Nasi schorowani, znerwicowani i grubi parlamentarzyści
Polityka zdrowiu nie służy; lekarze z Akademii Medycznej w Gdańsku przedstawili na to naukowe dowody w postaci wyników badań przeprowadzonych w ramach programu Polkard, informuje "Dziennik Zachodni".
11.10.2006 | aktual.: 11.10.2006 07:56
Lekarze pytali o wagę i wzrost parlamentarzystów, mierzyli im ciśnienie oraz poziom cholesterolu. Badanie było dobrowolne. W Sejmie rozstawiliśmy punkty pomiarowe i ponad 55% parlamentarzystów, w tym zaledwie 20% pań, skorzystało z możliwości przebadania się - wyjaśnia dr Marcin Rutkowski z Kliniki Nadciśnienia Tętniczego i Diabetologii AM w Gdańsku.
Okazuje się, że opcja polityczna nie ma żadnego wpływu na stan zdrowia, choć po obecnym kryzysie rządowo-parlamentarnym nie jest wykluczone, że w ławach PiS może pojawić się sporo np. wrzodów żołądka i nerwic, podejrzewa "Dziennik Zachodni". Póki co, nadciśnienie i wysoki cholesterol, bez względu na sytuację, są ponadpartyjne.
Ogólnie stan zdrowia parlamentarzystów nie odbiega od polskiej normy. Co chwalebne, zdecydowanie mniej palą, bo do papierosów przyznało się jedynie 16% badanych. Problemem rzeczywistym jest nadwaga. Aż 80% parlamentarzystów ma "nadliczbowe kilogramy" i to właśnie konsekwencją pokaźnych brzuszków są późniejsze problemy z sercem.
Bo się obżerają- ocenia bez ogródek poseł PO Edward Maniura. Jego zdaniem, wykańczające dla zdrowia parlamentarzystów są... przerwy w obradach. Jeszcze nigdy ich tak wiele nie było. Jak tylko przerwę marszałek ogłosi to zaraz tłumnie się robi w sejmowej restauracji - twierdzi.
Obżarstwo jest ponadpartyjne. Jak się stresuję, to niestety jem- przyznaje poseł PiS Grzegorz Tobiszowski. Od początku kadencji z 81 kilogramów zrobiło mi się o pięć więcej. Cóż, stresujących wydarzeń nie brakuje. Poza tym wszystko w normie, nawet cholesterol - dodaje.
Najbardziej zabójczy dla organizmu parlamentarzysty jest niestety siedzący tryb życia. No i emocje. (PAP)