Nie było sabotażu w szwedzkiej elektrowni atomowej
Szwedzka policja poinformowała, że z braku dostatecznych dowodów zamknęła śledztwo w
sprawie domniemanego sabotażu w elektrowni atomowej Oskarshamn.
Policja 21 maja aresztowała dwóch robotników, gdy w plastikowej torbie jednego z nich podczas kontroli u wejścia do elektrowni wykryto śladowe ilości silnego materiału wybuchowego. Następnego dnia po przesłuchaniu obydwaj zostali zwolnieni. Przeszukano też ich mieszkania.
Według prokurator Gunilli Oehlin na pojemniku z pianką do golenia znajdowały się znikome ślady nadtlenku triacetonu (TATP), którego siła rażenia jest podobna do trotylu. Z racji łatwości wyprodukowania TATP jest popularny wśród terrorystów. Jednak zarówno policji, jak i prokuraturze nie udało się wyjaśnić, w jaki sposób ta substancja znalazła się na pojemniku.
W elektrowni, która należy do niemieckiego koncernu E.ON i fińskiej firmy Fortum, wyłączono jeden reaktor, by sprawdzić, czy na jej terenie nie ma materiału wybuchowego, jednak załoga nie została ewakuowana.
Fałszywy alarm kosztował 100 mln koron (ponad 36 mln zł).
Położona nad Bałtykiem elektrownia w Oskarshamn jest jedną z trzech szwedzkich elektrowni atomowych, które zaspokajają połowę potrzeb energetycznych kraju. Elektrownia została uruchomiona w 1972 roku.