Nie będzie zagranicznego trenera dla Polaków
Po tym, jak Wirtualna Polska ogłosiła wyniki plebiscytu na Człowieka Roku, w którym zwyciężył Raul Lozano (Argentyńczyk trenujący polskich siatkarzy) przed Leo Beenhakkerem (Holendrem trenującym polskich futbolistów), pojawiło się wiele opinii, że być może również naszym krajem powinien kierować cudzoziemiec. Propozycja ciekawa z kilku co najmniej powodów.
17.01.2007 06:34
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że nie byłaby to sytuacja bezprecedensowa. Nie raz i nie dwa jakimś narodem rządziła osoba nie będąca narodu tego synem ani córką. I nie chodzi mi jedynie o sytuacje okupacyjne. Co najmniej dwóch wielkich polskich królów po polsku najprawdopodobniej z nikim by sie nie dogadało (zresztą akurat kiepska znajomość polskiego pozostała ważną cechą naszej władzy do dzisiaj). Zostawmy jednak historię i zastanówmy się, jakie konsekwencje miałoby „transferowe” podejście do władzy w Polsce.
Na pewno wielu obywateli z zainteresowaniem przyjęłoby informację, że właśnie trwa przełom sezonów, więc zmianę władzy można by przeprowadzić już w zimowym okienku transferowym. Pewnym utrudnieniem mogłoby być jedynie to, że ostatnie przetasowania na najwyższych szczeblach miały miejsce w przerwie letniej, kiedy to do drugiej ligi został odesłany Kazimierz Marcinkiewicz.
Zresztą w drugiej lidze Marcinkiewicz nie sprawdzał się zbyt dobrze, i pod koniec sezonu został bez kontraktu. Wprawdzie mami się go perspektywą przejęcia kierownictwa w jednym z największych polskich banków, ale chyba każdy doskonale wie, że nie jest to stanowisko na miarę byłego premiera (tym bardziej, że wcześniej piastował je były wiceprezydent Warszawy).
Pewną propozycją dla Kazimierza Marcinkiewicza mogłoby być, jak sugerowała krążąca po Internecie wieść, przejęcie wakatu po najszybszym metropolicie warszawskim. Wydaję mi się jednak, że zdecydowanie lepszym kandydatem na to stanowisko byłby Bronisław Wildstein, który w telewizji publicznej jest obecnie w takiej sytuacji jak Jerzy Dudek w Liverpoolu – niby jeszcze coś tam broni, ale i tak wszyscy się zastanawiają gdzie będzie bronił w następnym sezonie.
Bronisław Wildstein byłby o tyle dobry jako metropolita warszawski, że dokładnie poznał listę tajnych współpracowników, a nawet ją opublikował, więc zrobił dokładnie to, czego zabrakło Stanisławowi Wielgusowi. Co więcej – jak donoszą różne „nasze” i „polskie” gazety (a publikacje tego typu prasy są ostatnio istotne dla obsadzania stolic biskupich w naszym kraju), Bronisław Wildstein ma juz doświadczenie na stanowiskach kierowniczych w dużych i skomplikowanych instytucjach hierarchicznych o charakterze duchowym. Był podobno Wielkim Mistrzem i Wielkim Dozorcą jakichś mularzy.
Co więc z Kazimierzem Marcinkiewiczem? Ja bym go widział na tronie Turkmenbaszy (tym bardziej, że przymierzał się nasz były premier, by sprawdzić się w biznesie w PKN Orlen, a Turkmenistan to właściwie taki duży dystrybutor paliw). Władca Turkmenistanu zmarł miesiąc temu, a Turkmeni nadal nie mają swojego przywódcy. Funkcją Turkmenbaszy było przede wszystkim kochać naród i być przez niego kochanym, a to Kazimierzowi Marcinkiewiczowi wychodzi akurat perfekcyjnie. Skoro my się zdecydujemy na transfer zagraniczny, może i Turkmenów dałoby sie na taki namówić?
Ale właśnie – miało być o zagranicznym trenerze Polaków, a zająłem się jakimiś mniej istotnymi stanowiskami. Czemu? Może dlatego, że do żadnych zmian na pierwszej linii nie dojdzie. Po pierwsze dlatego, że naprawdę światowej klasy zawodników w tej kategorii nawet poza granicami naszego kraju nie ma zbyt wielu, a po drugie dlatego, że premier Jarosław Kaczyński zwierzył się ostatnio, że marzył, by rządzić do 91 roku życia. Cóż jest piękniejszego, nad to, by pomóc czyjeś marzenia w życie wprowadzić? To jeszcze tylko trzydzieści trzy lata.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska