PolskaNie wierz urzędnikom

Nie wierz urzędnikom


Urzędnikom nie wolno ufać - mówi Ryszard Kasperski z Gdyni. I wie, co mówi. Mężczyzna padł ofiarą błędnej decyzji pracownika ZUS. Zawał serca, który omal nie pozbawił go życia, strata siedmiu tysięcy złotych i zszarpane nerwy - tak podsumowuje ostatnie kilka miesięcy życia.

Nie wierz urzędnikom
Źródło zdjęć: © Dz.Bałtycki | Tomasz Bołt

18.05.2004 | aktual.: 18.05.2004 08:16

W czerwcu ub.r. przedsiębiorstwo Apar, w którym pracował Ryszard Kasperski, zostało rozwiązane. 63-letni gdynianin policzył jednak, że przepracował łącznie 45 lat (w tym 18 lat w tzw. warunkach szczególnych, m.in. na statkach Dalmoru) i w związku z tym od 60 roku życia należy mu się emerytura. Księgowa rozwiązywanej firmy przygotowała wszystkie dokumenty i wraz z pracownikiem udała się do Inspektoratu ZUS w Gdyni.

- Urzędnik w obecności księgowej stwierdził, że emerytura mi nie przysługuje - wspomina Kasperski. - Odesłał mnie po zasiłek do Urzędu Pracy. Uwierzyłem, bo skoro ktoś jest pracownikiem ZUS, to musi znać przepisy... Urząd pracy przyznał panu Ryszardowi świadczenie przedemerytalne - 850 zł netto. Niedoszły emeryt z trudem wiązał koniec z końcem do lutego br. Wówczas spotkał na ulicy kolegę z Dalmoru.

- Żyjesz z zasiłku? - spytał zdziwiony kolega. - Przecież jestem młodszy od ciebie, pracowałem krócej i już od miesiąca dostaję emeryturę!

Ryszard Kasperski ponownie zaniósł dokumenty do oddziału ZUS w Gdyni. Tym razem emeryturę w wysokości 2200 zł mu przyznano. Odebrał decyzję urzędu i... nie wytrzymał stresu. Z zawałem serca trafił do AMG.

- Mało brakowało, a ZUS zaoszczędziłby na mojej emeryturze - stwierdza filozoficznie gdynianin. - Po powrocie ze szpitala postanowiłem wystąpić o wyrównanie moich strat finansowych i oddanie pieniędzy bezprawnie pobranych Urzędowi Pracy.

ZUS początkowo nie odpowiadał na skargę emeryta. W końcu - po interwencji u jednego z dyrektorów - pan Ryszard otrzymał pismo informujące, że nie ma przesłanek potwierdzających, że odwiedził w maju ub. roku ZUS. W prywatnej rozmowie usłyszał, że emerytury nie dostawał... z własnej winy. Nawet, jeśli urzędnik przy świadku zwrócił petentowi dokumenty, to ten powinien był się uprzeć. Kłócić. Siłą wciskać papiery. Bo urzędnik może się mylić, a klient nie ma do pomyłki prawa. I już.

Z Małgorzatą Niepokulczycką, przewodniczącą Federacji Konsumentów rozmawia Dorota Abramowicz

- Czy powinniśmy zaufać urzędnikowi, który mówi, że składanie przez nas podania nie ma sensu?

- Urzędnik to też człowiek. Może się pomylić, mieć niepełną wiedzę, być roztargniony. Dlatego w urzędach należy stosować zasadę ograniczonego zaufania. Petent powinien kolekcjonować dokumenty. Tylko na ich podstawie można bowiem składać reklamację.

- Nasz czytelnik odwiedził ZUS w obecności świadka...

- Tzw. dowód świadka ma najniższą wagę w sądzie. Świadek może zapomnieć, może zachorować lub umrzeć. Papier pozostaje.

- A jeśli kładziemy dokumenty na biurko i urzędnik chowa je bez wydania poświadczenia?

- Jeśli jednak klient nie otrzyma poświadczenia, to powinien się o nie upomnieć. To żaden wstyd. Niestety, trzeba pilnować swoich interesów. Czasem w rozgrywkach z urzędami istotna jest kwestia terminów. Wysyłamy więc pisma listami poleconymi, przechowujemy kwity z poczty.

- A potem puchną nam teczki z papierami...

- Trudno.

- Ostatnio wiele urzędów, firm i instytucji proponuje nam ułatwienia. Zamiast osobiście fatygować się do siedziby firmy, wystarczy zadzwonić lub wysłać e-maila...

- To sympatyczne, ale w kwestiach istotnych dla nas nie zawsze się sprawdza. Jeśli przyjdzie pora walki o swoje racje, raczej nie wyciągamy billingów, tylko dokument z pieczątką. Nic tak nie plami urzędu, jak urzędowy papier.
Dorota Abramowicz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)