Nie ma się czego obawiać

Choć w czerwcu inflacja była dwa razy
większa niż w maju, dla ekonomistów nie stanowi to powodu do obaw.
Jej wzrostu z 0,4 do 0,8 proc. nie można bowiem traktować jako
objawu choroby gospodarki: to raczej oznaka jej powrotu do
normalności - ocenia w "Rzeczpospolitej" Halina Bińczak.

15.07.2003 | aktual.: 15.07.2003 11:38

Według niej, długi okres spadku inflacji towarzyszył ekonomicznemu spowolnieniu, a więc teraz, gdy pojawiają się oznaki ożywienia, musimy się liczyć z nieco szybszym tempem wzrostu cen. I to z kilku powodów.

Po pierwsze - nie będzie kolejnego roku klęski urodzaju w rolnictwie. Po drugie - firmy przemysłowe będą chciały choć częściowo powetować sobie czasy cenowej wstrzemięźliwości. Po trzecie - trudno spodziewać się kolejnych obniżek cen ropy naftowej. I wreszcie - trzeba się liczyć z tym, że słabszy złoty jest wprawdzie błogosławieństwem dla eksportu, ale jednocześnie powoduje, choć z opóźnieniem, wzrost cen towarów z importu.

Co istotne, nieco większa inflacja oznacza, że maleją realne stopy procentowe. A to może zwiększyć skłonność do zaciągania kredytów - i stanowić kolejny pożyteczny impuls dla gospodarki - konkluduje publicystka "Rz".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)