (SDPL.), kandydatka na urząd prezydenta Lublina: - Cztery lata temu startowałam na urząd prezydenta Lublina. Przegrałam w drugiej turze. Z dobrym wynikiem, ale przegrałam. I miały nastąpić zmiany. Ale nie nastąpiły i Lublin nadal jest miastem typowym dla Polski wschodniej. Postanowiłam kandydować, bo może teraz uda się coś zmienić.
Prześcignęli na sąsiedzi. Ciągle porównuje się nas do Białegostoku, przede wszystkim do Rzeszowa, także do Kielc. Nadal mamy niezwykle trudną sytuację jeśli chodzi o pozyskiwanie środków unijnych. Według wszystkich informacji: jesteśmy na ostatnim miejscu. Tak w ogóle, Lublin wygląda wprost tragicznie: inwestycje drogowe są poszatkowane. Prawdę mówiąc, jedynym osiągnięciem Lublina jest zakwalifikowanie się do czołówki, która pretenduje do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury. To ogromna zasługa wiceprezydenta, który zajmował się tym, i obecnego prezydenta, który położył na kulturę, ale zapomniał o reszcie. Także tych osiągnięć nie ma i stąd ta moja kandydatura, bo "czas na zmiany".
WP: Pani największy rywal z ostatnich wyborów, czyli obecny prezydent Lublina Adam Wasilewski, w tym roku nie kandyduje. Obawia się Pani za to jego zastępcy, który startuje?
- Obecny prezydent nie kandyduje, bo rzeczywiście chyba nie miałby szans. Stąd Platforma Obywatelska wystawiła jego zastępcę Pana Krzysztofa Żuka. Prowadzi on ciekawą politykę. Kiedy są zadawane pytania "co pan zrobi?", opowiada, że oczywiście wszystko. Wciąż obiecuje i podpisuje listy intencyjne. A kiedy społeczeństwo pyta "dlaczego pan nie zrobił tego w swojej kadencji, w końcu był pan dwa razy wiceprezydentem?", to spuszcza nieśmiało oczy i jakby chciał powiedzieć, to nie ja, to kolega. Także tak to wygląda.
WP: Z mojej wcześniejszej rozmowy z prezydentem Żukiem wynikło, że Lublin jest niemalże idealnym miejscem. Pani zdaniem tak nie jest?
- No jest duży chaos. Przede wszystkim chodzi o wykorzystywanie środków unijnych - nie potrafili tego zrobić. Dam nawet przykład: na bardzo ważne inwestycje w mieście, dopiero teraz - pod koniec kadencji 26 października br. Lublin złożył wnioski o dofinansowanie. Czyli ok. dwa tygodnie przed wyborami samorządowymi. Myślę, że to wystarczy. W tej chwili obiecuje się dosłownie wszystko. Dokładnie tak, jak cztery lata temu: przed drugą turą wyborów pan prezydent Wasilewski podpisał list intencyjny na budowę aquaparku, którego nie ma do dziś. Wszystko inne wygląda podobnie.
Bezrobocie duże, brak inwestorów brak, współpracy wyższych uczelni, dróg, koncepcji rozwoju i zagospodarowania miasta. Tych braków jest bardzo dużo. Także to nie jest idealne miejsce. Bo gdyby było, to dzisiaj lublin nie miałby takich problemów, jakie ma.
WP: A Pani nic nie obiecuje wyborcom?
- Mówię, że uporządkuje miasto i będę bardzo solidnie pracować, żeby mieszkańcy Lublina nie wstydzili się i nie mówili, że to były kolejne zmarnowane lata.
Pan prezydent Żuk obiecuje trzy tysiące miejsc pracy - to jest mamienie ludzi. A ja po prostu czegoś takiego nie lubię. Dla mnie to jest zwyczajne oszustwo. Mnie z kolei bardzo często zarzuca się, że dużo nie obiecuję. No i faktycznie: nie obiecuję, bo wiem, jaki jest stan finansów, jaka jest sytuacja. Mówię: wejdę do ratusza, zrobię bilans, zobaczę, co zostało rozpoczęte i zrobię porządek. No muszę to zrobić, dlatego, że w magistracie pracuje ponad 200 osób. I to nie możliwe, żeby ludzie, którzy są odpowiedzialni za jakieś decyzje i inwestycje robili to zbyt opieszale. Tam musi być pozytywna energia i chęć działania. A ja to w sobie mam. Wiem, że można zrobić więcej i ja to zrobię.
