Trwa ładowanie...
d1ub26e
06-05-2008 13:03

Najniebezpieczniejsza rodzina na Śląsku

Założono "podsłuch pokojowy", "podsłuch telefoniczny", z budynku naprzeciwko prowadzono obserwację, założono kontrolę korespondencji wszystkich mieszkańców kamienicy, uruchomiono agenturę oraz wszelkie dostępne środki techniczne. Zaangażowano w to wszystkie wydziały Służby Bezpieczeństwa. Żadnej decyzji nie podejmowano jednak bez konsultacji z Departamentem III MSW.

d1ub26e
d1ub26e

Już w latach sześćdziesiątych myślałem o założeniu jakiejś opozycji, ale wszyscy moi koledzy się bali. W tym czasie zacząłem prowadzić zakład naprawy telewizorów, więc miałem dużo kontaktów z ludźmi. [...] Ogromna większość była niezadowolona z sytuacji, jaka była w PRL. Ten temat zawsze się przebijał w rozmowach. Pytałem: co zrobić, założymy partię polityczną? Nie - odpowiadali, bo nas pozamykają. Byli za związkami zawodowymi. Miałem w tej sprawie kilkuletni sondaż i wywnioskowałem, że trzeba to zrobić - tak początki swojej działalności wspomina Kazimierz Świtoń.

Szukajcie mnie w Wolnej Europie

W grudniu 1976 r. Świtoń na apel Radia Wolna Europa wystosował listy protestacyjne do marszałka Sejmu PRL i przewodniczącego Rady Państwa, związane z represjami wobec uczestników wydarzeń w Ursusie i Radomiu. W tym czasie Świtoniowie mieszkali w Katowicach i wychowywali szóstkę dzieci. Pan Kazimierz prowadził zakład naprawy telewizorów i zarabiał na utrzymanie całej rodziny, a jego żona dbała o dom, zajmowała się wychowywaniem dzieci i wspomagała męża przyjmując zamówienia: Mieliśmy ten warsztat telewizyjny, ja go prowadziłam i przyjmowałam wszystkie zamówienia. Telewizory stały wszędzie. W dzień nie mogłam nic zrobić, dlatego w nocy musiałam prać i gotować. Pewnego dnia przyszedł mój teść i coś sobie szeptali na boku. Nie lubię podsłuchiwać, ale usłyszałam coś o Wolnej Europie. Zaczął słuchać tego radia [...]. Jak były rozruchy studenckie w 1968 roku, pojechał do Warszawy po części telewizyjne i w Częstochowie go zamknęli. Był wtedy z którymś z synów.

W maju 1977 r. odbywa się głodówka w kościele pw. św. Marcina w Warszawie. Świtoń dowiedział się o niej z RWE: [...] usłyszałem w Radiu Wolna Europa, że jest głodówka w kościele świętego Marcina. Nie było tam nikogo ze Śląska. Nie mogłem w nocy spać, rano spakowałem się i zostawiłem żonie kartkę "Słuchajcie Wolnej Europy, to mnie znajdziecie". Pojechałem tam. Chciałem coś zrobić, by ten region został zauważony. Podobnie wspomina to wydarzenie żona: Mąż zostawił kartkę "Szukajcie mnie w Wolnej Europie i nie zapomnijcie te roślinki na działce podlewać". Zbudziłam chłopców i pytam ich, czy coś wiedzą. A potem ten strach, gdzie i co się z nim stało. Wtedy takiego szoku doznałam.

