Nie będzie osobnego śledztwa ws. rzekomego fałszowania czarnych skrzynek Tu‑154M
Osobnego śledztwa ws. rzekomego sfałszowania czarnych skrzynek z Tu-154M nie będzie - dowiedziała się Wirtualna Polska. Materiał przekazany przez podkomisję smoleńską okazał się zbyt słaby, aby je wszcząć.
24.01.2017 | aktual.: 24.01.2017 12:39
To, co szef podkomisji dr Wacław Berczyński, przesyłał śledczym, zostało po prostu włączone do akt trwającego już śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej.
Zarzut o sfałszowanie czarnych skrzynek był jednym z najmocniejszych, jakie minister obrony Antoni Macierewicz (PiS) i członkowie podkomisji smoleńskiej stawiali komisji Jerzego Millera, która za rządów PO-PSL wyjaśniała przyczyny katastrofy z 10 kwietnia 2010 r.
Fałszerstwo miało wedle ministra Antoniego Macierewicza i dr. Wacława Berczyńskiego polegać na tym, że trzy ostatnie sekundy nagrania z polskiego rejestratora zastąpiono materiałem z rejestratora rosyjskiego. Macierewicz mówił, że było to po prostu fałszerstwo. Podobnie dr Berczyński w czasie konferencji prasowej podkomisji podkreślał, że materiały źródłowe zostały zmanipulowane. Macierewicz podkreślał ponadto, że na wyciętych fragmentach zawarta miała być "kluczowa treść dla przebiegu tragedii smoleńskiej".
- Tam była zawarta informacja o awarii lewego silnika, tam była zawarta informacja o awarii generatora, który zasila w prąd cały samolot - podkreślał.
Z zarzutami o rzekome fałszerstwo kluczowego dowodu formułowanymi przez podkomisję, Berczyńskiego i Macierewicza śledczy obeszli się delikatnie. Zawiadomienie podkomisji włączyli do trwającego już śledztwa, bo dostarczone przez podkomisje materiały okazały się zbyt słabe, by zajmować się nimi osobo.
- Dotychczas od podkomisji wpłynęło jedno zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Po przeprowadzeniu czynności sprawdzających materiały zostały włączone do postępowania prowadzonego ws. katastrofy pod Smoleńskiem - mówi WP rzeczniczka PK. Jak dodaje, to w głównym śledztwie będzie wyjaśniana kwestia rzekomego fałszerstwa czarnych skrzynek.
Co więcej, to podkomisja - słyszymy od innej osoby z kręgu śledztwa - w większym stopniu korzysta z materiałów zgromadzonych przez prokuraturę niż odwrotnie, choć to podkomisja smoleńska zawiadamiała prokuraturę o rzekomym sfałszowaniu czarnych skrzynek.
- Zespól Nr 1 Prokuratury Krajowej utrzymuje kontakty z Podkomisją ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego. Na wniosek podkomisji prokuratura przekazuje materiały istotne z punktu widzenia prac podkomisji. Podkomisja ta przekazuje również prokuraturze materiały stanowiące wynik jej pracy - informuje jednak WP rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik.
Rzeczniczka PK zapewnia, że odbywały się osobiste spotkania przedstawicieli podkomisji i prokuratury, a ponadto w ekshumacjach oraz sekcjach zwłok ciał ofiar katastrofy smoleńskiej byli obecni przedstawiciele podkomisji. Jednak już inna osoba z kręgu śledztwa, nieoficjalnie, mówi WP, że problemy ze współpracą są. - Wysyłane jest jedno pismo i zero odpowiedzi. Potem drugie pismo i też zero konkretów. Realnej współpracy nie ma - ocenia nasz rozmówca.
Dr Maciej Lasek - były członek komisji Millera - tłumaczył, że uzupełnienie zapisu polskiego rejestratora ATM QAR o dwie sekundy danych z nagrania urządzenia rosyjskiego nie miało na celu manipulacji. Jak wyjaśniał, chodziło o to, że dane z ostatnich 1,5 sekundy nie nagrały się wcale (bo zabrakło czasu na buforowanie i szyfrowanie), a w przypadku kolejnej pół sekundy nie było pewności, czy dane prawidłowo się zapisały w momencie utraty napięcia.
- To jest wyjaśnione przez komisję Millera, przez firmę ATM, prokuratorzy o tym doskonale wiedzą - mówił Lasek.