Nie spotkałem agresywnych Indian

Polacy trafili na ludzi pijanych, uzbrojonych – taki przypadek mógł się zdarzyć wszędzie.

Nie spotkałem agresywnych Indian
Źródło zdjęć: © Facebook

Jacek Pałkiewicz, podróżnik i reporter, członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie, o zagrożeniach w Amazonii

Rozmawia Bronisław Tumiłowicz

– Czy miał pan okazję zetknąć się kiedyś z parą podróżników – Jarosławem Frąckowiakiem i Celiną Mróz – których nad Ukajali spotkała śmierć z rąk Indian?

– Nie, ale spotykałem w różnych stronach świata wielu innych polskich podróżników i muszę stwierdzić, że byli to najczęściej ludzie dobrze przygotowani na różne niespodzianki, przyzwoicie wyposażeni, znający języki i pewne podstawowe zasady bezpieczeństwa. Kiedyś takie podróżnicze doświadczenie było dostępne niemal wyłącznie dla obywateli bogatych krajów Zachodu, ale obecnie to się zmieniło.

Wypadek, a nie zetknięcie „cywilizacji” z „dzikością”

– Sądzi pan więc, że dobrze przygotowany obieżyświat powinien wiedzieć, jak udobruchać Indian z plemienia Ashaninka i nie powodować ich agresji?

– Nie ulegajmy dezinformacji. To, co spotkało naszych podróżników nad brzegiem Ukajali, nie było efektem jakiegoś zetknięcia „cywilizacji” z „dzikością”, tylko pospolitym wypadkiem. Ludzie, którzy napadli na parę Polaków, nie żyli daleko od cywilizacji, tylko nad brzegiem wielkiej rzeki, która jest uczęszczanym szlakiem komunikacyjnym. Może to nawet byli potomkowie Indian lub Metysi, ale ich domniemana pierwotna agresywność nie ma nic wspólnego z tym zdarzeniem. Polacy trafili na ludzi pijanych, uzbrojonych – taki przypadek mógł się zdarzyć wszędzie, w mieście czy poza miastem.

– W prasie podawano jednak domniemany motyw zbrodni: krążące wśród tubylców stare legendy o białych ludziach, którzy zakradają się do wiosek, by potajemnie zabijać ich mieszkańców.

– Co do legend, to takie rzeczywiście istnieją, ale raczej wśród plemion, które żyją głęboko w dżungli. Ci ludzie z reguły unikają spotkań z białymi intruzami, wycofują się w głąb kontynentu, bo widzą gwałtowny proces wywłaszczania poprzez wycinkę drzew, budowę dróg i inne zjawiska cywilizacyjne, które oni odbierają jako inwazję – np. osadnictwo, kopalnictwo, nielegalne poszukiwanie złota, co w sumie przynosi także przemoc, choroby, alkoholizm, prostytucję i inne upokorzenia.

– Czy podczas eskapad po Amazonii spotykał pan takich Indian?

– Tak, spotykałem, i tutaj oczywiście jest pewien dylemat. Z jednej strony, ciekawość reportera pcha, by zbliżyć się do nich, porozmawiać, sfotografować, z drugiej strony, po namyśle przychodzi refleksja, by dać tym ludziom spokój, nie nachodzić ich, nie zakłócać życia, skoro chcą być blisko natury i żyć zgodnie ze swoją tradycją.

Egzotyka komercyjna i prawdziwa

– Czy nasi podróżnicy popełnili jakieś błędy? Mówi się, że zemściło się to, iż nie znali języka hiszpańskiego i nie wynajęli sobie przewodnika.

– To też nie muszą być rzeczywiste przyczyny tragedii. Znajomość języka bardzo pomaga, ale często porozumiewałem się z Indianami na migi. Sprawa tubylca przewodnika także nie musi być tutaj warunkiem bezpieczeństwa. W przypadku wycieczek organizowanych przez liczne biura podróży wszystko jest wcześniej omówione, zorganizowane i przygotowane. Tutaj nie ma niespodzianek. Na każdym etapie czekają przewodnicy, sprzedawcy pamiątek, nadzy mieszkańcy. Sam przed dwoma laty widziałem taki spektakl, „prymitywizm” zaaranżowany do celów komercyjnych. Omal nie uległem iluzji. Ale podczas ekspedycji organizowanej w innych celach niż turystyka trzeba po prostu przestrzegać pewnych uniwersalnych reguł, a z pomocy tubylców korzystać, np. przedzierając się przez dżunglę, ale nie płynąc kajakiem po rzece. Jednak kiedy się wchodzi do wioski, nawet jakiejś niewielkiej osady, trzeba pierwsze kroki skierować do wójta, sołtysa, miejscowego wodza, przedstawić się, wręczyć prezenty i jakoś „zaprzyjaźnić”. On wyznacza np. miejsce na
biwak, tak aby nie było sprzeciwu pozostałych mieszkańców. Jest się pod jego opieką. Może gdyby nasi podróżnicy postąpili w ten sposób, nie doszłoby do zabójstwa.