Po przyjeździe do Warszawy Świtoń poszedł do kościoła św. Marcina. W tym czasie ludzie opozycji nie byli jeszcze zbyt liczni. Znali się między sobą, dlatego też pojawienie się nowego człowieka musiało wywołać konsternację. Siostra, którą zapytał o głodówkę, zaniemówiła z wrażenia, niewątpliwie posądzając go o agenturalność. Z opresji wybawił go Stanisław Barańczak: Na szczęście dla mnie w tym momencie do kościoła wszedł Stanisław Barańczak. Przedstawił się siostrze, która skierowała go do klauzuli do księdza Dembowskiego. Poszedłem razem z nim. Na wejściu ks. Dembowski zapytał mnie, kim jestem. Powiedziałem: Kazimierz Świtoń, naprawiam telewizory w Katowicach i chcę dołączyć do głodówki. Wyjaśnił mi, że musi się ich spytać, czy mnie przyjmą, Barańczaka zabrał ze sobą. Po dłuższym czasie przyszedł i powiedział: bardzo się zastanawiali, czy pana przyjąć, ale ma pan szczęście, bo jest ich 12 i boją się nieszczęśliwej trzynastki. Będzie pan 14, bo nie mogą odmówić Barańczakowi, a on jest 13.

d1ub26e

Po zakończeniu głodówki Świtoń wrócił do Katowic. W niedługim czasie dostał wezwanie do Wydziału Przemysłu i Handlu Urzędu Miasta Katowic. Na spotkaniu był kierownik wydziału i dwóch esbeków, rozmowa przebiegała w miłej atmosferze. Złożono mu propozycję otrzymania nowego lokalu, o który ubiegał się od wielu lat. Były też oferty talonu na nowy samochód, jak i uzyskanie taniego kredytu w Banku Rzemieślniczym. Był tylko jeden warunek: zakończenie działalności.

Kryptonim "Emisariusz"

20 maja 1977 r. naczelnik Wydziału IV zatwierdził "Wniosek o wszczęcie sprawy operacyjnego sprawdzenia krypt. Emisariusz": 'Z posiadanych źródłowych informacji operacyjnych wynika, że ob. Świtoń Kazimierz jest autorem petycji do marszałka Sejmu PRL, w której wysuwa pod adresem władz państwowych cały szereg nieuzasadnionych żądań i bezpodstawnych twierdzeń. Insynuuje, że wierzący są dyskryminowani i wg niego, nie dopuszczani do stanowisk kierowniczych przez małą grupę gorliwych ateistów. Imputuje, że górnicy zmuszani do pracy w niedzielę, a młodzież wierząca jest dyskryminowana za swoje praktyki. Ob. Świtoń Kazimierz jest fanatykiem religijnym i usiłuje swoim światopoglądem wpływać na najbliższe otoczenie [...]. Z uwagi na szkodliwą społecznie i politycznie działalność ob. K. Świtonia podejmuje się wobec niego działania operacyjno-polityczne, które zostaną ujęte w planie przedsięwzięć sprawy operacyjnego sprawdzenia krypt. Emisariusz'.

Pierwsze działania były standardowe. Założono "podsłuch pokojowy", "podsłuch telefoniczny", w budynku po drugiej stronie ulicy SB wynajęła pokój, z którego prowadzona była obserwacja, założono kontrolę korespondencji wszystkich mieszkańców kamienicy, uruchomiono agenturę oraz wszelkie dostępne naówczas środki techniczne i działania stosowane w pracy operacyjnej. Zaangażowano w pracę wszystkie wydziały: "B" - do obserwacji figuranta oraz jego rodziny (nadano Świtoniowi odrębny pseudonim "Szmer"), wydział "T" do obsługi podsłuchów, wydział "W" do kontroli korespondencji i Wydział Śledczy. Wydział IV do walki z Kościołem, a następnie Wydział III KWMO w Katowicach do walki z opozycją bezpośrednio rozpracowywały Świtonia i jego rodzinę. Żadnej decyzji nie podejmowano jednak bez konsultacji z Departamentem III MSW. Tajnych współpracowników podzielono na kilka kategorii. Jedni mieli pisać skargi na usługi radiowo-telewizyjne świadczone przez zakład Świtonia (klienci punktu naprawy telewizorów), inni mieli
przychodzić do niego w różnych sprawach. Chodziło o to, by zająć jego czas (agentura spośród byłych działaczy NSZ, AK).

