Nakręć sobie horror

Świat jest pełny niespodzianek. Od pewnego czasu seria makabrycznych horrorów „Hellraiser” uporczywie bada poziom artystycznego dna, ale jej fani się nie poddają.

03.01.2007 12:40

Ostatnia część cyklu (bodajże ósma) nie zachwyciła nawet najbardziej zagorzałych miłośników tajemniczej Kostki Lamentu, która otwiera wrota Inferna. Na forach dyskusyjnych zmasakrowano ten film z większą zajadłością, niż wykazują piekielni wysłannicy, którzy znęcają się nad swoimi ofiarami. I słusznie: ostatni „Hellraiser” to niemiłosierna miernota, bełkot i skuteczny lek na bezsenność. Nie wiem co na tę chałę powiedział ojciec cyklu, Clive Barker – pewnie ma niestrawność. Natomiast fani trzymają się dzielnie. Piszą własne opowiadania osadzone w świecie mrocznej historii, malują obrazy, tworzą grafiki komputerowe. I kręcą filmy.

Pasja amatorów

Jedną z takich fanowskich krótkometrażówek jest „Hellraiser: Prophecy”. To zaskakująca mieszanka Cenobitów oraz opowieści o zbuntowanych aniołach, którą oglądaliśmy w innym ekranowym tasiemcu, znanym u nas jako „Armia Boga”. Film zrealizowała kilkudziesięcioosobowa grupa, w skład której weszli studenci biologii, technicy laboratoryjni, inżynierowie, lekarze medycyny, nauczyciel ze szkoły średniej i jeszcze kilka innych osób, których wykształcenie i wykonywany zawód nie mają nic wspólnego ze światem filmu. Ta paczka amatorów, nakręciła film, który w środowisku fanów zrobił furorę. „Hellraiser: Prophecy” jest wyświetlany na festiwalach fantastycznych w Stanach Zjednoczonych przy pełnych salach. W tym roku zdobył trzecie miejsce na prestiżowym Festiwalu HauntCon. Dlaczego ta amatorska krótkometrażówka wzbudza tak wielki entuzjazm? Odpowiedzią jest jedno słowo: pasja. Jak prawie każdy fanfilm, również „Hellraiser: Prophecy” to dzieło nieoszlifowane, z nieprofesjonalnym oświetleniem. Jednak w arcyciekawy sposób
przedstawiono tu przybycie Cenobitów, a teksty Lucyfera zapadają w pamięć. Film ma też w sobie tę lepką, diaboliczną atmosferę, którą tak dobrze znamy oryginału. Animator całego przedsięwzięcia, reżyser i scenarzysta Jonathan S. Kui, stał się znaną osobistością w świecie miłośników „Hellraisera”. Zapytałem go, dlaczego zrobił ten film, a on odpowiedział: _ To jest rzecz zrobiona przez fanów dla fanów. Moim celem było pchnąć historię do przodu, dołożyć cegiełkę do budującego się uniwersum. Myślę że byłoby wspaniale, gdyby producent oficjalnych filmów – wytwórnia Dimension - zauważył nasze staranie i wniósł większy wysiłek intelektualny w tworzenie kolejnych odcinków serii._

Podobnym kontruderzeniem, choć na miniaturową skalę, jest „The Return to Camp Blood”, czyli fanfilm o Jasonie znanym z cyklu „Piątek, 13-tego”. Reżyser Gary Mongar zapowiadał, że chce odejść od udziwnień w rodzaju przenoszenia Jasona w kosmos (co stało się w dziesiątej części cyklu) i faktycznie powrócić do korzeni cyklu. Operacja się udała, ale pacjent zmarł, bo choć Jason morduje na starych śmieciach, klimat pierwowzoru ulotnił się bezpowrotnie. „The Return to Camp Blood” to jednak dobry przykład fanfilmu-reklamacji, głosu sprzeciwu wobec tego, co zrobiono z ukochanym bohaterem. I chociaż całość wyszła nieporadnie, kierunek jest właściwy. Głos sprzeciwu

I oto jest paradoks: kolejne odcinki „Halloween”, „Piątku 13-ego”, „Hellraisera” cieszą się coraz mniejszą popularnością. Natomiast bardzo szybko rośnie liczba fanfilmów z udziałem bohaterów tych serii. Ot, choćby wspominany już „Piątek 13-ego” wygenerował ponad trzydzieści fanowskich produkcji. Wspominałem o malutkim filmiku Mongara, a teraz czas na dużo większe przedsięwzięcie. Trwający pięćdziesiąt minut „Legends”, to już rzecz z całkiem niezłym scenariuszem i dobrze zmontowana. Fabuła bazuje na pomyśle przenikania się światów filmowego i rzeczywistego. Podczas wspólnego wyjazdu grupa przyjaciół, fanów „Piątku 13-tego”, odkrywa, że Jason zmaterializował się w rzeczywistości… A może to oni przenieśli się w świat filmu? Fakt, że reżyser „Legends” Gerald J. Goudbout oglądał „Purpurową Różę z Kairu” jest oczywisty, jednak zaprezentowane ujęcie tematu jest na tyle interesujące, że film, mimo swej dosadnej amatorszczyzny sprawia większą przyjemność niż ostatnie odcinki „Piątku…”.

Obraz „Freddy vs Jason” był rozczarowaniem dla wielu fanów. I tu również miłośnicy faceta z twarzą przypominającą pizzę sami zabrali się do roboty. Dzięki swoim miłośnikom Freddy staje przeciwko kolejnym ekranowym ikonom. Korowód przeciwników ciągnie się jak kolejka do terminala tanich linii lotniczych. Na początku idą Jason i Michael Myers („Freddy vs Jason vs Michael”), a gdy oni nie dają rady, w sukurs przychodzą Cenobici. W ośmiominutowym filmie „The Nightmare Ends on Halloween” – chyba najlepszym pod względem technicznym – pokazano finałowe starcie filmowych boogeymanów, zakończone bezpośrednią interwencją sił piekielnych. Reżyser Chris R. Notarile, student School of Visual Arts w Nowym Yorku, nakręcił film aby, jak sam mówi, _ wreszcie logicznie i atrakcyjnie powiązać wątki rozrzucone w filmach kinowych._ Freddy zostaje też poskromiony przez Pogromców Duchów („Freddy vs Ghostbusters”), a nawet przez Catherine Tramell z „Nagiego instynktu” w prześmiesznym „Freddy vs Tramell” z jednym aktorem w obu
tytułowych rolach!

Na przykładzie fanfilmów utrzymanych w konwekcji horroru obserwujemy kolejną funkcję, jaką pełnią te amatorskie dokonania. Fanfilmy stają się głosem sprzeciwu wobec nieudanych sequeli, kolejnych odcinków z powielacza i traktowania ulubionych bohaterów jak dojne krowy. Najlepiej widać to właśnie w horrorze, bo fani kochają postacie, lecz nienawidzą kolejnych filmów, w których pojawiają się ulubieni bohaterowie.

Lekarstwa na filmowego raka, który toczy filmowe horrory, szukają we własnej twórczości. To nic, że potykają się o najprostsze problemy – choćby oświetleniowe, montażowe, aktorskie. To nic, że znakomita większość ich produkcji to potworki, które daje się obejrzeć jedynie pod przymusem, lub w stanie wskazującym. Ważne, że od czasu do czasu ten ocean śmieci wyrzuca na brzeg wybitnie ciekawe produkcje, na które Hollywood patrzy z uznaniem i, kto wie, może trochę z zazdrością. Bo chociaż fanfilmom brakuje niemal wszystkiego to jest w nich coś, czego nie ma w hollywoodzkich produkcjach – pasja, zaangażowanie, prawdziwe uczucia, jakimi fani darzą swoich bohaterów. W ten sposób Hollywood straciło możliwość niszczenia swych dzieł. Nieważne jak beznadziejnym filmem będzie kolejny „Hellraiser” albo „Koszmar z ulicy Wiązów”. Nieważne czy w ogóle powstaną kolejne części ekranowych serii. Ponieważ teraz i tak wszystko zależy od fanów.

Arkadiusz Grzegorzak

Szerzej o fanfilmach pisałem na łamach „Czasu Fantastyki” (Nr1 – listopad/grudzień 2004) LEGENDS.
Reżyseria i scenariusz: Gerald J. Godbout, Obsada: Jennifer Ayala, Obie Diaz, Jacqueline Grey, Mark Guilarte, Willie Harper, Jimmy Johnson, Allan Marrero, Omar Vazquez, Tom Yuelling.
STRONA WWW: LEGENDS

HELLRAISER: PROPHECY (2006) Reżyseria i scenariusz: Jonathan S. Kui, Obsada: Lori Pyzocha, Jeremy Yost, Allison Blum, Monica Dus, Daniel Leong, John Ruggiero, Meagan Moir, Matthew Bialowas, Ivan Ho, Elaine Wang, John Schindler, Sean Neville, Megan Akerman. STRONA WWW: HELLRAISER

NIGHTMARE END ON HALLOWEEN.
Reżyseria i scenariusz: Chris R. Notarile.
STRONA WWW: NIGHTMARE END ON HALLOWEEN

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)