"Nic nie wskazywało, by Ćwiąkalski miał być wyautowany"
Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski uważa,
że minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski był bardzo wysoko
oceniany w rządzie i nic takiego się nie działo, co by wskazywało, że może być "wyautowany". Z kolei poseł Janusz Piechociński dymisję ministra tłumaczy "nadzwyczajnymi okolicznościami".
Ćwiąkalski poinformował we wtorek, że złożył rezygnację ze stanowiska ministra sprawiedliwości, a premier Donald Tusk ją przyjął.
- Problem jest taki, że to jest kolejna śmierć w tej samej sprawie, wątpliwości jest wiele, ja nie dziwię się panu ministrowi, że zachował się tak, jak się zachował, bo nie z jego winy, ale zaistniały zdarzenia, które zaistnieć nie powinny - powiedział Żelichowski.
Jak dodał, trudno jest wprawdzie pilnować każdego bandytę, by nie zrobił sobie krzywdy, ale resort sprawiedliwości nadzoruje więziennictwo i ponosi odpowiedzialność za to co się w nim dzieje.
W ocenie polityka PSL, na decyzję o przyjęciu dymisji przez premiera wpłynęła presja opinii publicznej. - Kraj jest duży, tych, którzy mogą być ministrami jest wielu, natomiast trzeba też się liczyć z opinią publiczną, bo ta sprawa była bulwersująca - powiedział.
Zdaniem Żelichowskiego, szef resortu sprawiedliwości był bardzo wysoko oceniany i jego pozycja w rządzie nie była zagrożona. - Znamy te układy, nic takiego nie działo się, co by wskazywało, że Ćwiąkalski może być "wyautowany" - zapewnia polityk PSL. - Wiem, że jeszcze tydzień temu pozycja pana ministra Ćwiąkalskiego była bardzo mocna - dodał. Nie chciał jednak zdradzić, na czym opiera swoje przekonanie.
Szef klubu ludowców nie chciał spekulować, kto może zastąpić Ćwiąkalskiego. Jak podkreślił, resort sprawiedliwości obsadza PO i to ona będzie wskazywała kandydata.
Janusz Piechociński dymisję "profesjonalnego" ministra tłumaczy nadzwyczajnymi okolicznościami. - Nadzwyczajne okoliczności spowodowały, że kompetentny i profesjonalny minister, czując moralną odpowiedzialność za niewydolność w obszarze swej odpowiedzialności konstytucyjnej, podał się do dymisji - powiedział Piechociński.
Zapewnił, że bardzo wysoko ocenia pracę Ćwiąkalskiego. Jednocześnie dodał, że "są sytuacje nadzwyczajne", w których polityk ponosi moralną i polityczną odpowiedzialność".
Zdaniem Piechocińskiego, "kolejne samobójstwo w więzieniu jednego ze współsprawców śmierci Krzysztofa Olewnika ujawniło słabość prokuratury, policji, a teraz okazuje się, że nawet więziennictwa". Poseł dodał, że sprawa śmierci Olewnika to "ciemna plama na honorze" tych służb.
W opinii posła, dla nowego ministra sprawiedliwości - niezależnie od tego, kto nim zostanie - domknięcie sprawy zabójstwa Olewnika będzie kluczowe dla politycznego i społecznego postrzeganiu jego osoby.
Piechociński mówił, że "polskie społeczeństwo ma prawo, a wręcz moralny obowiązek, wymagać od swoich polityków dogłębnego - na tyle, na ile to możliwe - wyjaśnienie sprawy śmierci Olewnika".
Zbigniew Hołda, profesor Uniersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie jest zaskoczony dymisją ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Jak powiedział, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Jego zdaniem nie zdarzyło się nic, co by mogło dymisję uzasadniać, a w ciągu roku jest 30-40 przypadków samobójstw więźniów.
Profesor Hołda skrytykował również relacje dziennikarskie, dotyczące sprawy Olewnika i samobójstwa jego oprawcy. Jego zdaniem wynika z nich, iż jesteśmy krajem bardzo niemoralnym. Zdziwiony jest opiniami, że samobójstwo Roberta Pazika wyrządziło krzywdę rodzinie Krzysztofa Olewnika.