Przed wakacjami w 1977 r. Świtoń zakłada w swoim mieszkaniu Punkt Konsultacyjny Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Ogłasza w wychodzącym poza zasięgiem cenzury piśmie "Opinia", że każda osoba potrzebująca pomocy może zgłaszać się do niego w czwartki w godzinach. Oczywiście wszyscy przychodzący są legitymowani i nierzadko zatrzymywani przez funkcjonariuszy. W mieszkaniu odbywają się częste przeszukania, a sam główny bohater wielokrotnie trafia na czterdzieści osiem godzin do aresztu. Jednak był to fragment większej całości. Rodzina Świtoniów żyła w tym czasie z prowadzenia zakładu naprawy telewizorów. Takiej działalności nie dało się prowadzić bez samochodu. Trzeba było sprowadzać części zamienne z całej Polski. Bezpieka dobrze o tym wiedziała. Świtoniowie posiadali w tym czasie syrenkę. 17 czerwca 1977 r. funkcjonariusze SB postanowili przeprowadzić operację, która miała na celu odebranie Świtoniowi prawa jazdy.

d1ub26e

Z akt SB możemy się dowiedzieć, że przy współpracy z Wydziałem Kontroli Ruchu Drogowego prawo jazdy zatrzymano, a sprawę skierowano do Kolegium Karno-Administracyjnego. Szyki funkcjonariuszom miesza ogłoszona 22 lipca amnestia, która obejmuje wykroczenie Świtonia, jednak i w tej sytuacji znajdują oni wygodne rozwiązanie – decyzją kierownika Wydziału Komunikacji Urzędu Miejskiego w Katowicach Świtoniowi zostaje odebrane prawo jazdy na rok. Po tym okresie ma być skierowany na powtórny egzamin. Można by przypuszczać, że naruszył przepisy ruchu drogowego, jednak wątpliwości rozwiewa informacja zawarta w kolejnym dokumencie: "Jednocześnie nasze działania zmierzały będą w kierunku, by ktoś z członków jego rodziny nie uzyskał prawa jazdy w wypadku wszczęcia takich starań".

Odebranie prawa jazdy utrudniało pracę, ale jej nie uniemożliwiało. Dlatego zostaje przygotowana akcja odebrania koncesji na naprawę sprzętu RTV. Bezpieka uruchamia osobowe źródła informacji. W krótkim czasie do Cechu Rzemiosł oraz do Wydziału Handlu napływają listy, mówiące o niesolidności i złej jakości wykonywanych usług. Okazuje się, że cieszący się wcześniej dobrą opinią zakład od momentu zaangażowania się w działalność opozycyjną jego właściciela przestał dobrze funkcjonować. W wyniku donosów, potwierdzonych przez "podsłuch telefoniczny", SB uzyskuje informację, że proste naprawy są wykonywane przez synów Świtonia. Była to cenna wiedza, gdyż nie posiadali oni uprawnień. Tak było wszędzie, jednak nie wszyscy rzemieślnicy działali w opozycji. 6 grudnia 1977 r. ukazuje się w lokalnym dzienniku "Wieczór" artykuł pt. "Usługi bez jakości", w którym zakład Świtonia jest przedstawiony jako przykład niesolidnego wykonywania usług. Artykuł był apolityczny, pokazywał tylko przykład "brakoróbstwa". W tej sytuacji
na wniosek Cechu Rzemiosł Różnych Urząd Miejski 29 grudnia 1977 r. podejmuje "suwerenną" decyzję o cofnięciu prawa do wykonywania rzemiosła w zakresie teleradiomechaniki i wyznacza trzymiesięczny okres likwidacji zakładu.

W ciągu roku od napisania protestu w obronie robotników Ursusa i Radomia życie rodziny Świtoniów zmieniło się diametralnie. Ale pozbawienie prawa jazdy i możliwości wykonywania zawodu to dopiero "przedszkole" działań SB.

d1ub26e

Szykanowano całą rodzinę

W katowickim archiwum IPN zachowały się dziesiątki tomów akt wyprodukowanych przez bezpiekę na okoliczność działalności Świtonia, a właściwie represji wobec niego i całej jego rodziny. Są to dokumenty porażające, ukazujące istotę totalitaryzmu mogącego z pełną premedytacją zniszczyć człowieka, który mu się przeciwstawia. "Klasyczne" działania nie wystarczają, trzeba pokazać, że przeciwko władzy ludowej może występować tylko osoba niezrównoważona psychicznie, która nie umie zarobić na utrzymanie rodziny. Obraz wyłaniający się z akt ukazuje ogrom działań, w wyniku których rodzina Świtoniów ma znaleźć się na marginesie życia. Trudno zdecydować się na wybranie konkretnego dokumentu, gdyż sama sprawa "Emisariusz" liczy trzydzieści cztery tomy.

Analizując dokumenty SB omawiające działania z okresu pierwszych miesięcy 1978 r., widzimy wyraźnie, że represje wobec najbliższej rodziny oraz otoczenia stanowią dla funkcjonariuszy priorytet: "[...] w stosunku do K. Świtonia przeprowadzono szereg działań mających na celu: wprowadzenie go w stan załamania psychicznego i nerwowego; skłócenie go z sąsiadami, najbliższą rodziną i znajomymi; kompromitowanie jego oraz rodziny w najbliższym otoczeniu. Doprowadzenie do zatargu z właściwą administracją budynków, przejmowanie nielegalnie wydawanej literatury będącej w jego posiadaniu".

Dokument jest na tyle obszerny, że nie można go przytoczyć w całości. Wszystko jest w nim dokładnie rozpisane. Do Doroty Świtoń wysyłano anonimowe listy, mające negatywnie nastawić ją do działalności męża, prowadzono działania operacyjne kompromitujące rodzinę Świtoniów, do których wykorzystano fakt niemieckiego pochodzenia Doroty Świtoń. Jednak szczególnie bulwersujące były działania mające na celu "wywołanie stanu depresji psychicznej, zdenerwowania". Przekazano informacje do częstochowskiej SB w sprawie mieszkającego wraz z żoną w Częstochowie Jana Świtonia, w wyniku których "udało się pogłębić rozdźwięki w jego rodzinie". Przekazano informację o posiadaniu przez niego wiatrówki bez wymaganego zezwolenia, "co zostanie wykorzystane do sporządzenia wniosku do Kolegium ds. Wykroczeń". Córkę Ewę skreślono z listy kadry narodowej juniorów w pływaniu i "zasugerowano zwiększenie wymagań w zakresie nauki w stosunku do Ewy, co w konsekwencji winno doprowadzić do jej usunięcia ze szkoły". Co prawda to się nie
udało, ale egzaminu maturalnego z propedeutyki nie zdała. To tylko część działań wobec członków rodziny. Już wcześniej, jak wynika z meldunku operacyjnego z 6 lipca 1977 r., dotyczącego ubiegającego się o przyjęcie na studia syna Benedykta: "Podjęto działania operacyjne zmierzające do nieprzyjęcia w/w w poczet studentów Uniwersytetu Śląskiego". Z kolejnych meldunków dowiadujemy się, że działania bezpieki przyniosły skutek i zamiast na studia dostał się do zasadniczej służby wojskowej: "z naszej inspiracji Wojewódzki Sztab Wojskowy w dniu 27.07 br. wezwał w celu uzupełnienia ewidencji syna figuranta, Benedykta. Uzgodniono również, że w październiku br. powołany on zostanie do odbycia zasadniczej Służby Wojskowej".

