"Nasz Dziennik" może upaść? Powiązana z Rydzykiem gazeta ma problemy
Powstały z inicjatywy ojca Tadeusz Rydzyka "Nasz Dziennik" ma kłopoty z dystrybucją. Prezes wydającej go firmy zaapelował do słuchaczy Radia Maryja, by kupowali tę gazetę i przekładali ją w sklepach, żeby inni mogli ją widzieć. Za problemy nie obwinił jednak nowego rządu, tylko m.in. obcokrajowców pracujących w Lidlu i Biedronce.
Ojciec Rydzyk od wielu lat narzeka na kłopoty z finansami, a po zmianie rządu skarży się m.in. na odebranie przez nową władzę dotacji.
W te tony nie chciał uderzać Marcin Nowina-Konopka, prezes spółki SPES, która wydaje "Nasz Dziennik". W wywiadzie dla Radia Maryja przyznał jednak, że gazeta ma ostatnio problemy z dystrybucją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Snusy" kofeinowe. Co sądzą o nich Polacy?
Wśród przyczyn wskazał coraz mniejszą liczbę punktów, w których można ją nabyć, w tym likwidację kiosków Ruchu, a także przykrywanie gazety przez inne gazety w punktach dystrybucji prasy. Szef wydawnictwa wspomniał o tym, wymieniając sklepy sieci Biedronka.
- Są osobne regały, na których jest prasa. To jest wyraźnie wyodrębnione miejsce - zaznaczył Marcin Nowina-Konopka. - Często się zdarza, że "Nasz Dziennik" jest przykryty innymi tytułami.
- To też celowe działanie, panie prezesie, także w wielu kioskach Ruchu - przerwał mu ojciec prowadzący audycję.
Nowina-Konopka nadmienił, że niedawno odprowadzał kogoś na dworzec kolejowy i wśród dostępnej tam prasy nie było widać "Naszego Dziennika". Jak przekazał, sprzedawczyni miała trzymać go pod ladą.
- A przecież wiemy, że jak zobaczymy "Nasz Dziennik", to często sobie przypominamy, że właśnie chcieliśmy kupić dzisiaj "Nasz Dziennik". A jak go nie zobaczymy, to często nam ta myśl nie przyjdzie - wyjaśnił słuchaczom prezes wydawnictwa.
Następnie wspomniał o osobach z zagranicy zatrudnionych w sklepach sieci Biedronka i Lidl, które, jak się okazuje, również są odpowiedzialne za słaby dostęp do tej gazety, ale nie z powodu ich złej woli.
- One nie mają orientacji, co jest wartościową prasą. One nie są w stanie wyłożyć tego tak, jak należy - stwierdził Nowina-Konopka, po czym zapytał radiosłuchaczy, czy są w stanie przekładać w sklepach gazety, by było widać "Nasz Dziennik". Wyraził też nadzieję, że będą chodzili do sklepów i ją kupowali.
- Nie będziemy w stanie wydawać "Naszego Dziennika" dalej, jeżeli czytelnicy nie będą mogli po niego sięgnąć albo nie będą sięgali. (...) "Nasz Dziennik" jest pomostem do prawdy. (...) Jeżeli redakcja nie będzie w stanie utrzymać wydawania "Naszego Dziennika", to proszę sobie wyobrazić, jakie źródło informacji zamilknie. Jaki powstanie brak - powiedział prezes SPES.
Władze płaciły "Naszemu Dziennikowi" za rządów PiS
Gazeta za czasów rządów PiS była wśród tych mediów, które dostawały pieniądze od władz za publikację wykupionych materiałów.
Według ustaleń dziennikarki Bianki Mikołajewskiej SPES dostała wcześniej m.in. 827 tys. zł od Kancelarii Prezesa Rady Ministrów za zamieszczanie ogłoszeń dotyczących COVID i nekrologów, natomiast od miejscowego urzędu wojewódzkiego (któremu szefował polityk PiS) 356 tys. zł za publikację ogłoszeń.
Ogłoszenia wykupiła też tam Kancelaria Sejmu za 90 tys. zł. Wszystko to działo się, mimo że "Naszego Dziennika" nigdy nie było wśród najbardziej poczytnych gazet w kraju ani w regionie.
Jak pisał w lipcu portal Wirtualne Media, wyniki sprzedaży "Naszego Dziennika" nie są audytowane przez Polskie Badania Czytelnictwa, wiadomo jednak m.in., że koszty wynagrodzeń wzrosły rok do roku z 6,75 do 6,98 mln zł. Więcej o sytuacji finansowej w SPES można przeczytać pod tym linkiem.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski