Największy jarmark w Polsce
Prezydent oddał klucze do miasta, artyści i szczudlarze pokazali co umieli, a szczęśliwcom udało się łyknąć Goldwassera podczas przedstawienia inaugurującego.
Jarmark św. Dominika Anno Domini 2003 został otwarty. Zwieńczeniem pierwszego dnia imprezy były koncerty Negatywu i Myslovitz na Ołowiance oraz pokaz sztucznych ogni. Przez najbliższe dni oprócz zakupów na ponad tysiącu stoiskach możemy także bawić się na licznych imprezach. Oprócz stałych punktów Dominika, takich jak Święto Chleba czy Dzień Bursztynu, czekają nas niespodzianki. Jedną z nich ma być basen, który 31 lipca stanie na Targu Węglowym. Jak dowiedział się "Dziennik", będzie miał 4 metry szerokości, 8 metrów długości i 1,20 metra głębokości. Przez trzy dni w basenie będziemy mogli podziwiać m.in. aerobik w wodzie w wykonaniu atrakcyjnych dziewczyn oraz hodowlane raki, żaby i ślimaki.
Po raz kolejny na jarmarku będziemy też bili rekord Guinnessa. W zeszłym roku na Katowni zawisła monstrualnych rozmiarów koszula nocna, w tym roku zawiśnie to, co pod koszulą bywa. A już dziś na Targu Węglowym świętować będą rycerze, damy dwory i inne postacie ze średniowiecza w ramach Dnia rycerskiego.
Jarmark św. Dominika - są tacy, co wychodzili już na nim wszystkie ścieżki, wszystkich znają i wysłuchali już wszystkich imprezowych plotek. Dla nowicjuszy bywa on doświadczeniem szokującym, bo nawet, gdy rozum mówi nie - do plecaków, koszyków i toreb wkładają rzeczy, o kupno których nigdy by siebie nie podejrzewali. Pierwszego dnia jarmarku nie mogło na nim zabraknąć dziennikowego "Patrolu", który starał się skrzętnie patrzeć, słuchać i łapać jarmarkowe klimaty.
Olbrzymie lustra w złoconych ramach, koty z brązu, szafki, komody, fotele i cała masa drobiazgów z XIX i początków XX wieku na jarmarku rozkłada się już o siódmej rano. Drugi raz ciężarówka na ul. Straganiarskiej pojawi się za 16 dni, by zabrać to, czego nie nabyli kolekcjonerzy staroci.
- Na noc przykrywamy wszystko folią, pilnujemy i śpimy na zmianę - opowiada dwójka kolekcjonerów z Warszawy.
- A ja przeciwnie - wtrąca się kolega z sąsiedniego stoiska. - Wszystko na noc pakuję i od razu wiem, co mi ze stoiska zginęło.
Zgodnym chórem kolekcjonerzy przyznają, że, niestety, ufać nie można nikomu. Gdy tylko spuści się wzrok z klienta, potrafi zabrać nawet wartą 2 zł łyżeczkę. Lepkie ręce mają nawet eleganccy turyści, posługujący się nienagannym angielskim.
Niektórzy do jarmarku przygotowują się cały rok. Szymon Patryn, sprzedawca antyków ze Słupska, jeździ po wsiach i wynajduje stare meble. W pamiętających czasy naszych praprapraprababek kufrach, rolnicy i farmerzy trzymają siano, owies albo części do kombajnów. Po kilku miesiącach konserwacji mebel odzyskuje dawną świetność, a jego wartość skacze z 500 do nawet 3 tys. zł.
- Dziś udało mi się sprzedać jeden kufer - cieszy się pan Jarosław.
Na chętnych czeka jeszcze kilka innych i elegancka komódka z 1750 roku.
- "Kominkowcowi" oddałbym za okrągły tysiączek, tobie Jasiu za 500 spokojnie tę szabelkę oddam - spokojnie mówi kolekcjoner do kolekcjonera.
Kominkowiec to laik, który szabelkę albo pistolet powiesi nad kominkiem właśnie i będzie cieszył oko antykiem. Prawdziwego znawcę rozpoznaje się po tym, że zada co najmniej trzy fachowe pytania. Wtedy cena od razu idzie w dół.
Sami o sobie mówią "danzigerzy" i nie bardzo chcą rozmawiać z dziennikarzami, bo ich zdaniem ulubionym zajęciem prasy jest robienie z nich nazistów. Patrol "Dziennika" nikogo nie oskarżał, tylko na stoisku z militariami miał ochotę kupić zimowe botki żołnierza wehrmachtu. Kosztują 200 zł i nie mają z nimi szans żadne martensy. Spodobał nam się też hełm za jedyne... 2 tys. zł. W stanie prawie idealnym.
Wiadomo, że skoro jest jarmark, to musi być tłok. Tym razem tłok w tradycyjnym jarmarkowym wąskim gardle, czyli na Długim Pobrzeżu, okazał się umiarkowany.
- W zeszłych latach notorycznie rozkładali tu swoje stoiska ci, którzy nie mieli pozwolenia na handel - tłumaczy strażnik miejski wypisujący mandat takiemu nielegalnemu przekupniowi. - Staramy się na takie sytuacje reagować na bieżąco.
Jeden z handlarzy próbuje dyskretnie wcisnąć strażnikowi coś z asortymentu. Ten reaguje groźną miną i wysokość mandatu od razu skacze.
- Nie, nie dostaniesz pluszowego świstaka - postawna mama ciągnie za rękę małego chłopca, który zaczyna przeraźliwie płakać. Mama ciągnie go za rękę nieświadoma, że przed nią jeszcze co najmniej trzy, cztery stoiska ze świstakami. A jarmark dopiero się zaczyna.
Marcin Tymiński