Nie będę pytał, kto na mnie donosił
Z arcybiskupem Alfonsem Nossolem, ordynariuszem opolskim, rozmawia Krzysztof Ogiolda.
15.02.2005 | aktual.: 15.02.2005 10:51
- Trudno sądzić, że ksiądz arcybiskup – ordynariusz diecezji i znany teolog podróżujący po całym świecie - nie miał w bezpiece swojej teczki. Zaglądał ks. arcybiskup do niej?
- Zdaję sobie sprawę, że jak każdy ksiądz miałem swoją teczkę, a jako biskup miałem w SB osobistego opiekuna. Ale do teczki nie zaglądałem, choć mi to nawet proponowano. To, co o mnie sądzili i pisali panowie z bezpieki, a także, kto na mnie ewentualnie donosił, nie interesuje mnie. Wiem, że niemal vis-a-vis Kurii Diecezjalnej mieszkał „specjalista” od spraw kościelnych. Pokazała mi go i ostrzegła mnie przed nim nieżyjąca już sąsiadka. Zwróciła mi uwagę, że ten pan mnie obserwuje. Kiedyś spotkałem go, idąc na pocztę. Przechodząc obok, powiedziałem mu głośno: Dobry wieczór panu sąsiadowi. Speszył się, nie odpowiedział i przeszedł na drugą stronę. Od tego spotkania raczej mnie unikał.
- Czy tego typu ludzie, a więc nie tajni współpracownicy, ale etatowi ubecy, powinni zostać napiętnowani?
- Oczywiście tak, ale tego także nie wolno robić na chybił trafił. Tam, gdzie rzetelne badania IPN-u wykażą, że ktoś był etatowym funkcjonariuszem bezpieki i żył z niszczenia innych ludzi i instytucji, w tym Kościoła, powinien za to odpowiedzieć zgodnie z prawem. To byłoby prawdziwe oczyszczenie. Ale nikogo bez dowodu, z góry nie wolno piętnować.
- Gdyby ksiądz arcybiskup dowie-dział się, że któryś z księży w naszej diecezji był tajnym współpracownikiem SB i donosicielem, to jakby ksiądz arcybiskup z nim postąpił?
- Potępiłbym jego czyny i działalność, ale jego samego nie, zwłaszcza nie wiedząc, co go skłoniło do takiej współpracy. Nie odsuwałbym go też od pracy w diecezji, jeżeli zmienił radykalnie swoją postawę. To jest istotne rozróżnienie. Potępiamy zło i grzech, ale człowiekowi zawsze dajemy szansę na poprawę i przemianę życia.
- Instytut Pamięci Narodowej pracuje nad poszerzeniem ustawy lustracyjnej. Czy jeśli z urzędu będą podlegać lustracji oficerowie wojska i policji, radni, rektorzy szkół wyższych, to czy należy nią objąć także księży – osoby publicznego zaufania?
- Nie postulowałbym do IPN-u, by księży obejmować lustracją, ale jeśli IPN zechce i na nas obowiązkową lustrację rozciągnąć, to proszę bardzo. Nie będę się wzbraniał. Jeżeli będziemy się starali być wyjątkiem, to będziemy podejrzewani. Obawiam się natomiast skutków tego, kto te listy sporządzał. Szczególnie musimy, prowadząc lustrację, pochylić się nad dobrym imieniem osób już nieżyjących, które same już się nie obronią i nie oczyszczą. Zszarganie ich dobrego imienia byłoby ubecką zemstą zza grobu. Ale lustracji się nie boimy, zwłaszcza, że swego rodzaju lustracja w Kościele miała już miejsce.
- Kiedy i jak się to odbyło?