d1ub26e

30 listopada 1977 r. pod zarzutem kradzieży pierścionka i pieniędzy zostali aresztowani Ryszard i Piotr Świtoniowie. Ich matka tak wspomina ten moment: Sprawa z pierścionkiem to był szok nie dla mnie, ale dla wszystkich ludzi. Jak oni ich haniebnie wyprowadzali, ośmiu policjantów. Przyszli rano o 7 godzinie, wyciągnęli z łóżka i skuli. Mieliśmy przeszukanie wszystkich, nawet najmłodszej córce, która miała jedenaście lat, zrobili rewizję. [...] miałam anonimowe telefony co 10 minut, w których ciągle ktoś śpiewał "Złoty pierścionek...". Ryśkowi powiedzieli, że jak się przyzna, że ukradł pierścionek, to zwolnią Piotra. Za dwa dni zobaczył, że Piotr też siedzi. Sprawa była bardzo dziwna, bo według akt SB Ryszard ukradł pierścionek, Piotr go sprzedał, a znalazł się człowiek, który go kupił, i nawet dziewczyna, która otrzymała go w prezencie. Jednak samego pierścionka nie można było zlokalizować i były duże rozbieżności co do jego wyglądu.

Pierwszy w Polsce

W sytuacji totalnego osaczenia, pozostając właściwie bez środków do życia, Kazimierz Świtoń wraz czterema osobami zakłada Komitet Pracowniczy Wolnych Związków Zawodowych. Była to moja inicjatywa, do tego przekonałem Kściuczka i w pierwszej fazie również Pinesa. Oni przychodzili od dłuższego czasu na spotkania Punktu Konsultacyjnego ROPCiO w moim mieszkaniu. Na dole była obstawa, każdy wychodzący był wieziony na Kilińskiego, gdzie była wtedy Komenda. Tam każdy był "maglowany" przez nich w różny sposób. Niektórzy się wystraszyli i poszli na współpracę, inni się nie wystraszyli i przychodzili ponownie na spotkanie. Po dwóch, trzech razach jak przyszli, to już nie byli zatrzymywani. Z tych ludzi powstała czołówka wolnych związków. Byli to Roman Kściuczek, Ignacy Pines, Tadeusz Kicki, Władysław Sulecki. Potem włączył się w to również mój syn Jan. Tak powstały pierwsze w PRL niekomunistyczne związki zawodowe. Jak wspomina Michał Smolorz w książce "Cysorz": "Nagle i niespodziewanie na horyzoncie wydarzeń pojawił
się Kazimierz Świtoń, tworząc pierwszy w Polsce Komitet Wolnych Związków Zawodowych. Nikomu w KW nie chciało się wierzyć w informacje przekazane z SB. [...] Baliśmy się powiedzieć o tym Grudniowi. [...] Nie było odważnego, który chciałby zakłócić z takim trudem wypracowany spokój wewnętrzny naszego przywódcy. Prawdopodobnie napomknął o tym dopiero ktoś z radzieckiego przedstawicielstwa konsularnego [...] wiedziałem, co uderzyło go najbardziej. Bynajmniej nie sam fakt, że ktoś burzy mu porządek w królestwie, lecz że robi to jako pierwszy w Polsce. [...] Świtoń zepsuł mu humor i zdrowie na wiele miesięcy. Nie wiem, czy z tego powodu, czy może z innego, dość że nasz szef wkrótce nabawił się zawału".

Działania represyjne wobec Świtoniów, jak i pozostałych działaczy WZZ, nasilały się. Inwigilacja była tak silna, że WZZ właściwie nie były w stanie zaistnieć w zakładach pracy. Kazimierz Świtoń jest coraz częściej zatrzymywany na 48 godzin. Nie pamiętam, czy były to Święta Bożego Narodzenia, czy Wielkanoc - byliśmy sami, bo mąż siedział. Chciało mi się ryczeć, bo męża nie ma, bo chłopców nie ma. Jednak był Janek, synowa, Gośka i Ewa. Powiedziałam dzieciom, aby otworzyły okna, bo będziemy śpiewać na cały głos "My chcemy Boga". Tak zrobiliśmy, aż sąsiad przyszedł i pytał, co się u nas dzieje. Oni zobaczyli, że nikt się tutaj nie załamuje. A trudno było się nie załamywać. Piotr dostał dziewięć miesięcy, a Ryszard rok pozbawienia wolności.

