Nie rzucim mięsa!
Podczas ostatniego Dnia Kobiet, pewien znany felietonista i ceniony autor książek SF, został ni z tego ni z owego ekspertem od feminizmu. Wypowiedź, jakiej udzielił liczącej się prywatnej stacji telewizyjnej, rozbrajała swoją głębią. “Feministki są godne pożałowania, gdyż są to w istocie kobiety, doświadczone negatywnie w kontaktach z mężczyznami” - powiedział felietonista i miliony widzów pokiwały ze zrozumieniem głowami.
25.05.2005 | aktual.: 13.07.2005 09:19
Równie wnikliwą wiedzą ekspercką wykazał się inny publicysta, którego rewelecje możemy przeczytać codziennie na drugiej stronie poważnego dziennika. Otóż przy okazji Dnia bez Samochodu, zacny ten autorytet wyjaśnił, że równie uzasadnione byłoby obchodzenie Dnia bez Spodni, gdyż skoro już pewne cywilizacyjne zdobycze posiedliśmy, rezygnowanie z nich byłoby niehonorowe.
Dzisiaj chciałbym włączyć się w wątek felietonistyki interwencyjnej i pójść śladami moich starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Okazja jest ku temu nie byle jaka! Otóż od poniedziałku w Polsce obchodzony jest tydzień wegetarianizmu.
Wegetrianizm jest zjawiskiem z gruntu szkodliwym. Przede wszystkim uderza on w gospodarkę, a więc w każdego z nas! W Polsce co roku zabija się pół miliarda świń, krów, baranów, kurcząt i gesi. Duża część tego towaru idzie na eksport. Każdy trup to konkretne pieniądze: podatki, koncesje, cła. Czy ktoś jest w stanie oszacować, jak wielkie straty dla budżetu przyniosłoby masowe przejście Polaków na wegetarianizm?!
Szkoliwość tej zgubnej ideologii dla polskiej ekonomii sięga jeszcze dalej. Wegetarianie chwalą się, że ich dieta obniża poziom cholesterolu, korzystnie wpływa na ciśnienie, zmniejsza ryzyko zachorowań na raka i w ogóle pozytywnie oddziałuje na zdrowie. Wszystko pięknie. Ale co z polską służbą zdrowia?! I tak umęczoną już kolejnymi reformami? Co zrobią polscy lekarze i pielęgniarki, gdy Polska przestanie przodować w europejskich rankingach krajów o najwyższej liczbie zachorowań na raka i chorobę wieńcową?
Oprócz argumentów ekonomicznych, niemniej ważne są argumenty kulturowe. Czyż po to nasi przodkowie wymyślali najróżniejsze sposoby zabijania zwierząt, byśmy teraz o nich zapomnieli? Czyż trzymanie świń w wąskich kojcach z betonową podłogą, w których zwierzęta nie mogą się nawet obrócić, ale dzięki temu zużywają mniej energii (a więc nie trzeba ich karmić w takim stopniu, jak zwierzęta, które mogą swobodnie się poruszać), nie świadczy o wspaniałej inwencji człowieka? Czyż metalowe rurki, którymi ziarno tłoczone jest wprost do żołądków gęsi, nie są genialnym wynalazkiem jakiegoś anonimowego rzeźnika? Czy teraz mamy z tego rezygnować? W imię czego? Czy mamy być jak te głupie krowy, które potrafią tylko trawę żuć? Wszak my nad tymi krowami górujemy! Potrafimy wytworzyć prąd, który – prawie humanitarnie – wypala im mózgi i czyni z nich wołowinę.
Jedzenie wegetriańskie być może jest czasami smaczne (zresztą wiadomego pochodzenia grupy wywierają silny nacisk na poszerzanie jarskiego asortymentu w sklepach, na bazarach i w punktach gastronomicznych. Mamy nadzieję, że kolejny Sejm powoła komisję śledczą do zbadania tych antypolskich działań, których wynikiem jest to, że coraz więcej naszych rodaków wybiera raczej jarmuż z kuskusem i kaparami niż schabowego). Jednak wegetarianie nie wmówią nam, że ich potrawy są smaczniejsze od naszych! Gdyby szynka nie była najdoskonalszą ucztą dla podniebienia, czym należałoby tłumaczyć wciąż trwające zainteresowanie tym przysmakiem, mimo iż kolejne prowokacje mediów udowadniają niezbicie, że w szynce jest głównie woda, sól i hormony wzrostu?
Jest wreszcie ostatni argument, który ostatecznie powinien zaprzeczyć sensowi tygodnia wegetarianizmu i sprawić, że zdrowa część społeczeństwa zastanowi się nad reedukacyjnymi obozami dla nieszczęsnych trawożerców. Otóż trawożercy ci, mimo swojej żałosnej diety, wyglądają w dużej mierze na szczęśliwych. I w ten sposób niebezpiecznie skuteczna staje się ich sugestia, że tak jak jazda rowerem może być alternatywą dla stania w samochodowym korku, a układ partnerski dla zamordystycznego patriarchatu, tak brokuła może być atrakcyjniejsza od golonki. I na to nie ma zgody! Czy bez własnego samochodu, żony przy garach i kotleta na talerzu Polak będzie jeszcze Polakiem?!
Krzysztof Cibor