Nagonka na wileńskich Polaków
- Polska mniejszość na Litwie nie może mieć lepiej niż litewska w Polsce - twierdzili litewscy politycy, popierający antypolskie ustawy o szkolnictwie, polskich nazwiskach i podwójnym nazewnictwie na Wileńszczyźnie. Tyle tylko, że Litwini w Polsce mają to wszystko czego odmawia się Polakom, a rzekome "wyrównywanie" jest postrzegane przez polską mniejszość jako nagonka i jawne represje.
19.04.2011 | aktual.: 20.04.2011 08:58
Nagonka na wileńskich Polaków obecna jest praktycznie we wszystkich mediach litewskich. Portale internetowe i poczytniejsze dzienniki z lubością publikują artykuły przesiąknięte nacjonalistycznymi, populistycznymi i antypolskimi sformułowaniami, których nie powstydziłby się Goebbels czy Trocki. Wywołują one coraz bardziej radykalne i jednoznaczne nastroje czytelników, którzy dają upust swym emocjom pisząc skrajnie, radykalne i agresywne komentarze.
Budowanie politycznego zaplecza na wywoływaniu skrajnych emocji potencjalnego elektoratu nie wróży w dłuższej perspektywie niczego dobrego. Nie przebrzmiały jeszcze echa, nie tak znowu starej litewskiej piosenki: "Oj my bracia, co zrobimy, gdy Polaków zobaczymy...", a media litewskie karmią już litewską opinię publiczną informacjami o rzekomych dążeniach wileńskich Polaków do autonomii czy o nacjonalistycznie anty-litewskiej edukacji dzieci w polskich szkołach.
Jesteśmy Litwini, to i mamy po litewsku
By dolać przysłowiowej oliwy do ognia - nie rzadko podawane są także informacje o rzekomo nieporównywalnie gorszej sytuacji mniejszości litewskiej w Polsce - w Puńsku (lit. Punskas) na Sejneńszczyźnie, rzec by można w stolicy polskich Litwinów, w którym stanowią ponad 75% wszystkich mieszkańców.
W dzisiejszej sytuacji trudno jest sobie wyobrazić jedynie (!) polskie napisy w centrum podwileńskich miasteczek (o Wilnie aż strach pomyśleć). Jednak w Puńsku nikt praktycznie nie zwraca już na to uwagi, poza przyjeżdżającymi tu z rzadka turystami z innych regionów Polski. Litewscy politycy, publicyści i dziennikarze zdaje się do Puńska nie jeżdżą. Rzeźbiony słup z napisem "Punskas 1597" stojący na rynku przed kościołem przypomina o ponad czterechsetletniej historii miejscowości.
Naprzeciwko, przy ul. Mickiewicza-Mickeviciusa (na niektórych domach tabliczki z nazwą ulic wyłącznie po litewsku) - wiejska knajpka - "Pabas Omega". Kilku lekko wstawionych, jak widać stałych klientów, kończy dopijać Żubra. - Jesteśmy Litwini, to i mamy po litewsku. Wolno. Demokracja jest, każdy robi jak uważa. Ja powiesiłem (tabliczkę z nazwą ulicy w języku litewskim - MR) i mam. Sąsiad, też Litwin, nie powiesił. Jego sprawa - stwierdza zapytany o litewskojęzyczne napisy w mieście.
Polakom wolno mniej?
Właściciela firmy autobusowej "Irzimas" Zygmunta Marcinkiewicza - za umieszczenie pod nazwami litewskimi - polskich nazw miejscowości informujących o trasie przejazdu autobusu, litewski sąd administracyjny skazał na wysoką grzywnę. Podobnie zresztą jak Helenę Tomaszewską, właścicielkę sklepu w podwileńskich Awiżeniach, za umieszczenie dwóch polskich słów pod litewskim szyldem. W Puńsku takich problemów nie ma ani właściciel restauracji "Sodas" ani sklepu "Valdi", przy, którym na tablicy ogłoszeń nikomu nie przeszkadza informacja o kursach na prawo jazdy organizowanych w Sejnach i Suwałkach - także tylko i wyłącznie w języku litewskim.
Analogicznego traktowania mniejszości domagają się politycy litewscy. Na analogię powoływała się prezydent Dalia Grybauskaite, podpisując jawnie niekorzystną dla wileńskich Polaków ustawę o szkolnictwie. Różnice dostrzec nie trudno. Trudniej o nich mówić, zwłaszcza ksenofobicznie nastawionym politykom litewskim, którzy tkwią mentalnie w XIX wiecznej ideologii litewskiego odrodzenia narodowego i nie zauważają, że Wilno jest i pozostanie na zawsze stolicą niepodległej Litwy.
Z Wilna i Puńska dla polonia wp.pl
Michał Rudnicki