d1ub26e

Dodatkowo po opuszczeniu zakładu karnego Piotra nie przyjęto z powrotem do liceum. Kiedy dzień po wyjściu z więzienia udał się wraz z ojcem na rozmowę do dyrektorki liceum Stefanii Izydorczyk, okazało się, że: "[...] został dyscyplinarnie skreślony z listy uczniów, na skutek nagminnego opuszczania zajęć szkolnych oraz braku postępów w nauce i w związku z tym nie może być powtórnie przyjęty". To dość kuriozalne, bo trudno uczęszczać do szkoły będąc więźniem, trudno też o jakiekolwiek postępy w nauce. Do pełnego obrazu należy dodać zatrzymanie jedenastoletniej Małgorzaty podczas głodówki w intencji uwolnienia braci z więzienia i pogróżki, że dobiorą się do niej jak już będzie pełnoletnia.

W październiku 1978 r. zapadła decyzja o całkowitym spacyfikowaniu działalności WZZ. Kściuczek i Świtoń znaleźli się w aresztach. W przypadku pierwszego z nich Kolegium ds. Wykroczeń orzekło trzymiesięczny areszt za niedopełnienie obowiązku rozbiórki kurnika. Świtoń natomiast trafił do aresztu na dwa miesiące za... wywoływanie zbiegowiska. 14 października 1978 r., gdy wraz z żoną opuszczał kościół pw. Piotra i Pawła, został napadnięty przez czterech mężczyzn: Kiedy wraz z żoną opuściliśmy kościelny dziedziniec, doskoczyło do nas czterech rosłych cywilów, zaczęli mnie okładać pięściami, a kiedy upadłem na ziemię, również kopać. Esbecy maltretowali mnie do momentu, aż straciłem przytomność. Ocknąłem się w areszcie na ulicy Kilińskiego. Niedługo zostaje mu postawiony kolejny zarzut "czynna napaść na czterech funkcjonariuszy MO". Świtoń mający 171 cm wzrostu i wagę ok. 70 kg miał pobić czterech rosłych funkcjonariuszy i jeszcze zdemolować samochód. Żona tak wspomina to wydarzenie: [...] byliśmy na placu
kościelnym - naraz dwóch czy trzech skoczyło z tyłu na męża i chwycili go za kark. [...] A śmierdzieli alkoholem. Dwóch mu wykręciło ręce, a jeden pchał za kark. Ja bez przerwy szarpałam jednego milicjanta. Wyciągnęli nas za bramę i wtedy się zaczęło. Nie miałam już siły. Mało nie wyleciałam na ulicę. Przybiegłam do domu i obudziłam Janka, mówiąc, że ojca biją. Janek w samych slipkach poleciał przez podwórko, a ja za nim. [...] Jak wyszliśmy za bramę, to zobaczyliśmy, że w samochodzie milicyjnym tylko nogi było widać i tak latały te nogi. Janek chwycił za cegłę i powiedział, że ich zabije. Powiedziałam Jankowi, że ci milicjanci to są jak hitlerowcy. [...] W związku z tą sprawą o pobicie milicjantów to poszłam z córką do biskupa. Chciałam, żeby ogłosił na ambonie, aby ci, co widzieli, zgłosili się jako świadkowie. Biskup, trzymając mnie za rękę powiedział: 'Nie, ja nie mogę, ale będę się modlił za niego'. A moja Ewa zdenerwowała się i powiedziała: 'Puść pan rękę mojej mamy!!! Ona nie potrzebuje teraz
modlitwy, ona potrzebuje teraz świadków'. I wyszłyśmy stamtąd
.