– Jakie prezenty wręcza się Indianom?

– Jak najprostsze i praktyczne: maczety, noże, garnki, sprzęt do połowu ryb, nie żadne paciorki ani błyskotki. Bezsensowne jest też dawanie takiego sprzętu jak radia tranzystorowe czy latarki na baterię, bo kiedy się wyczerpie źródło zasilania, taki prezent pozostawia tylko złe wspomnienia. Zresztą w ogóle wręczanie prezentów wydaje się dwuznaczne, może u niektórych budzić złe skojarzenia, że oto przyszli biali, bogaci, dla których taki scyzoryk czy maczeta to nic wielkiego, najwyżej symbol pogardy. Wciąż jednak trzeba mieć na uwadze, z jakimi mieszkańcami się stykamy. Czy są to ludzie tkwiący już jedną nogą w cywilizacji, żyjący np. nad brzegiem wielkiej rzeki, czy to plemiona, które starają się unikać częstych kontaktów z cywilizacją, ludzie mało kontaktowi, czy też np. górskie koczujące plemiona pasterskie, które mimo wszystko jakiś kontakt z cywilizacją utrzymują, mają np. telefony komórkowe. Kiedy poruszaliśmy się w górę rzeki Ukajali w poszukiwaniu źródeł Amazonki, to płynąc jakieś trzy-pięć dni
łodzią, dotarliśmy do okolic położonych daleko od szlaków komunikacyjnych. Dopiero tam można liczyć na spotkanie z prawdziwą egzotyką.

– Czy odkryte podczas pańskiej ekspedycji źródła Amazonki są właśnie na terenach Peru?

– Tak. Po kilku dniach posuwania się w górę doszliśmy do strumienia Apacheta na wysokości ponad 5 tys. m nad poziomem morza, u podnóża góry Quehuisha. Tam też spotkaliśmy tubylców, pasterzy z plemienia Quechua (Keczua). To potomkowie Inków zachowujący częściowo dawne obyczaje.

– Czy byli agresywni?

– Nie. Właściwie nigdzie nie spotykaliśmy agresywnych Indian.

Od czasów Fiedlera wiele się zmieniło

– A czy płynąc zwykłym kajakiem składakiem po Ukajali albo później Amazonką, narażamy się na ekstremalne niebezpieczeństwo?

– Na dobrą sprawę wszystko jest możliwe i poprzeczkę trudności można podnosić wysoko, choć każda wyprawa wymaga pewnego doświadczenia przy organizacji, musi mieć ręce i nogi. Wszelka pycha i ułańska fantazja są niepożądane. Niektórzy podróżnicy poruszają się kajakami nawet po najdzikszych wodach górskich, choć to jest niebezpieczne, ale Ukajali w dolnym biegu płynie po równinie spokojnie, chociaż w niektórych miejscach zdarzają się bardzo silne wiry. Ponoć nawet małe stateczki były w nie wciągane, jeśli sternicy nie potrafili się z tego wydostać.

– Wypadek Polaków nad tym dopływem Amazonki przeczy trochę opinii, jaką pozostawił Arkady Fiedler w książce „Ryby śpiewają w Ukajali”.

– Tamta podróż odbyła się jednak kilkadziesiąt lat temu. Od tego czasu bardzo wiele się zmieniło w Amazonii. Fiedler przez miesiąc nie spotkał żadnego białego, dziś codziennie widzimy ich dziesięciu albo stu. Wtenczas był tam spokój, nie było zagrożenia bandyckiego. Dziś mamy do czynienia z ogromnymi zmianami, dewastacją przyrody i wywołanymi niszczeniem „płuc świata” dramatycznymi zmianami klimatycznymi. Czy tego chcemy, czy nie, cywilizacja przyniosła ogromnie negatywne wpływy, więc zdaję sobie sprawę, że żadne apele, aby zostawić w spokoju czy to coraz bardziej nielicznych Indian kryjących się w dżungli, czy dziewicze lasy nad Amazonką, nie zatrzymają biegu zmian, bo stoją za tym ogromne interesy. Dobrze, że przynajmniej o tym się mówi. Jeszcze dwa lata temu zauważyłem w Brazylii, a także w Kolumbii pewne spowolnienie postępującej degradacji środowiska, ale potrzeby poszukiwania ropy, drewna i innych surowców okazały się silniejsze od dobrej woli. Do tego dochodzi ogromna w tym rejonie korupcja. Nie
pomagają żadne apele, nawet kosmonautów i astronautów, którzy widzieli naszą delikatną i niszczejącą Ziemię z kosmosu. Taki apel do przywódców państw, polityków i światowych organizacji społecznych i religijnych może się utrzymać w serwisach największych agencji zaledwie kilka godzin.

