PolskaNajprostszy sposób na duże pieniądze

Najprostszy sposób na duże pieniądze

W tym roku w Poznaniu doszło do ośmiu napadów na banki. I choć ta liczba jest na razie mniejsza o dwa w porównaniu z ubiegłym rokiem, to i tak do co siódmego napadu w Polsce dochodzi w stolicy Wielkopolski.

Najprostszy sposób na duże pieniądze
Źródło zdjęć: © Polska Głos Wielkopolski

11.09.2009 | aktual.: 11.09.2009 11:39

Raporty ekspertów są jednoznaczne: napadów na małe ajencje bez stałej ochrony będzie coraz więcej. Winien jest nie tyle kryzys gospodarczy, co fakt, że z więzień wychodzą recydywiści.

Ostatnio samobójstwo w celi popełnił jeden ze sprawców tegorocznych seryjnych napadów na banki w Poznaniu. Skutecznie obrabował trzy placówki. Ukradł ponad 130 tysięcy złotych i wpadł na czwartym skoku. Jak podaje Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, przez pierwszych osiem miesięcy w stolicy Wielkopolski odnotowano osiem napadów na placówki bankowe. Dla porównania, statystyki za cały 2008 rok mówią o 12 napadach. Ostatni kwartał tego roku pokaże, czy będzie u nas równie źle jak w innych rejonach kraju.

Opracowanie ogólnopolskiego Instytutu Bezpieczeństwa Gospodarczego nie pozostawia złudzeń. W skali kraju ten rok jest najgorszy od siedmiu lat. Od stycznia do lipca tego roku odnotowano w całej Polsce 52 napady na banki. We wrześniu statystyki wzrosły już do 60. Województwo wielkopolskie na czarnej liście zajmuje piąte miejsce, między innymi za regionem mazowieckim i śląskim.

– Bandyci działają głównie w dużych miastach. Wybierają małe placówki w centrach miast, które nie są stale chronione – tłumaczy autor raportu Wojciech Stawski, ekspert w dziedzinie ochrony osób i mienia.

Jak działają sprawcy? Z raportu wynika, że schemat jest prosty. Najczęściej napadają pojedynczo, maskują wygląd na przykład kominiarką i terroryzują obsługę przedmiotem przypominającym broń. Okradzione banki rzadko kiedy ujawniają, jaką kwotę pieniędzy bandyci zrabowali. Z raportu wynika, że średnio złodzieje kradną 17 tysięcy złotych. Uciekają na własnych nogach, a jeśli używają samochodu, to jest to najczęściej audi 80 w kolorze wiśniowym.

Statystyki gromadzone przez Związek Banków Polskich są zbliżone. Wynika z nich, że sprawcy podczas jednego napadu kradną średnio około 24 tysięcy złotych. Takie są przynajmniej dane za 2007 rok. Dwa lata temu banki mogły stracić nawet ponad milion złotych w wyniku napadów na swoje placówki. W porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej nie jest tak źle. Średnia unijna wynosi 21 tysięcy, ale... euro.

Jakie są przyczyny wzrastającej liczby tego rodzaju napadów? Policjanci z Warszawy tłumaczą ten fakt... kryzysem gospodarczym. Przestępcy stracili pracę i przyjeżdżają anonimowo do stolicy na łatwy zarobek. Policjanci z Wielkopolski nie mają takich wniosków, bo statystyki nie są tak niepokojące jak w Warszawie.

Inne tłumaczenie ma autor raportu o „Napadach na banki w Polsce”. Zdaniem Wojciecha Stawskiego, prawdopodobnym powodem gwałtownie wzrastającej liczby napadów na banki nie jest kryzys i wzrastające bezrobocie. Po prostu zakłady karne opuszczają sprawcy napadów na banki z lat ubiegłych. Ta teza znajduje swoje potwierdzenie na przykładzie 37-latka zatrzymanego tydzień temu przez poznańską policję – tego samego, który popełnił samobójstwo. Sławomir M. słynął z napadów na małe ajencje bankowe i placówki pocztowe. Po raz pierwszy zaatakował w 2001 roku. Łącznie notowano go aż dziesięć razy. Po dwóch latach więzienia dostał przerwę w odbywaniu kary i wrócił do swojej profesji.

Opublikowany raport nie pozostawia złudzeń: takich napadów będzie coraz więcej. Wszystko przez słabe zabezpieczenie. Banki rozwijają sieć swoich małych placówek, ale przez oszczędności rezygnują na przykład ze stałej ochrony. Nie korzystają także z możliwości współczesnej techniki. Jednym z takich sposobów są na przykład urządzenia na przechowywanie pieniędzy z tak zwaną zwłoką czasową. Żeby wyjąć z nich gotówkę, trzeba czekać dłuższą chwilę. To wystarczający straszak na bandytę, bo średnio napad w banku trwa nie dłużej niż jedną minutę.

– W wielu przypadkach nie stosuje się zwłoki czasowej albo z wygodnictwa kasjerki, bo to utrudnia jej pracę lub też niewiedzy o możliwości wykorzystania takich zastosowań – podsumowuje autor raportu.

Sami bankowcy nie chcą mówić o stosowanych zabezpieczeniach. Powszechnie jednak wiadomo, że nawet nagranie z monitoringu nie zawsze jest pomocne, bo obraz jest niskiej jakości i trudno rozpoznać sprawcę. Ogólnopolskie dane policyjne też nie są optymistyczne. W skali całego kraju złapanych zostaje około 40% bandytów. I pomyśleć, że w 1990 roku odnotowano tylko trzy napady na bank.

Tomasz Cylka, Natalia Adamska

Przeczytaj więcej w "Głosie Wielkopolskim"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)