Nie wiadomo, gdzie wieźć rannych
Opolskie służby ratunkowe nie są przygotowane na atak terrorystyczny.
Godzina 9.50. Na dworcu głównym PKP w Opolu roi się od mundurowych: strażaków, policjantów, sokistów. - Będzie bomba - mówi konduktorka, choć ćwiczenia miały być tajemnicą.
10.05 - zaczyna się odprawa około 60 urzędników i mundurowych, w tym prezydenta Opola Ryszarda Zembaczyńskiego. Plan: wybuch w jednym z wagonów, rannych będzie około 30 osób.
10.20 - tłum obserwatorów przechodzi w pobliże jednej z bocznic.
10.21 - błysk, huk, dym. Pisk pozorantów z drużyn ZHP, którzy siedzą w wagonie. Jedna z harcerek ma za zadanie upaść koło torów. - To już? - upewnia się i w końcu pada.
10.29 - pojawiają się dwie karetki „R”. Dwie minuty później - wozy strażackie. Na bocznicy robi się gęsto od ratowników medycznych i ich sprzętu. Jedna z karetek lekko uderza stojące puste nosze.
10.32 - Ktoś z obserwatorów krzyczy: - Ratowniku, tam leży poszkodowana. - Ona jest zabita - odpowiada ratownik. Przyjeżdżają kolejne karetki, w sumie jest ich 4. Pozoranci histeryzują. - Przeszkadzamy i chyba się nam udaje - mówi Marta z 48. drużyny harcerskiej. Ratownicy opatrują rannych i przykrywają 4 ciała.
10.42 - odjeżdża pierwsza karetka, potem następne. 11.04 - koniec akcji ratunkowej. Czas na podsumowanie.
- Ranni trafili do karetek, ale nie wiedzieliśmy, do jakich szpitali ich wieźć, bo w województwie opolskim nie ma ani jednego centrum powiadamiania ratunkowego. Nie wiedzieliśmy, ile i gdzie jest wolnych stołów operacyjnych. Jedyne, co jest u nas jest pewne, to miejsce dla około 50... ciał - mówi Piotr Jastrzębski, ordynator oddziału ratunkowego WCM w Opolu.
Centra powiadamiania ratunkowego miały być powoływane na mocy ustawy o ratownictwie medycznym, która jeszcze nie została uchwalona.
- A ja się bardziej boję na dworcu kieszonkowców, niż Al-Kaidy - mówi Rafał Łosko, student czekający na pociąg do Wrocławia.
Ewa Bilicka