Tak ziściły się marzenia

2 marca 1979 r. w Sądzie Rejonowym w Katowicach odbyła się rozprawa Kazimierza Świtonia, oskarżonego o czynną napaść na funkcjonariuszy będących na służbie. Chyba nigdy w historii Katowic nie przeprowadzono tak szeroko zakrojonej operacji zabezpieczającej. Zostali w nią zaangażowani prawie wszyscy funkcjonariusze SB, nie tylko operacyjni, ale również Wydziału Kryminalnego, Przestępczości Gospodarczej, Kadr. Działaniami objęto pociągi i autobusy przyjeżdżające od 4.40 do 13. Funkcjonariusze wyposażeni byli w pałki służbowe. Na każdy przyjeżdżający pociąg oddelegowano sześciu, na PKS po trzech. Stworzono sieć łączności i punkty obserwacyjne, znajdujące się w radiowozach. Spośród osób, które przyjechały na rozprawę, zatrzymano m.in. Adama Wojciechowskiego i Andrzeja Woźnickiego.

d1ub26e

Świtonia skazano na rok więzienia i 12 tysięcy złotych grzywny. Wyrok nie był jednak prawomocny i dzień później wypuszczono go do czasu rozprawy rewizyjnej, która nigdy się nie odbyła. Prawdopodobnie wpływ na tę decyzję miało podjęcie ogromnej akcji w jego obronie przez środowiska KSS KOR, ROPCiO i SKS. Do Katowic przyjeżdżały grupy ulotkowe z Warszawy, Krakowa i innych miast. Powstała "Biała księga", opisująca represje wobec Świtonia i jego rodziny. Poprzez RWE społeczeństwo dowiadywało się o represjach i działalności WZZ. W ciągu kolejnych miesięcy Służbie Bezpieczeństwie udało się skłócić Świtonia z Kściuczkiem. Ciągłe szykany spowodowały też wyjazd Władysława Suleckiego do RFN. Świtoń zostaje praktycznie sam, ale bezpieka nie daje mu o sobie zapomnieć. Bezustannie jest zatrzymywany na 48 godzin przy próbach wyjazdu poza Katowice i omal każdym powrocie. Częste rewizje, w tym również nocne, przypominają mu, że władza ludowa tak łatwo nie odpuszcza.

Czwartkowe spotkania w mieszkaniu przy ulicy Mikołowskiej 30/7 odbywają się nadal. Przychodzący są legitymowani, zatrzymywani, wywożeni do komendy MO. Tym niemniej zdarzają się przypadki, że osobom zgłaszającym się po pomoc, w zamian za skorzystanie z oferty złożonej przez SB dotyczącej zerwania kontaktów z WZZ, udaje się załatwić sprawy pracownicze.

Nadchodzi sierpień 1980 r. Podczas trwania strajków pan Kazimierz zostaje zatrzymany: Komendant powiedział mi, że będę zwolniony. Stwierdziłem, że to ciekawe, bo zwykle areszt trwa 48 godzin. Szkoda mi było wychodzić, bo złodzieje ciekawe mówili informacje o tym, w jaki sposób wynosili to mięso. Komendant wyprowadził mnie z celi i zaczął mnie błagać: 'Pan musi wyjść, bo władze każą pana zwolnić'. Jeden mi zakłada płaszcz, drugi sznuruje buty. Wszystko po to, abym jak najszybciej wyszedł. [...] Powiedzieli, że mam nie wychodzić z domu, bo inaczej znowu zabiorą mnie na komendę.

W nocy z 4 na 5 września pod dom Świtoniów przyjeżdża samochód z delegacją z Huty Katowice. W ten sposób zostaje wyrwany z aresztu domowego i trafia do huty, a tam do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Tak ziściły się marzenia o Wolnych Związkach Zawodowych, z których wyrosła dziesięciomilionowa "Solidarność".

Obecnie Kazimierz Świtoń ma 77 lat, mieszka w tym samym mieszkaniu razem z żoną Dorotą. Premier Jarosław Kaczyński przyznał mu rentę specjalną, która wraz z emeryturą wynosi 1800 zł. W udostępnionych przez IPN aktach doszukał się ponad 250 tajnych współpracowników, z czego ujawniono nazwiska ponad czterdziestu. Esbeków właściwie nie trzeba liczyć, wszyscy pracujący pod koniec lat 70. w Katowicach byli zaangażowani w rozpracowanie WZZ oraz rodziny Świtoniów.

