Polska"Nasze społeczeństwo się demoralizuje"

"Nasze społeczeństwo się demoralizuje"

Nasze społeczeństwo się demoralizuje, a my
ruchem jednostajnie przyspieszonym, jeśli chodzi o zasady moralno-etyczne, spadamy w dół - uważa dr Ewa Kramarz, kierownik Centrum
Psychiatrycznego w Szczecinie.

Dr Kramarz skomentowała w ten sposób zbrodnię wielokrotnego dzieciobójstwa w Czerniejowie w woj. lubelskim oraz inne podobne tragedie dzieciobójstwa, które wstrząsnęły opinią publiczną.

W Czerniejowie znaleziono zwłoki pięciorga noworodków, które przechowywano w piwnicy domu rodziców, w beczce z kiszoną kapustą. W kwietniu tego roku w jednym z łódzkich mieszkań policja znalazła w szafie zmumifikowane zwłoki czwórki dzieci, w tym dwojga noworodków, ukryte w beczkach. Trzy lata temu zaś we Wrotnowie w woj. mazowieckim na strychu i w przybudówce domu znaleziono zwłoki czwórki noworodków. W każdym z tych przypadków zabójstw na ogół dopuszczały się matki dzieci, a pomagali im w tym mężowie.

"Zlikwidowanie dziecka to nie problem"

"Osoby te mają upośledzoną sferę uczuciowości i dla nich problem zlikwidowania pierwszego, drugiego dziecka czy piątego nie był problemem" - uważa dr Kramarz, która jako biegły sądowy wielokrotnie stykała się i rozmawiała z zabójcami.

Problemem mogło być jedynie ukrycie zwłok, ale rozwiązywano go w ten sposób, że zwłoki chowano w domu, by mieć je pod stałą kontrolą. "Będziemy to kontrolować, będziemy trzymać rękę na pulsie. Nikt, nie znajdując zwłok ofiary czy ofiar, nie będzie szedł po nitce do kłębka, czyli nigdy do nas nie dojdzie" - przedstawiła prawdopodobny tok rozumowania sprawców dr Kramarz.

Według niej, są to osoby, które charakteryzuje przypuszczalnie niska sprawność intelektualna, a jednocześnie brak uczuciowości wyższej, czyli norm etycznych, estetycznych. "Dawniej mówiło się o takich ludziach osobowość psychopatyczna, a teraz nazywa się takie przypadki osobowością dyssocjalną" - wyjaśniła.

Kramarz uważa, że jako społeczeństwo zaczynamy się do takich sytuacji przyzwyczajać, oswajać z nimi. "Jest to proceder powszechny, należy do życia codziennego to, że np. matka wyrzuca dziecko przez okno czy na śmietnik. Kładzie się to na karb warunków materialnych, niemożności wychowania tego dziecka, utrzymania itp." - powiedziała.

"Kundlejemy, psiejemy, po prostu, stajemy się ni to człowiekiem, ni to zwierzęciem; nasze zasady etyczne zaczynają sięgać dna, a wszystko się przelicza na pieniądze" - uważa Kramarz.

"Sąsiedzi musieli wiedzieć"

Jej zdaniem jest mało prawdopodobne, żeby sąsiedzi rodzin niczego nie zauważyli, "ale jest zwyczaj, żeby się nie interesować sprawami innych, bo mogą być z tego kłopoty". "Jestem przekonana, że ludzie wiedzieli o ciążach, bo trudno tego nie zauważyć" - dodała.

"Wiedzieli, że te dzieci nagle zniknęły i uwierzyli, że wysłano je do babci, do cioci itp. Żeby nie bawić się w detektywa, to przyjęli te informacje do wiadomości, bo lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć. To świadczy o znieczulicy polskiego społeczeństwa" - podsumowała.

Kramarz przypomniała, że od wieków obowiązuje dziesięć prostych zasad dekalogu, które są łamane codziennie. "Sami sobie gotujemy ten los i nie miejmy do nikogo pretensji ani do ustroju, ani ekipy rządzącej. Zacznijmy przebudowę od siebie" - podkreśliła.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)