– Wróćmy jednak do pasji podróżowania. Dziś, kiedy wszyscy mamy w domu paszporty, jedyną barierą w oglądaniu świata może być brak środków albo chęci. Wielu młodych ludzi w okresie studenckim, ale także osoby dojrzałe wyruszają „na krańce świata”, aby przeżyć jakąś przygodę, zakosztować egzotyki. Czym się powinni kierować?

– Zainteresowanych odsyłam do mojej książki „Sztuka podróżowania”. To może być podręczna biblia nie tylko dla zdobywców najdalszych zakątków naszej planety, lecz także dla wybierających się na wczasy dużo bliżej, np. nad Adriatyk czy na Bałkany. Są rady dla tych, którzy wykupili podróż grupową organizowaną przez agencję turystyczną, jak i intymną podróż poślubną. Są wskazówki dla lubiących ekstremalne wrażenia, jak i pewien stopień wygody. Ale niezależnie od kosztu wyprawy czy jej rodzaju myślę, że w wielu wypadkach ważniejszą pomocą od wynajętego przewodnika tubylca jest udział drugiej osoby, towarzysza podróży. Powinien on mieć pewne doświadczenie, zdolności dyplomatyczne i poczucie humoru, być tolerancyjny, sprawny fizycznie, mieć mocny charakter, a nie być kulą u nogi, mieć nieugiętą wolę dotarcia do celu. Kiedy się zakosztuje smaku podróży, przygody, egzotyki, to zaczyna działać jak choroba, narkotyk. Apetyt na podróżowanie rośnie. Ale nie należy przesadzać z ryzykiem. W sytuacji możliwego zagrożenia
warto się na chwilę zatrzymać, zastanowić i wybrać bezpieczniejszą drogę.

Jacek Pałkiewicz, reporter, odkrywca, poświęcił kilkadziesiąt lat życia pasji podróżowania. Przez wiele lat był związany z włoskim dziennikiem „Corriere Della Sera”. Odkrywca źródeł Amazonki, prekursor survivalu, weteran pustyni i dżungli, kierował wyprawami w odległych zakątkach świata. W Rosji jego popiersie stoi obok Gagarina i Heyerdahla.

Dekalog savoir-vivre’u wśród tubylców (z książki Jacka Pałkiewicza „Sztuka podróżowania”)

1. Odnosić się życzliwie do krajowców, bo wprawdzie nie znają naszego języka, ale są wyczuleni na ton naszego głosu i minę. Ironia czy przytyk są łatwo odczytywane. Do porozumienia wystarczą proste gesty.
2. Dobrze jest mieć trochę prezentów, szczególnie praktycznych (noże, garnki, sprzęt wędkarski, zapałki, leki, sól, odzież itd.).
3. Nie pozostawiać takich przedmiotów jak radio tranzystorowe, latarka, do których zabraknie potem baterii.
4. Wykazać się cierpliwością, bo pojęcie czasu nie jest takie samo jak w Europie. Do nawiązania dobrych stosunków potrzebny jest czas.
5. Nawiązywać kontakty towarzyskie, poczynając od wodza wspólnoty. Podniesie to jego prestiż, a nam jego autorytet zapewni dobre przyjęcie.
6. Wystrzegać się arogancji przy próbie nabycia czegokolwiek. Może okazać się, że nawet większa suma pieniężna nie przekona do sprzedaży, bo nasz środek płatniczy może być bezwartościowy.
7. Unikać pozostawiania śladów naszej cywilizacji, które mogłyby wpłynąć na zmianę miejscowych obyczajów.
8. Nietaktem będzie odmowa spożycia „delikatesowego” posiłku (np. gotowany mózg małpy) czy zajęcia się żoną ofiarowaną przez gospodarza dla naszej uciechy.
9. Zasada „zdobywania serc i umysłów” ułatwia pozyskanie zaufania i przychylności. Za pomoc medyczną lub wyleczenie krajowca łatwo będzie uzyskać schronienie, żywność czy transport.
10. Należy szanować i chronić środowisko naturalne.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)