Przeczytaj: To dzięki niemu Lublin walczy "kulturalnie" w Europie WP: Dlaczego w Lublinie brakuje inwestorów? Dlaczego absolwenci uciekają w poszukiwaniu pracy do innych miast?
- Ta sprawa jest bardzo złożona. Dopiero rusza budowa lotniska w Świdniku. Lublin nie ma obwodnicy. Do Warszawy jedzie się z prędkością 45-50 km/h. Nie ma dobrego połączenia kolejowego. Jeździ się tak, jak za czasów przedwojennych i tuż po wojennych. Czyli łączność i inwestycje drogowe są w fatalnym stanie. Opublikowano niedawno mapę najniebezpieczniejszych dróg w Polsce. Lublin jest otoczony tylko i wyłącznie czarnymi drogami. Dlatego musi być współpraca z samorządem wojewódzkim, aby ruszyć "z kopyta" z inwestycjami, żeby jak najszybciej ten, kto produkuje w Lublinie, mógł swoje towary wywozić.
W Lublinie powstała specjalna strefa ekonomiczna. Władze podzielili ją na małe działeczki, z czego nie są zadowoleni inwestorzy. Np. duża Husqvarna przeniosła się do Mielca ze względu na bliskość autostrady. U nas nie mieli możliwości rozwoju.
Kolejną sprawą jest brak współpracy wyższymi uczelniami. To, co nieustannie powtarzam: musi być ścisła współpraca. Lublin ma nadmiar humanistów. Tu jest kilka uniwersytetów, dwa przede wszystkim: KUL i UMSC, które produkują rzeczywiście wyłącznie humanistów. A zapotrzebowanie na inżynierów i innych fachowców jest przeogromne.
Jeśli chodzi o osiągnięcia i Lublin jest daleko i uczelnie też. Także proponuję ścisłą współpracę miedzy uczelniami, bo to także od prezydenta zależy, aby ją zainicjować. Po roku 2014 będą kolejne środki unijne, ale na ośrodki badawcze. Więc jeśli Lublin chce zaistnieć na mapie ośrodków innowacyjnych, musi zjednoczyć siły.
No poza tym, pracy dla absolwentów tutaj po prostu nie ma.
WP: To w jaki sposób będzie chciała Pani zatrzymać ludzi w Lublinie. Ma Pani jeszcze jakieś pomysły na zwiększenie ilości miejsc pracy?
- Muszą być przede wszystkim inwestycje, bo wtedy będą miejsca pracy, ludzie zostaną zatrudnieni, będą płacić podatki, a te wpływają do budżetu gminy, która dzięki temu ma pieniądze i inwestuje dalej. Zatem ścisła współpraca z instytucjami, nawet zagranicznymi i zachęta do przyjazdu do Lublina. Bo to jest rzeczywiście dobre miejsce, gdzie czeka się na inwestorów z otwartymi rękami. Kiedy już pojawi się jakiś inwestor, to będę go hołubić, będę mu rozpościerać czarowny dywan i mobilizować urzędników do zainteresowania się nim i udzielenia pomocy. Wszystko, żeby broń Panie Boże się nie zraził.
Pamiętam, że do Lublina miał wejść pan Leszek Czarnecki z taką dużą instytucją finansową, ale wycofał się. Także jest cisza. Myślę, że trzeba pokazać, że Lublin, to nie tylko jest piękne miejsce, ze świeżym powietrzem, z piękną przyrodą i okolicami, jak Kazimierz, Nałęczów, Puławy, Roztocze, itd. Ale takie miejsce, gdzie są fachowcy, nie tylko humaniście, ale specjaliści także w innych dziedzinach, którzy są doskonale przygotowani i chętni do pracy.
Dziś młody człowiek lubi pracować na swoim. Tym, którzy chcą otworzyć własne firmy chciałabym pomóc, stworzyć udogodnienia, usprawnienia, żeby nie borykał się z problemami i sprawy urzędowe nie trwały za długo. Czyli otworzyć ręce, ramiona i mówić "ja ci pomogę, tylko zostań u mnie".
WP: Mówiła Pani o problemach infrastruktury miasta. Lublinianie bardzo narzekają na korki. Znajdzie na to Pani rozwiązanie ?
