Trwa ładowanie...
10-02-2004 06:55

Napaść na biznesmena

Kilku zamaskowanych bandytów napadło na dom Henryka Erona, szefa jednej z największych firm transportowych północnej Polski. Przez ponad godzinę torturowali mężczyznę. Przestrzelili mu nogę.

Napaść na biznesmenaŹródło: Dziennik Bałtycki, fot: Robert Kwiatek
d4d471q
d4d471q

Dramat rozegrał się w piątek około godziny 19 w Przyjaźni koło Żukowa. Henryk Eron był wówczas sam w domu. Pół godziny wcześniej wyszedł od niego znajomy, który kupił używane auto za 25 tys. zł. Bandyci wpadli do mieszkania i od razu obezwładnili pana Henryka (chociaż on sam bronił się bardzo długo, czym zaskoczył napastników). - Trzy razy musieli mnie wiązać - zwierza się poszkodowany.

Bandyci bili szefa Eron Transu po całym ciele. Ma widoczne ślady na twarzy. W kuchni, gdzie go torturowano, policjanci natknęli się na potężną kałużę krwi.

- To byli sadyści - mówi pan Henryk. - Cały czas straszyli mnie śmiercią. Bawili się, przykładając mi do głowy pistolet i naciskając spust. Kul nie było w środku. Mówili, że przestrzelą mi kolana. Potem któryś z nich strzelił mi w palec od stopy. Kula przeszła obok, zrywając jednak kawałek ciała.

Bandyci chcieli dostać się do sejfu, którego rodzina Eronów nie ma. Napastnicy ubrani byli w policyjne uniformy. Co chwilę powtarzali, że są z policji. Zabrali 35 tysięcy złotych, które Henryk Eron miał w domu oraz biżuterię żony.

d4d471q

Zagrozili mojej córce i całej mojej rodzinie. Tak tego nie zostawię. Mam nadzieję, że policja wreszcie zrobi coś z panoszącym się bandytyzmem - mówi Henryk Eron, na którego w piątek napadli zamaskowani bandyci. Piątkowy napad był już drugim, a tak naprawdę trzecim tego typu zajściem w życiu rodziny Eronów. 30 listopada 2001 roku zamaskowani bandyci napadli na żonę Henryka Erona, Katarzynę. Kobieta jechała razem z bratanicą z domu do odległej o 800 metrów siedziby firmy. Wiozła około 300 tysięcy złotych na wypłaty. Nagle zajechały im drogę dwa samochody. Uzbrojeni i zamaskowani bandyci wyskoczyli z nich i zażądali pieniędzy. Przerażona kobieta nie miała wyjścia, musiała wszystko oddać. Sprawcy odjechali w nieznanym kierunku.

- Policja zapaliła się do śledztwa w tej sprawie. Wszystko przejęła Komenda Wojewódzka z Gdańska. Powoli jednak sprawa coraz bardziej cichła, chociaż mąż wskazał osoby, które mogły mieć coś wspólnego z napadem. Ktoś przecież musiał wiedzieć, że będę wiozła pieniądze do firmy - opowiada Katarzyna Eron.

Do dzisiaj sprawców nie ustalono. Sprawa zakończyła się umorzeniem. W sierpniu 2003 roku pani Katarzyna raz jeszcze zaczęła się bać. Pewnego dnia do siedziby Eron Trans wjechały cztery samochody. Wysiadło z nich kilkunastu "przypakowanych" mężczyzn.

- Nie robili nic wielkiego. Po prostu stali i się patrzyli. Potem swoimi cielskami zabarykadowali bramę. Kierowcy nie wiedzieli, co robić. Wezwaliśmy policję. Bandyci odjechali: dwa auta stanęły kilkadziesiąt metrów od firmy, a dwa całkiem zniknęły - mówi pani Katarzyna.

d4d471q

Policja sprawdziła dwa samochody. Okazało się, że jeden z nich jest kradziony. Bandyci wytłumaczyli się, że trudnią się... odzyskiwaniem kradzionych pojazdów i ten samochód mieli dostarczyć do Eron Transu. - Kuriozalna historia - wspomina Katarzyna Eron.

Dzisiaj bandyci, którzy napadli dom Eronów w piątek, mają zgłosić się do pana Henryka po 200 tysięcy euro. - Powiedzieli, że jeśli im nie dam tych pieniędzy, to oni zajmą się moją rodziną, a szczególnie córką - mówi szef Eron Transu.

Henryk Eron czuje się już coraz lepiej. Przyznaje, że gdyby był młodszy, lepiej by poradził sobie z bandytami. Skrycie przyznaje jednak, że ma pewien żal do policji. - Nie zamierzam niczego ukrywać. Chcę współpracować z policją, ale mam też nadzieję, że i ona bardziej się postara. Nie może być tak, że uczciwy człowiek już trzeci raz przeżywa gehennę, a bandyci chodzą wolno - mówi na koniec.

Waldemar Ulanowski, Tadeusz Woźniak

d4d471q
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4d471q
Więcej tematów