PolskaNie będzie śledztwa ws. incydentu Niesiołowski-Stankiewicz

Nie będzie śledztwa ws. incydentu Niesiołowski-Stankiewicz

Z braku cech przestępstwa stołeczna prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa ws. groźby karalnej zniszczenia mienia - kamery dziennikarki Ewy Stankiewicz przez posła PO Stefana Niesiołowskiego podczas majowej blokady sejmu. Stankiewicz zapowiada odwołanie.

21.06.2012 | aktual.: 21.06.2012 17:45

Podczas blokady sejmu 11 maja Stankiewicz filmowała posła PO, choć mówił, by tego nie robiła. "Won stąd" - rzucił Niesiołowski do Stankiewicz i odepchnął kamerę. Strony nie szczędziły sobie ostrych sformułowań, a sprawa wywołała poruszenie w świecie mediów i polityki.

Do prokuratury wpłynęło kilka zawiadomień w tej sprawie. W jednym z nich poseł PiS Marcin Mastalerek zarzucił Niesiołowskiemu złamanie art. 190 (dotyczy gróźb karalnych) i art. 217 (dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej) Kodeksu karnego oraz art. 43 (dotyczy przemocy lub gróźb wobec dziennikarzy) Prawa prasowego.

Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście prowadziła postępowanie sprawdzające w kierunku przestępstwa "zmuszenia dziennikarki do zaniechania interwencji prasowej w postaci wywiadu z posłem Niesiołowskim przez skierowanie przez niego groźby karalnej zniszczenia kamery, co mogło utrudniać bądź tłumić krytykę prasową".

14 czerwca zapadło postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa, o czym rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Dariusz Ślepokura. Wyjaśnił, że warunkiem przestępstwa jest wywołanie u danej osoby "uzasadnionej obawy spełnienia groźby". Prokuratura nie dopatrzyła się tego znamienia, bo z nagrania wideo wynika, że "Stankiewicz nie okazuje strachu" i mimo kilkukrotnych próśb posła, by zaniechała z nim wywiadu, "nadal wymusza z nim rozmowę". Prokurator dodał, że poseł nie miał zamiaru zniszczenia kamery, a "tylko skierował jej obiektyw w dół".

Decyzja prokuratury jest nieprawomocna; Stankiewicz może się od niej odwołać jako pokrzywdzona.

Stankiewicz: będzie odwołanie

- Na pewno odwołam się, bo decyzja prokuratury nie opiera się na faktach, a jest polityczna. Wystarczy obejrzeć film, aby wiedzieć, jak było - powiedziała portalowi Niezależna.pl Stankiewicz, którą zdumiało stwierdzenie, jakoby nie okazywała strachu. - Czułam się tak bezpiecznie, że wezwałam policję - dodała z ironią.

Od kilkunastu dni Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście prowadzi zaś śledztwo ws. zablokowania sejmu przez związkowców. Roboczą podstawą śledztwa jest zapis przewidujący do 3 lat więzienia dla tego, kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania.

Kancelaria Sejmu podała, że po analizie "dostępnych materiałów" szef Kancelarii przesłał prokuraturze dwa zawiadomienia o popełnieniu przestępstw w czasie zgromadzenia zorganizowanego przez Komisję Krajową NSZZ "Solidarność". Jedno zawiadomienie dotyczyło domniemanego przestępstwa bezprawnego pozbawienia wolności posłów i pracowników Kancelarii Sejmu przez uniemożliwienie im opuszczenia gmachu Sejmu. Drugie dotyczyło naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego posła PO Pawła Suskiego. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie naruszenia jego nietykalności.

Rzecznik przewodniczącego KK NSZZ "Solidarność" Marek Lewandowski oświadczył, że Solidarność i przewodniczący Piotr Duda biorą "całkowitą odpowiedzialność za to, co wydarzyło się tego dnia". Według Lewandowskiego incydenty, do których doszło, "przy takiej skali protestu i emocji były nieliczne i trudne do uniknięcia".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (539)