- Szukam rozwiązań, nawet kilka zaproponowałam. Dotyczyły one wszelkiego rodzaju budowy estakad, tuneli. To wszystko właściwie już jest, bo projekty są od dobrych dziesięciu lat. Wiem, że poprzedni prezydenci wydali na to dużo pieniędzy. Chciałabym zobaczyć, co oni opracowali, jak to wygląda i na co mnie stać. Dlatego, że Lublin jest solidnie zadłużony, a w tej chwili zaciągnął kolejną pożyczkę na 500 mln zł. Dla Lublina, który ma w budżecie 1 200 tys, tyle samo ma kredytów. Kredytów. To jest bardzo poważna sprawa. Zobaczę, ile tych pieniędzy jest.
Naturalnie na początku, póki człowiek nie zorientuje się, jaką kasą dysponuje, i tak postaram się o pewne usprawnienia. Mam wokół siebie ludzi, którzy znają się na organizacji ruchu i obiecali, że mi pomogą. Zaraz po wyborach siądziemy i zastanowimy się, w jaki sposób na bieżąco bez jeszcze większych inwestycji, które jednak potrwają, musimy pomyśleć o poszerzeniu ulic tam, gdzie zostały zwężone nierozsądnymi decyzjami.
Czyli najpierw zajmę się rozwiązaniem takich spraw bieżących, a potem przedstawię rozwiązania na kolejne. Estakady buduje się co najmniej dwa lata, tunel - dwa i pół roku. Chciałabym to zrobić, ale jak podkreślam i pisze w swoim programie, to wszystko od tego zależy, jakimi środkami będę dysponować.
W tej chwili jest opracowany projekt tunelu na 400 mln zł, ale Lublina na to nie stać. Chciałbym naleźć jakieś tańsze rozwiązanie, dużo prostsze, żeby nie trzeba było rujnować śródmieścia.
WP: To z funduszy unijnych będzie Pani chciała uzyskać, jak najwięcej pieniędzy?
- I tu jest problem. Kasa unijna praktycznie rzecz biorąc się skończyła. Mam o to pretensje, bo nie wykorzystano danych możliwości. Tak, jak mówiłam na początku, na cztery poważne inwestycje złożono wniosek dopiero 26 października tego roku, czyli dosłownie parę dni temu. Także nie wykorzystano tych środków. Będą kolejne. Wiem, że są ciekawe fundusze norweskie. Będę szukać pieniędzy.
Mam fajny zespół młodych ludzi, którzy są fachowcami w opracowywaniu projektów unijnych, więc będziemy szukać. Ale czy cokolwiek znajdę w tym wyczerpanym budżecie miasta? Trudno powiedzieć. Będę się starać.
Przeczytaj: To dzięki niemu Lublin walczy "kulturalnie" w Europie WP: Dookoła Lublina jest bardzo wiele tzw. czarnych punktów świadczących o częstych wypadkach drogowych. Co zamierza Pani uczynić, by poparć bezpieczeństwo mieszkańców Lublina nie tylko na drogach?
- Zacznę od dróg, bo to bardzo ważna sprawa. Zaproponowałam Lublinowi tzw. weekendowe remonty. Wyglądałoby to tak, że w piątek wieczorem zamykamy odcinek, informujemy mieszkańców i remontujemy: dzień - noc - dzień - noc. A w poniedziałek o godz. 4.00 rano otwieramy drogę. To także będzie jakieś usprawnienie, dzięki któremu, będzie można ewentualnie poszerzyć drogę. Całość potrwa szybciutko i po kilku godzinach będzie można oddać drogę do użytku.
Z bezpieczeństwem jest faktycznie problem. Części miasta jest monitorowana. Ale myślę, że nie wykorzystana jest straż miejska. Chciałabym wykorzystać ją nie tylko do wlepiania mandatów w zatłoczonym miejscu, bo to jest prosta robota, nie tylko do tego, żeby staruszki obciążać mandatami za to, że handlują pietruszką czy jabłkami z własnego ogrodu. Ale zatrudnić ich do tego, żeby byli. W szczególności w miasteczku akademickim, bo tam jest niebezpieczne.
Na pewno będę też chciała rozszerzenia sieci monitoringu. To jest ogromnie ważne. No i oczywiście ścisła współpraca z policją. Nie wyobrażam sobie tego, żebym nie współpracowała z mundurowymi w tej sprawie.
WP: Wiem, że Lublin nie ma szpitala miejskiego. Myślała Pani, żeby wybudować nowy obiekt zdrowotny?
- Nie ma takiej potrzeby. Jest bardzo wiele szpitali w Lublinie: kliniczny, wojewódzki. Także jesteśmy zabezpieczeni jeśli chodzi o łóżka. Natomiast chciałbym wprowadzić badania profilaktyczne, badania dzieci, powrót dentystów do szkół, a może nawet udałoby się przywrócić pielęgniarki, które miałyby pod swoim nadzorem kilka szkół, po to żeby rzeczywiście zapobiegać. A leczyć lublinianie mają się gdzie. Także szpital miejski nie jest potrzebny.