Monika Kobylańska, Przemysław Miśkiewicz

Wypowiedzi Kazimierza i Doroty Świtoniów pochodzą z niepublikowanej relacji, spisanej przez Monikę Kobylańską.

"21 lutego 1978 roku w Katowicach w mieszkaniu Kazimierza Świtonia przy ul. Mikołowskiej 30/7 powstał pierwszy w PRL Komitet Wolnych Związków Zawodowych. Fakt ten był kolejnym krokiem po powstaniu opozycji demokratycznej na długiej drodze odzyskiwania niepodległości przez Polskę, a wraz z nią przez inne kraje bloku wschodniego. Był to również ważny etap na drodze do powstania niezależnego ruchu związkowego, którego ukoronowaniem było powstanie w 1980 r. Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego 'Solidarność'. Wydarzenie to zasługuje na upamiętnienie. Dlatego też uczestnicy konferencji zorganizowanej z okazji trzydziestej rocznicy powstania śląskich WZZ zwracają się z propozycją umieszczenia na budynku przy ul. Mikołowskiej 30 tablicy o treści: W TYM DOMU W MIESZKANIU KAZIMIERZA ŚWITONIA UTWORZONO W LUTYM 1978 R. PIERWSZE W PRL WOLNE ZWIĄZKI ZAWODOWE".

Tej treści tekst został przyjęty przez aklamację przez uczestników konferencji, która odbyła się 21 lutego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Konferencji skutecznie zamilczanej zarówno przez media regionalne, jak i ogólnopolskie. Zamilczanej nie tylko ze względu na poprawność polityczną, ale głównie z powodu braku wiedzy co do wagi wydarzenia, które miało miejsce w Katowicach trzydzieści lat temu.

Świtoń Kazimierz, ur. 4 sierpnia 1931 w Katowicach Absolwent szkoły zawodowej w Katowicach, elektromonter. W maju 1977 uczestnik protestu głodowego zorganizowanego w kościele św. Marcina w Warszawie. W czerwcu 1977 założyciel Punktu Konsultacyjno-Informacyjnego ROPCiO. Wielokrotnie zatrzymywany i przesłuchiwany. 21 lutego 1978 założyciel pierwszego w Polsce Komitetu Wolnych Związków Zawodowych. Od sierpnia 1978 członek redakcji miesięcznika "Ruch Związkowy". W październiku 1978 dotkliwie pobity przez nieumundurowanych funkcjonariuszy przed kościołem pw. św. św. Piotra i Pawła w Katowicach, aresztowany i oskarżony o pobicie milicjantów. 2 marca 1979 skazany na rok więzienia, dzień później zwolniony warunkowo do czasu rozprawy rewizyjnej. W l. 1978-1979 członek Rady Sygnatariuszy ROPCiO. W maju 1979 uczestnik głodówki w bazylice Matki Boskiej Piekarskiej w Piekarach Śląskich, a w maju 1980 w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej. Sygnatariusz Karty Praw Robotniczych. 4 września 1980 wchodzi w skład MKS
Huty Katowice, potem sekretarz MKR Katowice, następnie sekretarz Zarządu MKZ Katowice. Od lipca 1981 członek ZR Śląsko-Dąbrowskiego, delegat na I KZD w Gdańsku. Internowany 13 grudnia 1981, zwolniony w lutym 1982 ze względu na stan zdrowia. 4 grudnia 1983 aresztowany podczas próby wmurowania tablicy upamiętniającej śmierć górników w KWK "Wujek", zwolniony ze względu na stan zdrowia; sprawę umorzono na mocy amnestii. W l. 1988-1989 członek RKW Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. W marcu 1988 założyciel Komitetu Budowy Pomnika Górników Poległych 16 grudnia 1981. W l. 1991-1993 poseł na Sejm RP z listy Górnośląskiej Chrześcijańskiej Demokracji. Od 1982 na rencie inwalidzkiej, później na emeryturze.

d1ub26e
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1ub26e
Więcej tematów