Nauczyciele czatują na uczniów
Nauczyciele oraz dyrektorzy niektórych stołecznych szkół czyhają na uczniów nawet w Internecie. Czytają ich blogi, czyli internetowe dzienniki, a na podstawie zawartych w nich informacji wyciągają poważne konsekwencje wobec uczniów.
17.03.2005 | aktual.: 17.03.2005 11:03
– Wychowawczyni wydrukowała fragment mojego bloga, wezwała rodziców, no i było spięcie – mówi Małgorzata, uczennica gimnazjum na Ursynowie. – Chodziło o picie alkoholu. Na nic zdały się tłumaczenia, że to głównie zmyślone historie – dodaje.
Pedagodzy powołują się na informacje w blogach dotyczące używania narkotyków, picia alkoholu, a także na wulgarną treść oraz szykany. – Nauczyciele sobie nie radzą – mówi psycholog Janusz Czapiński. – Przychodzą do nich ukształtowane jednostki, nierzadko zdeformowane. Polska szkoła zrezygnowała z misji wychowawczej i po 1989 roku postawiła tylko na uczenie. Poza tym nauczyciele szybko uciekają ze szkoły, by dorabiać lub zająć się innymi sprawami. Choć nie mają czasu, by odkręcić zwichrowaną psychikę uczniów, czują się za nich odpowiedzialni. A najprościej jest zastosować chwyty administracyjne, jak permanentna kontrola kieszeni, toreb i miejsc, gdzie uczniowie mogą się szczerze wypowiadać, czyli czatów lub blogów – tłumaczy Czapiński.
Inaczej kontrolę uczniowskich pamiętników traktuje kuratorium. – To są informacje publiczne. Jeśli uczeń komunikuje całemu światu, że robił coś złego, lub grozi nauczycielowi, nie można tego zostawić – ripostuje Marzenna Szczepańska, zastępca dyrektora wydziału ds. szkół podstawowych i gimnazjów w mazowieckim kuratorium. – Czy nauczyciel ma pozwolić na szykanowanie przez uczniów? Groźby nie można pozostawić bez reakcji. Uczniowie wiedzą o konsekwencjach wynikających z ich zachowań. Takie sprawy regulują wewnątrzszkolne statuty – dodaje.
Statuty są dokumentami, w których tworzeniu uczniowie mają udział. W większości z nich są zapisy dotyczące postawy uczniów poza szkołą, młodzież ma więc świadomość, że jest kontrolowana i nie pozostaje bezkarna. – To byłaby dwulicowość, gdyby szkoła zapominała o uczniu, kiedy opuszcza on jej mury – uważa Szczepańska.
Nie wszyscy nauczyciele pochwalają tego typu metody. – Jedna rzecz czytać, inna pociągać do odpowiedzialności – mówi Kamil Kaczanowski, nauczyciel z liceum. – Wyciąganie konsekwencji to raczej policyjne myślenie, raczej nie fair. To tak, jakby podsłuchać rozmowę uczniów np. w ubikacji.
Każdy bierze odpowiedzialność za swoje wypowiedzi i postępowanie – mówi Mieczysław Grabianowski, rzecznik prasowy Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. – Nie widzę powodu, dla którego za obrażanie nauczycieli nie można ukarać autorów takich obelg. Czy są zapisane na kartce, czy na murze na osiedlu, nie ma różnicy. Jeśli chodzi o tak ogólnodostępne medium, jakim jest internet, konsekwencje powinny być poważniejsze – podkreśla.
Psychologowie są jednak innego zdania. – To niczego nie załatwi. To złudny pościg – uważa Janusz Czapiński. – Nauczyciele generalnie za mało czytają tego, co jest publikowane w sieci, np. na forach czy czatach. To specyfika tego medium – pójść na całość, wyrzucić z siebie złość, wylać żółć. Za tymi słowami nie idą czyny. Jeśli nauczyciele chcą walczyć ze słowami, to ich sprawa – dodaje. Podobnie uważa nauczyciel Kamil Kaczanowski. – Tu chodzi o medium – ten sam napis na murze nie ma takiej siły, jak informacja wrzucona w internet.
Eksperci i nauczyciele zgodnie przyznają, że inną sprawą są wulgarne treści nierzadko publikowane przez uczniów w sieci, a inną informacje o rodzajach patologii, z jakimi styka się młodzież. Wobec ucznia, który permanentnie obraża publicznie nauczyciela lub mu grozi, zgodnie z prawem można zastosować np. dozór kuratoryjny. – To zależy od sytuacji, od skutku groźby – czy był to głupi żart, czy realna groźba. Ktoś napisał na przykład, że kogoś zabije i ta osoba zaczęła mieć problemy z psychiką albo dostała zawału – mówi prawnik Michał Troiński.
Zazwyczaj kończy się na załatwieniu sprawy w szkole. – Tego typu konflikty rozwiązuje się na gorąco – mówi Kaczanowski. – To zależy od sytuacji. Granica jest tu płynna, chodzi o to, na ile znamy ucznia, jaką intuicję wychowawczą ma nauczyciel – dodaje.
Problemem jest to, że w polskich szkołach nie ma stałego nadzoru psychologicznego zarówno nad uczniem, jak i nauczycielem. – Nauczyciele uczą się jedynie na błędach, są dość bezradni, nie wychodzą problemom wychowawczym naprzeciw – komentuje Czapiński. – Wątpię, by uczono ich rozwiązywania takich konfliktów. Ministerstwo twierdzi, że wykonuje taką misję. – Cały czas realizujemy proces dydaktyczny, jest to działalność konsekwentna, staramy się reagować na pojawiające się problemy wychowawcze – mówi Grabianowski. Potwierdza to kuratorium. – Mamy informacje, że dyrektorzy szkół coraz częściej dbają o takie doszkalanie nauczycieli – mówi Szczepańska.
Kłopot zaczyna się jednak wtedy, gdy czytanie blogów zastępuje nauczycielom rzetelną pracę pedagogiczną. – Przecież to oni powinni wyjść naprzeciw problemom młodzieży, sami wyczuć patologiczne sytuacje – mówi Elżbieta, matka gimnazjalistki. – Jeżeli nauczyciel wzywa mnie na rozmowę, pokazuje wydruk z internetu i grozi, że wyrzuci dziecko ze szkoły, ja pytam, a gdzie on był, kiedy to się działo. Zapobiegajmy, a nie działajmy, kiedy jest już za późno – dodaje. – Uważam, że niewielu nauczycieli czyta blogi. Ale jeżeli już tak się dzieje, informacje w nich zawarte powinny być wskazówką wychowawczą, pomagającą w rozwiązywaniu problemów ucznia, o których nie chce on powiedzieć wprost. Zakładam, że nauczyciele w większości tak rozumieją swoją pracę – komentuje Grabianowski z MENiS.