WP: Jaką pomoc zagwarantuje Pani rodzinom, zwłaszcza tym wielodzietnym?
- Na pewno nie będę oszczędzać na tych ludziach, którzy tej pomocy potrzebują. Nie możliwe jest obcinanie środków na pomoc społeczną, na pomoc dla ludzi niepełnosprawnych. W każdym razie na to zwrócę szczególną uwagę.
Lublin jest miastem dość biednym. Ubóstwa jest tutaj bardzo, bardzo dużo. Aby zagwarantować opiekę w szkole, nie potrzeba dużo pieniędzy. Tym bardziej, że część na tego rodzaju zadania daje państwo. Tak samo, jak na dożywianie dzieci w szkołach i przede wszystkim zainteresowanie się losem tych ludzi. Proponuje współpracę z organizacjami pozarządowymi tak, jak np. w Warszawie. Tam zleca się odpowiedzialnym instytucjom pozarządowym wykonywanie pewnych prac na rzecz opieki, edukacji, kultury. W Lublinie będę chciała bardzo mocno wykorzystać taką współpracę z organizacjami pozarządowymi i wolontariatem.
WP: W Lublinie jest za mało mieszkań socjalnych?
- Trzeba przyspieszyć budownictwo socjalne. Robi się to w Lublinie, ale to wciąż jest za mało. Czeka bardzo dużo ludzi. Poza tym są takie dzielnice, które nie mają wody i kanalizacji. Już nie mówię o drogach. To musi być zrobione, bo to są podstawowe sprawy.
WP: A jak wygląda sprawa podjazdów dla osób niepełnosprawnych?
- To tak różowo nie wygląda. Prawie na każdym spotkaniu pojawiają się ludzie niepełnosprawni, którzy mówią o tych problemach. Nie mówię, że wszędzie, bo to są jednak duże koszty, a w przyszłym budżecie państwa środków na tego rodzaju inwestycje Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych będzie miał dużo mniej. Także pozostaje nam ścisła współpraca z PFRON i tam, gdzie nas będzie stać, będzie możliwe czy niezbędne, na pewno postaramy się o usprawnienia.
WP: Woj. lubelskie miało w tym roku fascynująca reklamę. Jak chce Pani przyciągnąć turystów do miasta?
- Reklama rzeczywiście była piękna. Ale tak jak Pani powiedziała - dla turystów. Lublin jest przepięknym miastem, zaniedbanym ale pięknym. A ta reklama nie przyciąga inwestorów. Latające motylki, czysta woda, konie w biegu, piękna Wisła - to przyciąga turystów. A ja bym chciała, żeby to właśnie inwestorów przyciągała reklama. Bo kiedy w Lublinie pojawią się lepsze drogi, lepsza infrastruktura i turysta będzie miał możliwość dojechania np. z Warszawy w ciągu godziny i 20 min, a nie trzech godzin, albo będzie mógł szybko przyjechać pociągiem, albo przylecieć samolotem, to myślę, że wtedy nie będzie żadnych problemów. Wtedy lublin będzie atrakcyjny dla turystów.
WP: Na jakie nowe obiekty rekreacyjne, sportowe mogą liczyć mieszkańcy?
- Mamy już ścieżki rowerowe w miejscach rekreacyjnych, np. nad Zalewem Zembrzyckim. Wykorzystano do ich budowy fundusze unijne. Natomiast jest problem ze stadionami. Lublin ma ich kilka. Wszystkie są w opłakanym stanie. Obecne władze Lublina zdecydowały się na budowę nowego stadionu przy ul. Krochmalnej. Ale to taki mały stadion na zaledwie 15 tys. miejsc, bez infrastruktury stadionowej, czyli czegoś, co będzie pracowało jego utrzymanie. No i jest dylemat. Najprawdopodobniej, jeśli wygram te wybory, to będę musiała budować to, co zaplanowała władza. Nie podoba mi się to, ale trudno - będę musiała to zrobić.
Natomiast zostaje problem z tymi stadionami, które funkcjonują, bo są bardzo zaniedbane. Czyli stadion lekkoatletyczny, w tragicznym stanie stadion żużlowców, potem odzyskana "Lublinianka" stadion budowlany, gdzie rugbiści rozgrywają mecze. Także takich obiektów zaniedbanych w Lublinie jest bardzo dużo.
