PolskaNajlepsze są małe kina

Najlepsze są małe kina

Małe kina wracają do łask. W Warszawie pojawiły się Etnokino, Alchemia i nowa Luna. W Paradiso trwa remont, planuje się reaktywację Warsa. Ekrany pojawiają się coraz częściej w muzeach, klubach i kawiarniach. Wielbiciele ambitnych filmów też chcą mieć swoje kina.

Najlepsze są małe kina
Źródło zdjęć: © WP.PL

13.11.2009 | aktual.: 16.11.2009 12:29

Najlepsze te małe kina, gdzie wszystko się zapomina - pisał K.I. Gałczyński. - Klimat jest niesamowity, inni ludzie przychodzą, inne filmy są grane. Można spotkać się z reżyserem, właściciel powie kilka słów, których nie przeczytamy w żadnej recenzji - mówi kinoman Radek Kucharski. W multipleksie był tylko raz. I doszedł do wniosku, że jest tam za głośno i zbyt masowo. - W mniejszych kinach filmy grane są nieraz z opóźnieniem, ale to nie ma znaczenia. Reklamowane są przeważnie wysoko-budżetowe premiery, a małe, niejednokrotnie lepsze produkcje można oglądać jedynie na niezależnych ekranach. Czasem składaliśmy się z kolegami na dziesięć biletów, żeby puszczono film - wspomina Radek.

Ale żeby kino z duszą przyciągnęło widzów, musi trafić w dobre ręce. Zarówno znawców filmu, jak i operatywnych menedżerów. Dobrym rozwiązaniem jest założenie fundacji, dzięki czemu można się starać o środki miejskie czy unijne przeznaczone na kulturę. Fundacja "Filmowa Warszawa" od wakacji prowadzi Etnokino w Państwowym Muzeum Etnograficznym na Kredytowej, a od roku Alchemię na Starówce w Stołecznym Centrum Edukacji Kulturalnej przy ulicy Jezuickiej. Korzysta z dofinansowania Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej i Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych.

Tu będzie kino za 4,99 zł

Alchemia ma rzeczywiście magiczny klimat. Już wieczorny spacer krętymi uliczkami Starówki nastraja baśniowo. Kiedy docieramy na miejsce, nastrój trochę pryska, bo kameralna kinowa salka na sto miejsc znajduje się na piętrze domu kultury, a na ścianach korytarza wiszą dziecięce obrazki. Po chwili pojawia się Paweł Szyprowski, który nie tylko sprzedaje bilety, ale także zawiaduje licznymi projektami, takimi jak "Lupa Obscura - Kino i Gender", "Malowanie po ekranie" dla dzieci, edukacji filmowej czy "Spotkaniami z Markiem Hłaską". - Chodzi o to, by przyciągnąć ludzi czymś innym niż tylko gadżety i popcorn - mówi. - To, że nie jesteśmy związani z dużymi dystrybutorami, daje nam swobodę w wyborze repertuaru i możliwość organizowania cykli filmowych, retrospektyw autorskich. Staramy się trafiać do osób, które szukają w kinie nie tylko rozrywki. Ze względu na cenę i położenie kina trafiają do nas także osoby starsze. Dla nich wprowadziliśmy tanie wtorki, kiedy za seans trzeba zapłacić jedyne 4,99 zł.

Pełną parą ruszyła także Kultura przy Krakowskim Przedmieściu, która trafiła w ręce Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Od wiosny wyremontowane kino działa w nowej formule. "Bez reklam i popcornu", jak zapewnia SFP. Ostatnio gościł tu festiwal filmów rosyjskich Sputnik. - Chcemy szczególnie wspierać młodych polskich twórców, dlatego to u nas odbyła się ostatnio premiera "Demakijażu", w którym jedną z etiud nakręciła piosenkarka i reżyserka Marysia Sadowska - opowiada Joanna Skierska, dyrektor Działu Sieci Kin SFP.

