Nie ma ciała i śladów zabójstwa, świadek też się nie pojawił
Nieobecność ostatniego świadka uniemożliwiła zakończenie toczącego się przed katowickim sądem procesu w sprawie zabójstwa Alicji C. w 2007 r. Sprawa ma charakter poszlakowy, ciała nie odnaleziono, zatarto też ślady zbrodni. Oskarżonym jest b. mąż kobiety.
09.02.2011 | aktual.: 09.02.2011 14:38
Adam Ł. później został także oskarżony o zabójstwo swej ciężarnej narzeczonej przed 20 laty.
Sąd zamierzał przesłuchać dwóch ostatnich świadków. Jeden z nich przyszedł do sądu i złożył zeznania. Nie udało się natomiast przesłuchać kobiety, która na poprzednią rozprawę była bezskutecznie wzywana, a na środowy termin nie została doprowadzona, policjanci nie zastali jej w domu.
Obrońca Adama Ł., mec. Bartłomiej Piotrowski, podtrzymał wniosek o przesłuchanie tego świadka. Prokurator stoi na stanowisku, że wystarczy odczytanie jego zeznań ze śledztwa. Sąd zdecydował, że kobieta zostanie zatrzymana na 24 godziny i z aresztu doprowadzona do sali rozpraw.
- Przesłuchanie tej osoby przed sądem ma bardzo istotne znaczenie. W postępowaniu przygotowawczym kobieta zeznała, że widziała Alicję C. już po zgłoszeniu jej zaginięcia - powiedział po rozprawie mec. Piotrowski. - Można jedynie mówić, że świadek widziała osobę podobną do Alicji C. - podkreślił prokurator Tomasz Truszkowski.
Następna rozprawa 1 marca. Sąd planuje wówczas odebranie zeznań od ostatniego świadka i wysłuchanie mów końcowych stron.
Proces ruszył w listopadzie 2009 r. Adam Ł., były pracownik magistratu w Świętochłowicach, nie przyznaje się do zabójstwa byłej żony.
O zaginięciu Alicji C. chorzowska policja została powiadomiona w 2007 r. Następnego dnia po zgłoszeniu ktoś, posługując się jej kartą, pobrał z bankomatu kilka tysięcy złotych. Ojciec Alicji powiedział policjantom, że za zaginięciem córki może stać jej były mąż. Po rozwodzie oboje nie mogli dojść do porozumienia w sprawie podziału majątku, spierali się o mieszkanie.
Podczas przeszukania przy Adamie Ł. policjanci znaleźli potwierdzenie wypłaty 1000 zł z konta byłej żony. Mężczyzna wyrwał druk policjantom i go połknął. Do zbrodni od początku się nie przyznawał. Okazało się, że auto Adama Ł. jest gruntownie wysprzątane, a w bagażniku nie ma wykładziny przykrywającej koło zapasowe.
Mężczyzna tłumaczył, że została wyrzucona, bo była ubrudzona rybami. Potwierdziła to policjantom jego ówczesna partnerka Anna W. Obecnie kobieta - z zawodu psycholog - zasiada na ławie oskarżonych w tym samym procesie za składanie fałszywych zeznań i utrudnianie śledztwa.
Kolejne informacje potwierdzające popełnienie przestępstwa prokuratura zdobyła kiedy Ł. trafił do aresztu. Wychodzącemu na wolność koledze z celi powiedział, gdzie ukrył kartę i podał numer PIN. Poprosił, aby po wyjściu zrobił kilka wypłat. Kolega powiadomił jednak policję. W piwnicy bloku, gdzie mieszkali Adam i Anna, znaleziono worek z kartą bankomatową Alicji i gotówkę. Na woreczku zabezpieczono materiał DNA, należał do Adama Ł.
Według ustaleń śledztwa, Adam Ł. opowiedział swojej partnerce, że zabił byłą żonę. Zapewniał, że nie było świadków i nikt nigdy nie dowie się o sprawie. Instruował ją, jakie ma składać zeznania. W obawie o siebie i rodzinę Anna zgłosiła się na policję i zmieniła zeznania.
Zdaniem obrony, brak jest dowodów, które pozwalają na wydanie wyroku skazującego. Śledczy przypominają jednak, że zdarzały się już wyroki skazujące za zabójstwo, mimo nieodnalezienia ciała. Według prokuratury w tym przypadku ciąg poszlak wręcz wyklucza inny przebieg zbrodni niż opisany w akcie oskarżenia.
Zabójstwo Alicji to nie jedyna zbrodnia, jaką zarzuciła prokuratura Adamowi Ł. W czerwcu ubiegłego roku oskarżyła go o zabicie w listopadzie 1991 r. ciężarnej, 20-letniej narzeczonej. Jej ciało znaleziono w studzience kanalizacyjnej w miejscowości Klucze w Małopolsce, gdzie oboje wówczas mieszkali. Została uduszona szalem, miała też na twarzy ślady pobicia. Śledztwo w tamtej sprawie wznowiono w 2009 r., a jednym z najważniejszych dowodów stały się zeznania Anny W.