Wojna w Czeczenii trwa już 10 lat. Wyrosło tam nowe pokolenie: pokolenie, które nie zna innej rzeczywistości, jak tylko wojnę. Które umie tylko strzelać i zabijać. Bestialsko. Nawet dzieci. Z zimną krwią. Wyrosło też nowe pokolenie kobiet, które przejęły męskie obowiązki, w tym zemstę rodową. Bo na jednego mężczyznę statystycznie przypada dziś w Czeczenii siedem kobiet; tak wygląda naród czeczeński po 10 latach rosyjskiego “stabilizowania” sytuacji w republice.
“Widzimy, że strzelają, ale jeszcze nie do nas” - tak stan społecznej świadomości określił socjolog prof. Jurij Lewada. Czy teraz, kiedy przekroczono kolejne granice, kiedy celem zamachu stały się dzieci, kiedy masowość i różnorodność aktów terroru, do jakich doszło ostatnio w Rosji dotyczy wszystkich - tych, co posyłają dzieci do szkoły, jeżdżą metrem, latają samolotami, stoją na przystankach autobusowych, w Moskwie, Petersburgu, gdziekolwiek - czy teraz coś się zmieni? - zastanawia się autorka tekstu.
Rosja nie ma w tej chwili żadnych skutecznych instrumentów, aby powstrzymać rozlewający się konflikt. A jego zarzewie tli się także w Dagestanie, gdzie zwaśnione elity kilku małych narodów zamieszkujących tę republikę już kilkakrotnie skakały sobie do oczu.
Dziś nie ma już żadnych dobrych rozwiązań. Podpowiedzi z zagranicy, by rozpocząć mediacje czy nawet wprowadzić mediatora zagranicznego, odrzucane są przez Kreml na pniu. Umiędzynarodowienie rokowań nie wchodzi w rachubę, gdyż oznaczałoby przyznanie się do porażki. Czeczenia pozostanie więc wewnętrzną sprawą Rosji - konkluduje Anna Łabuszewska.