Jest także szansa na reanimację kina Wars, które na Rynku Nowego Miasta przez kilkanaście lat prowadził Gutek Film. Kino należało wtedy do Max Filmu. Następnie jego budynek przejął deweloper, który jednak zgodził się odstąpić go miastu za inną parcelę.

Obecnie Warsem zainteresowany jest dystrybutor filmowy, firma SPI. Miasto planuje natomiast przeniesienie tu teatru Kwadrat. Już w sobotę 14 listopada kino ożyje po sześciu latach milczenia. Rada mieszkańców oraz deweloper, firma Serenus, zgodzili się na zorganizowanie w kinie festiwalu "Niewinni czarodzieje", który jest poświęcony Warszawie lat 50. i 60. Rozwiązanie konkursu na etiudę o Marku Hłasce oraz koncert Fisza i Emade sprawią, że klimatyczne kino zatętni życiem. - Oczywiście filmy nie będą wyświetlane na ekranie, który uległ zniszczeniu, tylko na specjalnych ekranach z rzutników - mówi Anna Piekarska z biura festiwalowego. - W ten sposób Wars otwarto na wydarzenia kulturalne, które do czasu rozstrzygnięcia jego dalszych losów mogą się tu odbywać. Pytanie tylko, dlaczego tak późno? I czy warto kino przerabiać na teatr?

- Na remont Warsa potrzeba co najmniej 20 milionów złotych - mówi Roman Gutek. - Dlatego sceptycznie podchodzę do informacji, że kino odrodzi się z popiołów. Wars mógłby zostać kinem dofinansowywanym przez miasto, pokazywać ambitne filmy bez konieczności liczenia się z każdym groszem. Do tego jednak potrzebna jest odpowiednia polityka Warszawy. A tej na razie brak.

Znane i lubiane przez Warszawiaków jest pierwsze kino Romana Gutka Muranów. Obiekt przy placu Bankowym gościł liczne festiwale (np. Festiwal Filmów Latynoamerykańskich, Kino w Pięciu Smakach) i prezentował starannie wyselekcjonowane premiery kina artystycznego i autorskiego. Szybko stał się miejscem kultowym i przywrócił mieszkańcom stolicy wiarę w ambitne seanse. - Takie właśnie funkcje powinno spełniać kino miejskie z prawdziwego zdarzenia - konkluduje Roman Gutek - Czekamy na zmianę polityki ratusza, żeby warszawiacy mieli szeroki wachlarz oferty filmowej i nie musieli wybierać pomiędzy multipleksami a małymi salkami w domach kultury.

Historia Świtu na Targówku pokazuje, że nawet z małego, podupadającego kina z dala od centrum można stworzyć interesujące miejsce dla kinomana. - Zawsze lubiliśmy tu przychodzić, nawet gdy byliśmy jedynymi widzami - mówi Mila Rożej i Rafał Komisarz, para mieszkająca na Bielanach. - Nie przeszkadzały nam wcale trzeszczące fotele czy kiepska jakość taśmy filmowej.

Teraz Świt wypiękniał, chwali się, że jest "pierwszym kinem cyfrowym na Targówku". Oferuje nowoczesną salę na 320 miejsc i dźwięk Dolby Stereo. Należy do Sieci Kin Studyjnych, co pozwala zdobywać dodatkowe fundusze. W listopadzie Świt zaprasza na Festiwal Filmów o Tematyce Żydowskiej (24-29), Retrospektywę Piotra Szulkina (21-22), a w zeszłym tygodniu gościł Festiwal Filmów Dokumentalnych "Tranzyt objazdowy". Proponuje też Kino Złotego Wieku dla najstarszych i Kino Małego Widza dla najmłodszych miłośników kina.

