Nastroić mózg

Przekonałem się, że można operacyjnie znieść na przykład drżenie rąk u osób z chorobą Parkinsona. Te zabiegi wydały mi się tak skomplikowane, że pomyślałem: "Nigdy się za to nie wezmę". Zmieniłem zdanie trzy lata później, we Freiburgu: na oczach wszystkich ręce operowanego przestawały drżeć, mięśnie zyskiwały stabilność - powiedział w wywiadzie dla "Przekroju" profesor Marek Harat, szef neurochirurgii w Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Bydgoszczy.

17.07.2003 | aktual.: 17.07.2003 10:19

Przekrój: Co pan umie wyleczyć za pomocą skalpela?

Marek Harat: Dużo. Coraz więcej: przywracam władzę w kończynach, powstrzymuję drżenie rąk, zatrzymuję ataki padaczki, uwalniam od uporczywych bólów, usuwam guzy mózgu. Od niedawna umiemy też uwolnić człowieka od objawów choroby psychicznej, na przykład nerwicy natręctw, lęków.

Przekrój: Brzmi jak reklama jakiegoś szarlatana.

Marek Harat: Neurochirurgia czynnościowa to bardzo nowoczesna dziedzina medycyny. Mamy urządzenia, które pozwalają "podejrzeć" żywy mózg. Sprawdzić, co się w nim dzieje i gdzie - z dokładnością co do milimetra. Zawdzięczamy to rezonansowi magnetycznemu, tomografii komputerowej i pozytronowej tomografii emisyjnej.

Przekrój: Umie pan zobaczyć, gdzie w mózgu drzemie depresja, a gdzie radość?

Marek Harat: O tym, że mózg składa się z czynnościowo wyspecjalizowanych modułów, mówił już na początku XIX wieku Franz Gall - twórca frenologii. Przeczucie miał dobre, choć jego założenia były zupełnie błędne - badał zewnętrzny wygląd czaszki.

Przekrój: Frenologia została skompromitowana przez polityków.

Marek Harat: No tak. Wykorzystali ją naziści do wspierania swojej ideologii nadludzi. Z kształtu głowy próbowali odczytać różne cechy charakteru człowieka - oceniali, kto jest bardziej wartościowy, inteligentny, wojowniczy. Ale to było podobne do wróżenia z ręki. Gall znalazł na przykład ,narząd kochliwości" na podstawie umiejscowienia najcieplejszych kości czaszki u dwóch niedawno owdowiałych i ,emocjonalnych" młodych kobiet. Traf chciał, że frenologię obalił... jej rozwój.

Przekrój: Jak to?

Marek Harat: Pod jej wpływem na wielu uniwersytetach europejskich pojawiła się moda na psychiatrię biologiczną. Lekarze zaczęli robić badania na zwierzętach i odkryli, że stymulacja elektryczna mózgu zwierząt powoduje, że na przykład ruszają odpowiednią łapą, szczerzą zęby. Zaczęto sprawdzać, jaka jest rola poszczególnych części mózgu. Pomogła tu też I wojna światowa. Było wtedy dużo osób z uszkodzeniami mózgu. Badano wpływ tych uszkodzeń na zachowanie człowieka. W ten sposób odkryto na przykład ośrodki mowy. Okazało się, że to nie kształt czaszki, ale budowa mózgu decyduje o tym, jacy jesteśmy. Marzeniem naukowców stało się stworzenie mapy mózgu.

Przekrój: Udało się?

Marek Harat: Prace trwają. Wciąż mało wiemy. Choć był czas, kiedy lekarzom wydawało się, że wiedzą na tyle dużo, że mogą modelować ludzki mózg i zachowanie. W 1935 roku Egas Moniz, neurochirurg z Lizbony, usłyszał o eksperymentach, podczas których lękliwym i agresywnym szympansom przecinano włókna nerwowe w przedniej części mózgu. Po operacji, którą nazwano leukotomią, zwierzęta stawały się spokojne i przyjazne. Moniz wypróbował tę metodę na ludziach. Rezultaty były na tyle obiecujące, że niebawem rozszerzył swoją działalność do lobotomii - przecinał połączenia całych płatów czołowych mózgu. Dostał za to nawet Nagrodę Nobla. Po 1940 roku w samej tylko Ameryce wykonano co najmniej 20 tysięcy takich operacji.

