PolskaNarciarka leżała prawie godzinę pod lawiną - dziś zmarła

Narciarka leżała prawie godzinę pod lawiną - dziś zmarła

Lekarzom z zakopiańskiego szpitala nie udało się uratować życia 52-letniej kobiety, którą w niedzielę porwała lawina w Tatrach. Narciarka przez niemal godzinę znajdowała się ponad metr pod śniegiem.

Narciarka leżała prawie godzinę pod lawiną - dziś zmarła
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Momot

21.02.2012 | aktual.: 21.02.2012 14:40

Lawina porwała w niedzielę w Tatrach dwie kobiety. Jedną z nich wyciągnięto spod śniegu szybko. Niestety druga spędziła pod lawiną aż 50 minut. Była nieprzytomna, w stanie głębokiej hipotermii. Temperatura jej ciała wynosiła 30 st. C. Ratownikom TOPR, a potem lekarzom udało się przywrócić jej krążenie, jednak nie odzyskała przytomności. Po wykonaniu badań, okazało się, że kobieta miała uszkodzony mózg.

Tego dnia warunki atmosferyczne były fatalne - prędkość wiatru w podmuchach przekraczała 100 km na godzinę i miotał wokół śniegiem. Widoczność ograniczona była do zaledwie kilku metrów.

Dwie kobiety i jeden mężczyzna poruszali się na nartach skiturowych popularnym szlakiem narciarskim z Kasprowego Wierchu z Doliny Kondratowej do Doliny Goryczkowej.

By tam dotrzeć, trzeba pokonać między innymi otoczony złą sławą Żleb Marcinowskich. To jedyne miejsce na szlaku, gdzie groziło zejście lawiny. Swoją nazwę żleb zawdzięcza lawinie z 2 marca 1956 roku, kiedy zwały śniegu zasypały położone niżej schronisko i pogrzebały jego gospodarzy - Zofię i Władysława Marcinowskich, a także trzech żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza. To miejsce na szlaku oznaczone jest bardzo wyraźnie. Każdej zimy pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego stawiają poniżej i powyżej żlebu tabliczki ostrzegające o możliwości zejścia lawiny. Większość narciarzy pokonuje ten odcinek bardzo szybko, nie zatrzymując się.

W niedzielę dwie kobiety i mężczyzna, nie wiadomo dlaczego, stanęli niemal dokładnie na środku żlebu. Mężczyzna był nieco niżej, a kobiety stały razem. W pewnym momencie jedna z nich się przewróciła, w tym samym czasie zerwał się niezwykle silny podmuch wiatru i lawina ruszyła.

Pierwszy na miejscu lawiniska pojawił się ratownik TOPR, który dyżurował w tej okolicy. Śmigłowcem dotarły kolejne grupy ratowników, którzy przeszukiwali zwały śniegu metr po metrze. Po 10 minutach wydobyli 53-letnią warszawiankę. Dzięki szybkiej akcji i reanimacji ratownikom TOPR udało się ją uratować.

Mężczyzna został odrzucony na bok i sam zdołał wydostać się spod śniegu. Grupa miała ogromne szczęście. Cały wypadek widział bowiem ratownik TOPR-u Czesław Ślimak, który podchodził przez tzw. Padaki i nie przecinając żlebu zamierzał zjechać na Kondratową. TOPR-owiec zauważył wystający spod śniegu kijek jednej z narciarek i bardzo szybko wykopał ją spod śniegu. Kobieta odzyskała przytomność i kiedy na miejscu ze śmigłowca desantował się kolejny TOPR-owiec, stała już o własnych siłach.

Niestety, poszukiwania drugiej kobiety trwały znacznie dłużej. Przy pomocy sondy lawinowej namierzył ją jej towarzysz. 52-latka spędziła pod ponad metrową warstwą śniegu blisko godzinę. Kiedy ratownikom udało się ją odkopać, nie dawała oznak życia. TOPR-owcom dość szybko udało się przywrócić pracę jej serca. Cały czas reanimując turystkę, przetransportowali ją śmigłowcem do szpitala. Tam w czasie kolejnych 30 minut reanimacji jej serce zatrzymywało się jeszcze dwa razy. Od niedzieli kobieta nie odzyskała przytomności. Zmarła w nocy z poniedziałku na wtorek.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)