- Właściciele małych kin z reguły dysponują dwiema, czasem jedną salą - mówi Agnieszka Wiśniewska, członkini "Krytyki Politycznej", zajmująca się tematyką filmową. - Muszą bardziej się starać, by zdobyć publiczność, niż właściciele multipleksów, którzy w każdej sali mogą puścić inny film. Stąd różne festiwale, przeglądy autorskie, retrospektywy. Prowadząc małe kino, nie można spocząć na laurach. Raz podczas jednego z takich festiwali zerwała się taśma filmowa. Poszłam z reklamacją do pana, który puszczał film, i dostałam bilety na kolejne dwa seanse. Od kameralnego kina nie oczekujemy najwyższej jakości technicznej, tylko ciekawych propozycji i współpracy z kinomanami.

Kilka seansów z rzędu

Ile razy wychodziliśmy z kina z kwaśną miną, bo film okazał się kiepski, a dwadzieścia parę czy nawet trzydzieści złotych mogliśmy zainwestować lepiej, kupując choćby książkę? W kameralnych przybytkach X muzy, prowadzonych przez znawców kinematografii, mniej ryzykujemy. A 5 czy 10 złotych nie jest już tak dużym wydatkiem. Niskie ceny pozwalają odkryć na nowo magię kina emerytom, cieszą studentów. A prawdziwi kinomaniacy dzięki temu mogą pozwolić sobie na obejrzenie kilku seansów z rzędu.

- Można cały dzień spędzić w kinie - cieszy się Ewa Szulc, studentka polonistyki, która dzięki poniedziałkom za pięć złotych w Lunie na Marszałkowskiej odrobiła lekcje z klasyki filmowej i jest na bieżąco z najlepszymi europejskimi filmami.- W poniedziałek często spotykam w tym kinie znajomych. Idę sama, a tu okazuje się, że kilku przyjaciół wpadło na ten sam pomysł. Cieszę się, że Luna nadal istnieje. Choć zmieniła właściciela, nie zrezygnowała z ambitnego repertuaru i niskich cen.

Klasykę pokazuje również Iluzjon Filmoteki Narodowej, który niedawno zmienił siedzibę i przeniósł się do Biblioteki Narodowej. - To kino dysponuje ogromnym archiwum klasyki. Swój potencjał powinno bardziej wykorzystać, by uczyć młodych kina. Tymczasem często pokazuje filmy zbyt specyficzne - np. amerykańską komercyjną klasykę z lat 70. - uważa Ewa Szulc.

Justyna Jabłońska z Iluzjonu opowiada o konsultacjach społecznych przeprowadzonych wśród mieszkańców Warszawy na temat modernizacji kina. Zapowiada, że za dwa lata stare polskie i zagraniczne filmy obejrzymy z powrotem w kultowej siedzibie przy ul. Narbutta. - Wszyscy chcą, by kino odbudowano w klimacie retro, żeby nie stało się kolejnym bezdusznym, nowoczesnym obiektem.

Kino w teatrze, muzeum i galerii

Istnieją miejsca, w których za seans zapłacimy złotówkę, a nawet wejdziemy za darmo. W galerii Zachęta co pewien czas odbywają się projekcje związane z konkretnymi wystawami. Trzeba jednak uważać, bo dla niezainteresowanych tematem takie filmy mogą okazać się nudne, a i jakość dźwięku i obrazu pozostawiają często sporo do życzenia.

W Centrum Sztuki Współczesnej działa Kino.Lab, gdzie za 10-12 zł można zobaczyć kino polskiej i światowej awangardy, sztukę wideo, dokument i ambitną animację, a więc to, co pomijają multipleksy.

W TR Warszawa - czyli dawnym Teatrze Rozmaitości - raz w miesiącu za złotówkę obejrzymy premierowe lub przedpremierowe pokazy kina światowego, w tym miesiącu np. "Ricky" - nowy film Francois Ozona. Filmy można także oglądać w Nowym Teatrze Krzysztofa Warlikowskiego oraz Nowym Wspaniałym Świecie - niedawno otwartej kawiarni, którą prowadzi środowisko "Krytyki Politycznej". Na razie udostępnia lokal Towarzystwu Inicjatyw Twórczych "ę" oraz DKF Subwersja, prowadzonemu przez krytyka filmowego Bartosza Żurawieckiego. W przyszłości chce mieć własne minikino.