Przekrój: Co miały leczyć?

Marek Harat: Agresję, nadpobudliwość, ale i zaburzenia psychiczne: depresję, schizofrenię, stany maniakalne, mimo że nikt nie wiedział, jakie są przyczyny tych chorób ani dlaczego właściwie te operacje pomagają. Efekty były aż nadto widoczne. Pacjenci nie tylko się uspokajali, ale obojętnieli na wszystko. W dodatku wyglądali na półżywych. Zabiegom zaczęto poddawać agresywnych przestępców, niegrzeczne dzieci, oponentów politycznych. Dobrze pokazuje to film "Lot nad kukułczym gniazdem".

Przekrój: Jak to się skończyło?

Marek Harat: Sam Moniz zginął zastrzelony przez jednego ze swych pacjentów poddanych lobotomii. Jednak moda na nacinanie mózgu panowała do końca lat 50. ubiegłego wieku. Gdy w 1952 roku pojawiła się nowa generacja leków psychotropowych, z czasem zarzucono tego typu praktyki. Bardzo boleję nad złą sławą, którą okryły się operacje mózgu w zaburzeniach psychicznych. Nieraz padam tego ofiarą. To bardzo przykre.

Przekrój: Bo pan też grzebie ludziom w mózgu.

Marek Harat: Ja ich leczę, nie okaleczam. Stosuję uznane na świecie metody. Takie zabiegi wykonuje wiele szpitali. Dyskusje rozpętały się rok temu, gdy przeprowadziłem pierwszą w Polsce operację psychochirurgiczną. Pacjentem był mężczyzna cierpiący na zespół natręctw. Nie mógł spać, odczuwał lęki, przymus wykonywania absurdalnych czynności, które nie pozwalały mu normalnie żyć. Kilka razy próbował popełnić samobójstwo. Nie pomagały mu żadne leki, żadna terapia. Leczył go profesor Janusz Rybakowski z Akademii Medycznej w Poznaniu. Kiedy usłyszał, że przygotowuję tego typu operację, polecił mi swojego pacjenta.

Przekrój: Pomogło mu?

Marek Harat: Zaraz po operacji ustąpiły wszystkie objawy. Dziś poprawa wynosi 60%: pacjent może normalnie spać i wykonywać domowe czynności, pomaga żonie.

Przekrój: Ale pewnie są jakieś efekty uboczne?

Marek Harat: Nie. Dziś nie tniemy na oślep, zmieniamy w mózgu tylko to, co chcemy. Nasze działania nie mają nic wspólnego z operacjami sprzed 60 lat.

Przekrój: Kiedy zdecydował się pan operować choroby psychiczne?

Marek Harat: To była długa droga. W 1993 roku, w czasie gdy pisałem pracę habilitacyjną, byłem na stażu w Kanadzie, w Toronto. Miałem tam obserwować to, co mnie wtedy interesowało - postępowanie w urazach rdzenia. Ale chodziłem po różnych salach operacyjnych, podpatrywałem, co oni tam robią. Wtedy zetknąłem się z neurochirurgią czynnościową. Przekonałem się, że można operacyjnie znieść na przykład drżenie rąk u osób z chorobą Parkinsona. W Polsce nikt tego nie robił. Te zabiegi wydały mi się tak skomplikowane, że pomyślałem: ,Nigdy się za to nie wezmę". Zmieniłem zdanie trzy lata póĄniej, we Freiburgu. Operacje, które tam zobaczyłem, były jak magia, w tym czasie zmieniła się technika - pacjent w czasie zabiegu był przytomny, lekarz z nim rozmawiał. Stymulował mózg i na oczach wszystkich ręce chorego przestawały drżeć, mięśnie zyskiwały stabilność.

Rozmawiała Olga Woźniak.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)