- Tę swoistą lustrację zarządził jeszcze ks. prymas Wyszyński, gdy byłem młodym biskupem. Wszyscy kapłani we wszystkich diecezjach otrzymali wtedy ankiety, w których musieli napisać o swojej ewentualnej przynależności do grupy tzw. zrzeszenia księży caritasowców, jak ich wtedy nazywano. To byli współpracownicy reżimu, którzy cieszyli się różnymi przywilejami. Mieli ubezpieczenia zdrowotne, wtedy dla innych księży niedostępne, pensje państwowe, gwarancję wyjazdu raz w roku do sanatorium, zniżkę na koleje itp. Ja sam, ponieważ miałem zniżkę kolejową jako pracownik naukowy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, zostałem kiedyś w pociągu przez konduktora wzięty za takiego „księdza caritasowca”. Kiedy wyjaśniłem mu pomyłkę, bardzo mnie przepraszał.
- Jaki był w naszej diecezji wynik tej pierwszej „lustracji”?
- W naszej diecezji w porównaniu z innymi regionami w Polsce mieliśmy takich kapłanów bardzo mało. Roz-mawiałem ze wszystkimi i mogłem się wtedy przekonać, jak ohydnymi metodami bezpieka próbowała łamać ludzi. Starsi księża, którzy często zdążyli już wycierpieć wiele od Sowietów na Wschodzie, opowiadali mi o tym płacząc. Niemal wszyscy wy-rzekli się wtedy swojej współpracy z reżimem i nadal pracowali dla Ko-ścioła.
- Kazimierz Kutz w jednym z wywiadów powiedział, że w Kościele, podobnie jak w społeczeństwie, jest wyraźny podział na zwolenników i przeciwników lustracji. Jak wyglądają te podziały w obrębie Episkopatu Pol-ski?
- Myślę, że to nie jest powód do podziałów. Sądzę, że biskupi podzielają zdanie księdza prymasa, że my się nie boimy lustracji. Jeśli ktoś chce otwierać teczki księży, to proszę bardzo. Powtarzam, myśmy już jedną wewnętrzną lustrację odbyli. Wielu księży, których być może podejrzewano o kontakty z reżimem, poczuło się wtedy oczyszczonymi.
- Czy jest ksiądz arcybiskup za przeprowadzeniem lustracji wśród polityków i innych osób pełniących funkcje publiczne?
- Lustracja jest nieodzowna. Ale nie może być prowadzona na dziko, jak to się stało niedawno z tzw. listą Wildsteina. Przy dzikiej lustracji wiele osób może zostać pokrzywdzonych. Tymczasem musimy pamiętać, że mamy do czynienia z teczkami, które należały do instytucji, która gardziła człowiekiem i traktowała go jako przedmiot manipulacji, a nie sprzyjała ludziom, ich szczęściu i dobru wspólnemu. O dobru wspólnym mówiono, ale ono było zideologizowane, upartyjnione. Liczyła się nieludzka ideologia, jej przetrwanie, nawet za cenę człowieka. To wszystko, otwierając teczki, trzeba mieć na uwadze.
- Jak ksiądz arcybiskup ocenia po-mysł abpa Józefa Życińskiego, by utworzyć – jako alternatywę dla lu-stracji – komisję pojednania na wzór podobnego gremium działającego niegdyś w RPA?
- Takie forum, w ramach którego współpracownicy SB mogliby się przyznawać do swej działalności, a ich ofiary miałyby okazję, by im przebaczyć, służyłoby sprawie szukania pojednania w Polsce i to po linii myślenia i działania bardziej etycznego niż prawnego, a nadto ewangelicznego i chrześcijańskiego. W ramach pracy tej komisji byłaby także szansa na uwzględnienie wszystkich nieludzkich okoliczności, w których ludzie zostali zmuszeni do kolaboracji. A osoby, które złamano, dostałyby szansę zerwania z tragiczną przeszłością i rozpoczęcia nowego życia. Instytucja taka miałaby być może funkcję terapeutyczną i byłaby szansą na budowanie nowej przyszłości.
- Dziękuję za rozmowę.