Nie stać ich na życie
Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu nie chce kupić leków dla pięciu pacjentów chorych na wirusowe zapalenie wątroby typu B.
Szymon pochodzi z Lubania. Ma 18 lat. Przez 12 chorował na raka. Teraz zmaga się z groźnym wirusem zapalenia wątroby typu B. Mimo że chłopak cały czas ma siłę walczyć, w tej walce nie chcą mu pomóc urzędnicy
W podobnej sytuacji jak Szymon Trojanowski jest jeszcze trzech innych pacjentów kliniki chorób zakaźnych w szpitalu przy ul. Koszarowej we Wrocławiu. Wszyscy zaczęli terapię bardzo skutecznym entekawirem. – To rewolucja w leczeniu WZW typu B. Lek nowej generacji, który dopiero w zeszłym roku został zarejestrowany w Unii – podkreśla prof. Andrzej Gładysz, szef kliniki chorób zakaźnych w szpitalu przy ul. Koszarowej, w którym leczą się chorzy. Kuracja powinna trwać około 2-3 lat. Niestety, po pół roku przyjmowania leku chorzy musieli przerwać leczenie. – Wyniki były zaskakująco dobre – podkreśla Adam Sosulski z Wrocławia. – Leczę się od 7 lat, ale dopiero dzięki entekawirowi osiągnąłem takie dobre rezultaty. Na dowód pokazuje wyniki swoich badań. Przed rozpoczęciem leczenia w badanej jednostce krwi miał 10 mln kopii wirusa. Dziś ma ich niecały tysiąc! Od maja nie dostaje leku. Szpital przestał go kupować. Miesięczny zapas tego specyfiku kosztuje prawie dwa tysiące zł. Chorych na WZW typu B nie stać na taki
wydatek.
Wrocławianka Sabina Szutkiewicz dostała ze szpitala pierwszą dawkę leku. – I mogę sobie tylko na nią popatrzyć, bo stoi w lodówce – zaznacza młoda kobieta. Została zakwalifikowana do leczenia entekawirem, ale chwilę po tym pojawiły się pierwsze wątpliwości, czy będzie mogła być dalej leczona. – To właśnie dlatego lekarze nie zdecydowali się na rozpoczęcie terapii. Bali się, że jak po trzech miesiącach ją przerwę, to wirus się tylko uodporni. To zamknęłoby mi jedyną drogę do leczenia – tłumaczy pani Sabina. Potwierdza to prof. Gładysz. – Przerwanie leczenia oznacza dla nich gwałtowne pogorszenie zdrowia – ocenia specjalista. – Wszystko przez to, że osłabiony wirus zacznie się gwałtownie namnażać, gdy tylko się zorientuje, że lek już przestał działać. I zacznie siać w ich organizmach ogromne spustoszenie – tłumaczy.
Przeszczep zamiast leku
Co grozi chorym pozostawionym bez leku? – Niewydolność wątroby, marskość, a nawet rak – wylicza ponuro szef kliniki. – Wtedy jedynym ratunkiem może okazać się przeszczep wątroby, który kosztuje 170 tysięcy złotych. Czy na to znajdą się wtedy pieniądze? – pyta retorycznie. Krzysztof Pijarowski, prezes stowarzyszenia „Życie po przeszczepie”, tłumaczy, że entekawir nie został jeszcze przez urzędników Narodowego Funduszu Zdrowia uznany za standardowy lek w leczeniu przewlekłego WZW typu B. – Oznacza to, że jedyną szansą na kontynuowanie leczenia jest terapia niestandardowa. Szpital powinien wniosek w tej sprawie złożyć do NFZ-u – tłumaczy prezes. Na to jednak nie chce zgodzić się placówka przy ul. Koszarowej. Dyrekcja dowodzi, że do takiej kuracji mogą się zakwalifikować tylko pacjenci, którzy leżą w szpitalu. – A w przypadku tych osób nie ma takiej konieczności. One mogą brać lek w domu – podkreśla Danuta Jędrzak-Kułaga, zastępca dyrektora ds. lecznictwa. – W takich okolicznościach nie możemy starać się o ich
terapię niestandardową, bo złamalibyśmy prawo. Joanna Mierzwińska, rzeczniczka dolnośląskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, podkreśla jednak, że szpital mógłby w tej sytuacji postarać się o taką terapię. – Niestety, nawet nie złożył do nas wniosku w tej sprawie – informuje. Danuta Jędrzak-Kułaga podkreśla z kolei, że gdyby szpital zdecydował się na terapię niestandardową, to musiałby sfinansować chorym leczenie, za które sami w świetle obecnych przepisów powinni płacić. – NFZ nie da nam na to dodatkowych pieniędzy. A my nie możemy z puli pieniędzy, które już mamy, wygospodarować środków na entekawir – dowodzi Jędrzak-Kułaga. – Nie jesteśmy w stanie kupować leków dla pacjentów, których nie stać na leczenie w warunkach ambulatoryjnych.
Nie złożyli wniosku
Joanna Mierzwińska podkreśla jednak, że NFZ nie wyklucza możliwości przekazania dodatkowych pieniędzy do szpitala. – Nie można z góry wykluczać, że nie zapłacimy. A dyrekcja szpitala tak właśnie robi, bo nawet nie złożyła do nas wniosku o tę terapię – tłumaczy rzeczniczka. I dodaje, że władze szpitala powinny się o to jak najszybciej postarać. Tym bardziej że dolnośląski oddział NFZ dostał właśnie z centrali do rozdysponowania dodatkowe 20 mln zł. – Nie wystąpimy do NFZ-u o terapię niestandardową w tym przypadku, bo na piśmie mamy odpowiedź z Funduszu, że takie leczenie będziemy finansować w ramach środków z umowy na leczenie szpitalne. A to będzie oznaczać stratę dla szpitala i innych pacjentów – podkreśla Danuta Jędrzak-Kułaga.
Anna Waszkiewicz