Nie ma kontaktu z Antonem Surapinem, człowiekiem, który ujawnił zdjęcia ze "zrzutu misiów"
Współpracownicy białoruskiej KGB przeprowadzili rewizję w domu dziennikarza, który jako pierwszy opublikował zdjęcia pluszowych misiów, zrzuconych nad Białorusią 4 lipca przez Szwedów - poinformowały niezależne portale białoruskie. Redaktor strony internetowej bnp.by (Belarusian News Photo), która jako pierwsza zamieściła zdjęcia misiów, Anton Surapin zdążył powiadomić kolegów, że pracownicy KGB przyszli do niego, żeby się dowiedzieć, skąd miał te fotografie. Teraz, jak pisze na swojej stronie internetowej niezależny tygodnik "Nasza Niwa", nie ma z nim łączności.
13.07.2012 | aktual.: 13.07.2012 20:02
Publikując zdjęcia w dzień zrzucenia misiów Surapin napisał, że zostały mu przesłane przez człowieka mieszkającego poza Mińskiem, który pragnie pozostać anonimowy. Do misiów były przeczepione karteczki z napisami m.in. "Nie możecie zamknąć nam ust" i "Zabawki żądają obrony praw człowieka na Białorusi".
Jak podała agencja BiełaPAN, komisja prezydencka przeprowadza obecnie na Białorusi kontrolę we wszystkich formacjach wojsk lotniczych i obrony przeciwlotniczej z powodu informacji o zrzuceniu misiów z apelami o wolność słowa. W skład komisji wchodzą przedstawiciele Rady Bezpieczeństwa Białorusi i Ministerstwa Obrony.
O zrzuceniu przez obywateli Szwecji nad Mińskiem prawie 1000 pluszowych misiów poinformowały jako pierwsze szwedzkie media. W internecie zamieszczono potem filmy na potwierdzenie przeprowadzenia tej akcji nad południowymi obrzeżami Mińska i nad Iwieńcem (50 km na zachód od Mińska). Również mieszkańcy Iwieńca potwierdzali, że widzieli misie.
Ministerstwo Obrony Białorusi i Komitet Obrony Pogranicza zaprzeczyły jednak, by doszło do naruszenia białoruskiej granicy, zaś resort obrony podkreślił, że eksperci stwierdzili w filmie "ordynarne użycie elementów falsyfikacji wizualnej". Również dowódca wojsk obrony przeciwlotniczej Dźmitry Pachmiełkin zaznaczył, że jednostki wojsk obrony przeciwlotniczej i wojsk lotniczych nie zarejestrowały faktu naruszenia granicy Białorusi 4 lipca przez mały samolot.
Założyciel szwedzkiej firmy reklamowej Total, która zorganizowała lot, Per Cromwell wziął w piątek udział w czacie na portalu Radia Swaboda. Jak podkreślił, chciał, by ludzie usłyszeli o tej akcji i tym sposobem zainteresowali się sytuacją na Białorusi.
- Ta akcja przypomina, że żadna siła wojskowa czy państwowa nie jest tak potężna, jak chce samą siebie przedstawić - zaznaczył.
Dodał, że do pomysłu zrzucenia misiów zainspirowała go akcja białoruskiego opozycjonisty Pawła Winahradaua, który został w lutym skazany na 10 dni aresztu za "udział w nielegalnej demonstracji": urządzenie w centrum Mińska "wiecu zabawek". - Walczyć z dyktatorem przy pomocy zabawek to wielka inspiracja - powiedział Cromwell.
Pytany o dalsze plany i co zamierza zrzucić następnym razem, odparł: "Może lalki Łukaszenki?".