Muzeum Powstania Warszawskiego zaprasza na cykl "Filmowa Warszawa", podczas którego w towarzystwie artystów i varsavianistów będzie można poznać np. kryminalne oblicze stolicy. Etnokino w Muzeum Etnograficznym w ten poniedziałek kusi gratisowym pokazem najlepszych filmów krótkometrażowych z całego świata.

Zamiast biletu piwo albo kawa

Jeśli nie możesz zdecydować się, czy spędzić wieczór w klubie, czy w kinie, wybierz dwa w jednym. W trakcie seansu będziesz mógł wypić spokojnie małą czarną, a po nim podyskutować ze znajomymi, a nawet potańczyć.

W zeszłym tygodniu działalność zainaugurował Klub Filmowy "Powiększenie", który mieści się w lubianej przez studentów "imprezowni" przy Nowym Świecie o tej samej nazwie. Repertuar retro: film "Koniec nocy" ze Zbyszkiem Cybulskim rozpoczął cykl "Przetrwać w mieście". Prelekcja oraz dyskusja z udziałem filmoznawczyni Iwony Kurz i socjologa Alberta Jawłowskiego pozwoliła klubowiczom lepiej zrozumieć obraz. - Na dyskusję przyszli nawet ci, którzy nie oglądali seansu - mówi Monika Zarzycka, organizatorka imprezy. - Następny seans 10 listopada, będzie francuski film "Nienawiść". Dzięki dofinansowaniu miasta za darmo.

- W klubie czy kawiarni nie zawsze jest wygodnie, a jakość projekcji może pozostawiać wiele do życzenia - mówi Zarzycka. - Ale atmosfera jest bardziej wyluzowana, no i możemy połączyć spotkanie z przyjaciółmi z seansem filmowym.

DKF na własnej kanapie

Ewa Szulc co dwa tygodnie bierze udział w Dyskusyjnym Klubie Filmowym, który działa… w mieszkaniu jej przyjaciółki. - "Sala kinowa" może pomieścić 20 osób. Filmy oglądamy z rzutnika - opowiada Ewa. - Kolega, który jest doktorantem i prowadził kiedyś uniwersytecki DKF, wygłasza wstęp, dzięki któremu lepiej zrozumiemy dzieło. Sami również przygotowujemy się "do zajęć", szperamy w internecie, by dowiedzieć się więcej, np. o rosyjskim filmie z lat 70. "Tak tu cicho o zmierzchu", który nigdy nie był wyświetlany na polskich ekranach. Po seansie oczywiście jest dyskusja. Wiadomo, że część znajomych robi sobie przy okazji żarty, więc atmosfera jest bardzo swobodna. Zazwyczaj też wspólnie gotujemy. Nasza gospodyni myśli nawet nad przemeblowaniem salonu, żeby lepiej niż dziś spełniał funkcję sali kinowej.

- Teraz większość ludzi stać na telewizor z dużym panoramicznym ekranem albo projektor - mówi Agnieszka Wiśniewska. - Taki odbiór nie różni się od tego w klubie czy pubie. Teoretycznie zgodę na domowy DKF powinien wyrazić twórca filmu. Ale to tak, jakby George Michael miał wyrazić zgodę na puszczenie płyty na domowej imprezie.

- Kino wychodzi do ludzi - mówi antropolog filmu Monika Zarzycka, która prowadzi także m.in. zajęcia filmowe w Kino.Labie, a wcześniej w małym kinie przy Leicester Square w Londynie. - Przybiera różne formy. Trafia do galerii, muzeów, klubów. Musimy iść z duchem czasu i podążać za zmianami - mówi Zarzycka. Ale wciąż ulegamy magii dużego ekranu. Mniej zwracając uwagę na to, jak bardzo jest on duży, a bardziej na atmosferę, na to, co oglądamy, i fakt, że robimy to w towarzystwie podobnych nam wielbicieli X muzy. - Ja mogę się obyć w domu bez telewizora - konkluduje Kucharski. - Ale do kina pójść muszę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)