Napad jak z filmu akcji
Zamaskowani sprawcy z impetem wjechali czarnym volkswagenem do całodobowego hipermaketu Tesco. Ostrzelali ochronę z broni na sprężone powietrze i uciekli. Wcześniej jednak zabrali ze sobą komputery warte kilkadziesiąt tysięcy złotych. Niedługo potem policjanci znaleźli spalony samochód, użyty prawdopodobnie do napadu. Był kradziony.
13.12.2004 | aktual.: 13.12.2004 08:43
- To było niespotykane zuchwalstwo! Choć pracuję wiele lat w tego typu obiektach, nigdy nie słyszałem o podobnym zdarzeniu - mówi zdenerwowany Mieczysław Różański, dyrektor hipermarketu Tesco na gdyńskiej Dąbrowie, otwartego zaledwie w środę. Wszystko trwało kilka minut.
Tuż przed godziną 4 w niedzielę rano, do Tesco przy ul. Nowowiczlińskiej w Gdyni z impetem wjechał czarny volkswagen passat combi. Staranował boczne wejście, tłukąc szyby w drzwiach. Potem gwałtownie skręcił w prawo i uderzył w witrynę sklepu ze sprzętem komputerowym. Nie mógł wjechać do środka, bo sklep chronią metalowe żaluzje i gruba, odporna na uderzenia, szyba. Zderzenie samochodu z metalowo-szklaną ścianą spowodowało, że konstrukcja wygięła się, szyba wypadła z ram i dwaj zamaskowani mężczyźni wbiegli do środka, podważając żaluzje.
W pośpiechu wynosili ze sklepu komputery, pakując je do samochodu. Gdy w stronę sklepu ruszyli ochroniarze, bandyci wystrzelili do nich kilkakrotnie z tzw. paintballa - broni na sprężone powietrze, wyrzucającej plastikowe pociski z farbą. Potem z piskiem opon, ciągnąc za sobą kable od komputerów, wyjechali ze sklepu. - W popłochu wyrwali podłączony do sieci sprzęt - mówi jeden z pracowników sklepu, którzy wczoraj pilnowali rozbitego wejścia.
- Zabrali komputery, ale zostawili inne cenne towary, na przykład wart 6 tysięcy złotych aparat fotograficzny Nikon. W sklepie stały też dwa okazałe motocykle, złodzieje nie zainteresowali się nimi. - Nic nie słyszeliśmy, spaliśmy spokojnie, nie było nawet huku - mówi Sylwia Keller, mieszkająca w sąsiedztwie hipermarketu.
- Ze zdziwieniem rano usłyszeliśmy o napadzie. - Dla nas najważniejsze jest, że nikomu nic się nie stało i nie zawiódł nasz system bezpieczeństwa - twierdzi Mieczysław Różański, dyrektor Tesco. - Pracownicy i ochrona zachowali się zgodnie z procedurą. Ani im, ani klientom nic nie zagrażało. Napastnicy wjechali przez zamknięte w nocy drzwi, rozbili je, ale nasze straty nie są duże. Wejście zostało szybko naprawione, a szyby wstawione. Mimo napadu, nie przerwaliśmy pracy ani na chwilę.
Anna Kuczmarska