Nie chodzi tylko o 10 złotych
"Wojciech Śmigasiewicz z Wrocławia prawidłowo wytypował trzy liczby w Dużym Lotku. Nie może jednak odebrać swojej wygranej, bo przedstawiciele Totalizatora Sportowego twierdzą, że chce wyłudzić od nich... 10 złotych" - podaje "Słowo Polskie. Gazeta Wrocławska".
"Czwartego sierpnia tego roku na długo pozostanie w pamięci wrocławianina. Tego dnia poprawnie skreślił trzy cyfry w Dużym Lotku. Wygrał 10 złotych. Nie oszołomiła go jednak wielkość wygranej, tylko to że pierwszy raz w życiu nie może jej odebrać" - pisze gazeta.
"Pracownicy czterech kolektur wrzucali kupon do lottomatu i oddawali mi go oświadczając, że nie ma na nim wygranej. Gdybym sam nie sprawdził liczb, pewnie bym go wyrzucił. Ale sprawdziłem, więc pokazywałem im wylosowane liczby i mój kupon. Przyznawali, że wygrana jest, ale... nie mogą mi wypłacić pieniędzy" - wspomina Wojciech Śmigasiewicz.
"Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze w kolekturze na skrzyżowaniu ulicy Jedności Narodowej z Żeromskiego. Lottomat sprawdził kupon i nie zauważył wygranej. Gdy udowodniliśmy, że tego dnia padły te trzy liczby, pracownik kolektury postanowił jeszcze raz sprawdzić kupon wpisując ręcznie numer kuponu. Tak się robi, gdy na przykład kod kreskowy kodu jest nieczytelny. I tym raz nie było jednak nagrody" - informuje "Słowo Polskie. Gazeta Wrocławska".
"Dziwne. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z czymś takim. Będzie Pan musiał iść do wrocławskiego oddziału Totalizatora Sportowego. Tam na pewno wypłacą wygraną" - poradził. Jak pisze dziennik, Totalizator Sportowy nie chce jednak wypłacić pieniędzy. "Ten kupon jest nieważny, a gracz próbuje wyłudzić od nas wygraną. Gdyby chodziło o większą kwotę, zawiadomilibyśmy o tym policję" - powiedział Andrzej Truszczyński, kierownik w dziale gier i loterii Totalizatora Sportowego. "Tu nie chodzi o te 10 złotych. Chodzi o to, że podobnych sytuacji może być więcej. I nie muszą one dotyczyć tylko trójek. A gracze, którzy nie sprawdzają ręcznie swoich liczb mogą w podobny sposób stracić wygraną swojego życia" - mówi Śmigasiewicz. (PAP)