WP: To lepiej je remontować czy wyburzyć i postawić nowe?
- Jeżeli ten stadion, który będzie budowany, kosztuje około 150 mln zł, trzeba będzie się zastanowić, co zrobić z tamtymi starymi? Na pewno musi zostać tor dla żużlowców. A co będzie z reszta? Trudno powiedzieć. Być może znajdę kogoś przy pomocy partnerstwa publiczno - prywatnego, kto się tym zainteresuje. Problemów w Lublinie jest na prawdę dużo, nie rozwiązanych od lat, nie od czterech, ale co najmniej od dziesięciu.
Przeczytaj: To dzięki niemu Lublin walczy "kulturalnie" w Europie WP: Czy tak, jak Pan Żuk postawi Pani na kulturalny Lublin? Będzie Pani organizować jeszcze więcej wydarzeń, żeby przyciągnąć turystów i może przez to i inwestorów?
- Oczywiście, że tak. To jest ogromna szansa. Tutaj nie ma kandydata, który mówiłby coś innego niż "tak, chcemy".
Zaproponowałam taki festiwal "Trans Europa", który polega na tym, że przyjeżdżają intelektualiści, studenci z całej Europy. Nie chodzi tylko o występy artystyczne i wspaniałe spektakle, ale także o dyskusję. Chciałam sprowokować dyskusję o demokracji, prawach człowieka, równości wszystkich ludzi.
Ale muszę zwrócić szczególną uwagę, aby Lublin mógł przywitać turystów czysty, ukwiecony. Muszę zadbać o toalety - to jest taki wstydliwy temat. Ostatnio Internauci do mnie napisali, że przyjechali do Lublina i nie mieli gdzie pójść "umyć ręce", bo takich obiektów rzeczywiście brakuje. Przecież nie ustawię budek, bo to by była kompromitacja. O wszystkim trzeba pomyśleć. O czystym, zadbanym Lublinie.
Te wszelkiego rodzaju imprezy, są już przygotowywane. Lublin ma bardzo silne środowisko artystyczne z mnóstwem teatrów alternatywnych, co rzadko się zdarza, aby w takim miejscu działało ich aż tyle. U nas jest bardzo dużo galerii, teatrów i to wszystko żyje. Także Lublin osiągnął swój sukces dzięki pomysłom artystów żyjących u nas, w naszym mieście. Ale trzeba im pomóc, żeby to wszystko było zgrabne, miało dobrą oprawę, żebyśmy mogli przyjąć turystów i gości, którzy do nas przyjadą po prostu elegancko.
WP: Mieszkańcy zgłaszają do Pani jeszcze inne problemy?
- Och, problemów to jest dużo. Brakuje nam żłobków, przedszkoli. Zaproponowałam budowę wzorem warszawskich przedszkoli modułowych. Buduje się je szybko i o wiele taniej. Normalnie budowane przedszkole kosztuje 16 mln zł. Przy pomocy tej technologii i za taką kwotę mogę wybudować cztery przedszkola. Chciałabym, żeby wszystkie dzieci chodziły do przedszkoli, a taki obowiązek wejdzie od przyszłego roku, więc muszę zdążyć.
Mieszkańcy alarmują o czystość. Lublin strasznie jest oblepiony reklamami. Takimi, które wiszą dosłownie wszędzie. Chciałbym zaproponować odejście od tej formy reklamy. Bilbordy niech zostają, mi nie przeszkadzają - są wysoko, są czyste i deszcz ich nie zmywa. Ale reszta propagandy politycznej musi mieć swoje określone miejsce. Po deszczu Lublin wygląda tragicznie. To wszystko spływa i leży na drodze. Będę z nimi walczyła. Mam to szczęście, że od 1989 roku funkcjonuję w polityce i nie powiesiłam się nigdy na żadnym płocie i na żadnej latarni. Mimo to jestem. I wygrywałam te wybory. W końcu to moja piąta kadencja sejmowa. Strasznie dużo problemów na jedną, biedną kobietę.
WP: Trudno kobiecie prowadzić kampanię wyborczą?
- Bardzo trudno. Mężczyźni uważają, że to oni są stworzeni do rządzenia. Jestem silną kobietą, bardzo silną i jakoś daję sobie radę. Ale bardzo trudno przełamać stereotyp, że tylko mężczyzna może wygrać. Jestem jedyną kobietą, która startuje wśród ośmiu kandydatów. Choć jestem jedna, jakoś to idzie. W sondażach wypadam całkiem nieźle, ale zarobaczymy, jaka będzie końcówka.