Natascha Kampusch pokazała dom‑więzienie. Sprząta tam i mieszka
• Natascha Kampusch pokazała dom, w którym była przetrzymywana
• Przychodzi tam, sprząta, a nawet pomieszkuje
• O porywaczu mówi: "W pewnym sensie też był ofiarą"
26.09.2016 | aktual.: 26.09.2016 11:28
Natasha Kampusch, która była porwana i potem przez osiem lat więziona i wykorzystywana, odziedziczyła dom swojego oprawcy. Porywacz pozwolił jej w nim mieszkać, spać w jego łóżku i opiekować się nim. Okazuje się, że kobieta nie chce się go pozbyć, a nawet stale tam przychodzi i go sprząta. Nie zajmuje się jednak piwnicą, gdzie była przetrzymywana. W domu, który był jej więzieniem, spędza większość weekendów.
- Nie sprzedam tego domu, nie chcę, by stał się swoistą atrakcją - tłumaczy. Teraz spędza nawet tam większość weekendów.
28-letnia dziś Natascha tłumaczy, że nie chce, by ten dom stał się atrakcją turystyczną, by ludzie przychodzili tu jak do parku rozrywki. - Przychodzenie tu nie jest dla mnie łatwe. Wywołuje pełno emocji - opowiada.
Wszystko zaczęło się w 1998 roku, kiedy idącą do szkoły 10-latkę porwał Wolfgang Priklopil. Przez 8 długich lat bił ją, przetrzymywał i wykorzystywał seksualnie.w swoim domu na przedmieściach Wiednia. Gdy udało jej się uciec, porywacz popełnił samobójstwo rzucając się pod pociąg.
Według psychologów, Natascha odczuwała silną emocjonalną więź ze swym porywaczem, według nich cierpiała na tzw. syndrom sztokholmski.
W swojej książce wyznała, że w jakiś sposób czuła się rodziną swojego prześladowcy. "Ten mężczyzna był częścią mojego życia, dlatego w pewnym sensie noszę po nim żałobę" - powiedziała. Krzywdził ją, ale ta cieszyła się drobnostkami, jak to, że pozwolił jej kiedyś popływać podczas wycieczki do lasu. Dodała też, że pragnęła jego czułości i dotyku i robiła wszystko, by zatrzymać go w swoim pokoju na dłużej. Razem spacerowali, byli też na nartach. Mimo wielu okazji, Natascha długo nie decydowała się na ucieczkę.
Teraz, gdy o nim mówi, twierdzi, że normalny człowiek nie mógłby zrobić tego, co on. Jej zdaniem miał problemy ze sobą. - W pewnym sensie też był ofiarą - twierdzi.