Nawet 10 tys. zł za doktorat
Dziewięć tys. zł kosztuje zdobycie stopnia doktora na wydziale filologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Według "Rzeczpospolitej", do płacenia za robienie doktoratów przymuszane są osoby, które nie studiują na uczelni, a chcą podnosić kwalifikacje.
20.10.2007 | aktual.: 20.10.2007 03:04
Płaci się w ratach. Pierwszą na początku przewodu doktorskiego, a drugą na końcu - informuje pracownica dziekanatu, do którego zadzwoniła dziennikarka "Rz", przedstawiając się jako osoba zainteresowana doktoratem.
Tłumaczy, że pieniądze są przeznaczone na wynagrodzenie promotora, recenzentów, hotel i delegacje dla nich oraz na koszty administracyjne.
Na Politechnice Łódzkiej stawka wynosi od 7 do 10 tys. zł. Rzeczniczka uczelni dr Ewa Chojnacka zastrzega, że nie płacą doktoranci, ale uczelnie, które nie mają uprawnień do nadawania stopnia doktora i kierują ich na Politechnikę.
Jednak na wydziale biotechnologii i nauk o żywności, gdy znów dziennikarka przedstawia się jako osoba zainteresowana doktoratem, słyszy, że nie trzeba być skierowanym przez uczelnię. Za to należy napisać oświadczenie, że pokryje się koszty przewodu - ok. 7 tys. zł.
"Rzeczpospolita" przypomina, że stanowisko Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest jednoznaczne. Nie ma podstaw prawnych, by uczelnie pobierały od doktorantów opłaty - mówi dyrektor Departamentu Spraw Pracowników Szkolnictwa Wyższego Adam Żardecki. Żądając ich, uczelnia publiczna narusza statutowy obowiązek kształcenia i promowania kadr naukowych - dodaje.
Według rzecznika praw doktorantów Pawła Pachuty, uczelnie stosują różne wybiegi, by nie być posądzonymi o łamanie prawa. Zdarzało się, że nakłaniały doktorantów do zakładania firmy, by to firma, a nie osoba fizyczna przelała na konto uczelni pieniądze, np. w formie darowizny - mówi. (PAP)