Nie było katastrofy śmigłowca pod Inowrocławiem
Śmigłowiec ratowniczy sprawdzał informacje o możliwej katastrofie cywilnego śmigłowca w miejscowości Latkowo w okolicach Inowrocławia. Na szczęście te doniesienia okazały się nieprawdziwe - poinformował w TVN24 rzecznik prasowy dowództwa sił powietrznych, ppłk Artur Goławski. Informacji o katastrofie pod Inowrocławiem nie potwierdziła również w rozmowie z Wirtualną Polską asp. Izabella Drobniecka z Komendy Powiatowej Policji w Inowrocławiu, ani biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji.
25.02.2013 | aktual.: 25.02.2013 21:58
- Nie było takiego zgłoszenia - poinformowała asp. Drobieniecka.
TVN24 podała, że rzekomo rozbity śmigłowiec miał być maszyną cywilną, nie podano jednak typu maszyny ani informacji o poszkodowanych.
Ppłk Goławski powiedział, że informację o możliwym wypadku wojskowe służby ratunkowe otrzymały z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - O godzinie 17.28 rozpoczęła się misja poszukiwawczo-ratownicza śmigłowca Mi-8 z lotniska w Łęczycy, który uczestniczył w poszukiwaniach z powietrza po rzekomym zdarzeniu lotniczym - powiedział w TVN24 ppłk Goławski.
- Otrzymaliśmy informację o prawdopodobnym wypadku lotniczym z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, dla nas to źródło godne zaufania. Dowódca operacyjny podjął odpowiednie działania i wysłał śmigłowiec w miejsce zdarzenia. Okazało się że pomoc była zbędna. Nie straciliśmy łączności z żadną maszyną, ale było domniemanie, że mogło się coś stać - mówił ppłk Goławski.
Jak dodał, wcześniej lot z Gdańska do Inowrocławia wykonywał śmigłowiec cywilny. - W czasie akcji okazało się, że stoi już w hangarze inowrocławskiego aeroklubu. Dyrektor nie był pewien, czy ten śmigłowiec tam jest. Akcja odbyła się zgodnie z procedurami. Pilot śmigłowca wykonywał ostatni fragment lotu na niskiej wysokości i bez łączności z cywilną służbą ruchu lotniczego - wygląda na to, że zgodnie z procedurami, bo nie musiał tego zgłaszać - mówił ppłk Goławski.